środa, 10 lipca 2013

Od Kane'a


Siedziałem w swoich komnatach rozparty wygodnie na fotelu i sączyłem wino. Bachor cesarza był bezpieczny. Siedział w pałacu i próbował podrywać jakieś młode dwórki. Zachowanie Abiliona nawet cesarza doprowadzało do szewskiej pasji. Gdyby nie cesarzowa pewnie kazałby szczeniakowi skórę przetrzepać. Zgłosiłbym się do tego zadania pierwszy, naturalnie. Teraz moja niechęć do smarkacza nie miała jednak znaczenia. Gdyby coś się gnojkowi stało, całe cesarstwo pogrążyłoby się w chaosie. Wystarczył mi jeden senator z imperialnymi ambicjami. Obecność pretendenta do tronu, jaki by on nie był, sprawiała, że większość senatorów siedziała cicho i trzymała ambicje na wodzy. Gdyby jego nie było wszyscy rzuciliby się do władzy i rozszarpali cesarza żywcem. Siebie przy okazji też.
Wypiłem duszkiem kolejny kielich. Szczerze nie cierpiałem tych wszystkich intryg i spisków. Najchętniej stanąłbym z boku i poczekał, aż co słabsi powyrzynają się nawzajem. Usłyszałem puknie do drzwi.
- Wejść! – warknąłem. Oby to było coś ważnego. Do pokoju weszła Vicca.
- Wybacz, że ci przeszkadzam – powiedziała klękając. Zawsze to robiła. Tak właśnie postępowały walkirie wobec swych „panów w boju”.
- Wstań – rozkazałem. Ciekawe co tym razem. Wybuch? Kolejny kataklizm? A może niebo spadło komuś na łeb?
- Chodzi o wyrocznię. Płomienie wokół Kryształowej Celi są błękitne – Warknąłem i zacząłem kląć we wszystkich znanych mi językach, a trochę tego było. Jeszcze jaśnie oświeconej wyroczni mi w tym bałaganie brakowało. Błękitne płomienie wokół świątyni wyroczni oznaczały, że ta słucha uważnie tego co dziej się na świecie. Nie było wiadomo kiedy zechce się wmieszać i w co. Płomienie zielone oznaczały, że wyrocznia budzi się z letargu i powraca do życia. Dawało to około tygodnia niecierpliwego oczekiwania na jej pojawienie się. Kolor złoty oznaczał, że wyrocznia jest całkowicie przytomna i gotowa oddziaływać na losy Kontraświata. Biały zaś, świadczył o tym, że znów zapadła w sen.
- Czy stary już wie? – Miałem oczywiście na myśli cesarza.
- Jeszcze nie. Czy mam mu tę wiadomość przekazać?
-Nie. Sam to zrobię – wyszedłem i skierowałem się prosto do biura cesarza. O tej porze zawsze przesiadywał nad papierzyskami i udawał, że je czyta zanim podpisuje. Straż otwarła przede mną drzwi.
- Panie mój – zacząłem i pokłoniłem się.
- Mów, Kane – zwrócił się do mnie Marek III  odkładając zwoje.
- Mam bardzo ważne wieści. Wyrocznia zaczyna się budzić.
- Co? Czy wiadomo, kiedy nastąpi przebudzenie? – cesarz był bardzo poruszony tą wiadomością. Nic z resztą dziwnego. Wyrocznia miała wpływ dosłownie na wszystko. Od jej kaprysu zależało, kto będzie panował w Kontraświecie.
- Jeszcze nie mój panie. Dostałem właśnie wiadomość, że płomienie wokół Celi zmieniły kolor. Na razie są błękitne – cesarz zamyślił się, zaczął bębnić palcami w blat biurka.
- Powiedz mi Kane, czy sądzisz, że wyrocznia zaakceptuje sukcesje Abiliona?
- Prosisz, panie o szczerą odpowiedź czy tę, którą chcesz usłyszeć?
- Daj spokój, Kane. Nie potrzebny mi kolejny kretyn, który włazi mi w tyłek i dobrze o tym wiesz.
- Jeżeli chcesz więc panie szczerości, uważam, że wyrocznie nie poparłaby Abiliona. Wątpię nawet, żeby senat to zrobił.
- To mój syn! Moja krew, do cholery! – uniósł się władca.
- Wiem panie mój. Jednak nie on jeden… - zacząłem choć wiedziałem jak to się skończy.
- Nawet nie waż się tego sugerować. Szczeniak Minewe nie zasiądzie na tronie. Nigdy.
- Prosiłeś, panie o szczerość – cesarz usiadł znów zamyślony.
- Akke! – warknął, a zaraz pojawił się jeden ze strażników. - Przyprowadź mojego syna.
- Poszukajcie w komnatach lady Hrissty – powiedziałem do strażnika. Nic tak nie wyprowadzało cesarza z równowagi jak rozwiązłość jego synalka.
- Macie go tu zaraz przywlec! – warknął cesarz. – Kane, możesz już odejść. Chcę by twoi ludzie obserwowali Kryształową Celę.
- Oczywiście, mój panie. Jeżeli coś się zmieni bezzwłocznie cię poinformuję – ukłoniłem się i wyszedłem. Drogą minąłem jeszcze Abiliona. Ubranie w nieładzie i wściekłe spojrzenie mówiły, że przerwali mu akurat jak zaczął się rozkręcać. Uśmiechnąłem się zadowolony. Zauważył to, bo przystanął i warcząc coś zamachnął mi się pięścią przed nosem. Uchyliłem się zgrabnie, a smarkacz potknął się o własne buty. Złapałem go, no cóż, średnio delikatnie i z przymilnym uśmieszkiem powiedziałem:
- Uważaj mój panie, możesz zrobić sobie krzywdę – odpowiedział mi nieartykułowany, wściekły charkot. Młokos pozbierał się i podreptał do gabinetu ojca.
Teraz musiałem złożyć wizytę Hebiemu i staremu chytrusowi. Wolałem nie ryzykować osobistego pojawienia się wróciłem więc do swoich komnat.
- Vicca, dopilnuj żeby nikt mi nie przeszkadzał.
- Oczywiście, mój panie – powiedziała walkiria i usiadła po turecku na podłodze tuż obok mnie. Ja natomiast wysłałem tygrysa wprost do kryjówki FALCON’u. Wymusiłem na Shriku przyjęcie ludzkiej postaci. Trafiłem chyba na koniec zebrania. Grupa, z  Hebim na czele, spojrzała na mnie bynajmniej jak na nieproszonego gościa.
- Nie zabawię tu długo, więc nie musicie się kłopotać udawaną uprzejmością. Chciałbym ci przekazać, mały, że wyrocznia się budzi. Sam oceń czy to dobra czy zła wiadomość. A i jeszcze jedno – powiedziałem i podszedłem do biurka. Wziąłem czysty zwój i położyłem na nim dłoń. Wyszeptałem słowo klucz, a na papierze wypaliła się wiadomość. Wziąłem ją i podałem Hebiemu. – To od Oserii.
Chłopak przyjął wiadomość bez słowa. Ja natomiast wyszedłem. Chciałem usłyszeć opinię Blacka na temat ostatnich rewelacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz