Siedziałem w swoich komnatach
rozparty wygodnie na fotelu i sączyłem wino. Bachor cesarza był bezpieczny. Siedział
w pałacu i próbował podrywać jakieś młode dwórki. Zachowanie Abiliona nawet
cesarza doprowadzało do szewskiej pasji. Gdyby nie cesarzowa pewnie kazałby
szczeniakowi skórę przetrzepać. Zgłosiłbym się do tego zadania pierwszy,
naturalnie. Teraz moja niechęć do smarkacza nie miała jednak znaczenia. Gdyby coś się
gnojkowi stało, całe cesarstwo pogrążyłoby się w chaosie. Wystarczył mi jeden
senator z imperialnymi ambicjami. Obecność pretendenta do tronu, jaki by on nie
był, sprawiała, że większość senatorów siedziała cicho i trzymała ambicje na
wodzy. Gdyby jego nie było wszyscy rzuciliby się do władzy i rozszarpali
cesarza żywcem. Siebie przy okazji też.
Wypiłem duszkiem kolejny kielich.
Szczerze nie cierpiałem tych wszystkich intryg i spisków. Najchętniej stanąłbym
z boku i poczekał, aż co słabsi powyrzynają się nawzajem. Usłyszałem puknie do
drzwi.
- Wejść! – warknąłem. Oby to było
coś ważnego. Do pokoju weszła Vicca.
- Wybacz, że ci przeszkadzam – powiedziała
klękając. Zawsze to robiła. Tak właśnie postępowały walkirie wobec swych „panów
w boju”.
- Wstań – rozkazałem. Ciekawe co
tym razem. Wybuch? Kolejny kataklizm? A może niebo spadło komuś na łeb?
- Chodzi o wyrocznię. Płomienie
wokół Kryształowej Celi są błękitne – Warknąłem i zacząłem kląć we wszystkich
znanych mi językach, a trochę tego było. Jeszcze jaśnie oświeconej wyroczni mi
w tym bałaganie brakowało. Błękitne płomienie wokół świątyni wyroczni
oznaczały, że ta słucha uważnie tego co dziej się na świecie. Nie było wiadomo
kiedy zechce się wmieszać i w co. Płomienie zielone oznaczały, że wyrocznia budzi
się z letargu i powraca do życia. Dawało to około tygodnia niecierpliwego oczekiwania
na jej pojawienie się. Kolor złoty oznaczał, że wyrocznia jest całkowicie
przytomna i gotowa oddziaływać na losy Kontraświata. Biały zaś, świadczył o tym, że znów
zapadła w sen.
- Czy stary już wie? – Miałem oczywiście
na myśli cesarza.
- Jeszcze nie. Czy mam mu tę
wiadomość przekazać?
-Nie. Sam to zrobię – wyszedłem i
skierowałem się prosto do biura cesarza. O tej porze zawsze przesiadywał nad
papierzyskami i udawał, że je czyta zanim podpisuje. Straż otwarła przede mną drzwi.
- Panie mój – zacząłem i
pokłoniłem się.
- Mów, Kane – zwrócił się do mnie
Marek III odkładając zwoje.
- Mam bardzo ważne wieści.
Wyrocznia zaczyna się budzić.
- Co? Czy wiadomo, kiedy nastąpi
przebudzenie? – cesarz był bardzo poruszony tą wiadomością. Nic z resztą
dziwnego. Wyrocznia miała wpływ dosłownie na wszystko. Od jej kaprysu zależało,
kto będzie panował w Kontraświecie.
- Jeszcze nie mój panie. Dostałem
właśnie wiadomość, że płomienie wokół Celi zmieniły kolor. Na razie są błękitne
– cesarz zamyślił się, zaczął bębnić palcami w blat biurka.
- Powiedz mi Kane, czy sądzisz,
że wyrocznia zaakceptuje sukcesje Abiliona?
- Prosisz, panie o szczerą odpowiedź
czy tę, którą chcesz usłyszeć?
- Daj spokój, Kane. Nie potrzebny
mi kolejny kretyn, który włazi mi w tyłek i dobrze o tym wiesz.
- Jeżeli chcesz więc panie szczerości,
uważam, że wyrocznie nie poparłaby Abiliona. Wątpię nawet, żeby senat to
zrobił.
- To mój syn! Moja krew, do
cholery! – uniósł się władca.
- Wiem panie mój. Jednak nie on
jeden… - zacząłem choć wiedziałem jak to się skończy.
- Nawet nie waż się tego
sugerować. Szczeniak Minewe nie zasiądzie na tronie. Nigdy.
- Prosiłeś, panie o szczerość –
cesarz usiadł znów zamyślony.
- Akke! – warknął, a zaraz
pojawił się jeden ze strażników. - Przyprowadź mojego syna.
- Poszukajcie w komnatach lady
Hrissty – powiedziałem do strażnika. Nic tak nie wyprowadzało cesarza z
równowagi jak rozwiązłość jego synalka.
- Macie go tu zaraz przywlec! –
warknął cesarz. – Kane, możesz już odejść. Chcę by twoi ludzie obserwowali
Kryształową Celę.
- Oczywiście, mój panie. Jeżeli
coś się zmieni bezzwłocznie cię poinformuję – ukłoniłem się i wyszedłem. Drogą minąłem
jeszcze Abiliona. Ubranie w nieładzie i wściekłe spojrzenie mówiły, że
przerwali mu akurat jak zaczął się rozkręcać. Uśmiechnąłem się zadowolony.
Zauważył to, bo przystanął i warcząc coś zamachnął mi się pięścią przed nosem.
Uchyliłem się zgrabnie, a smarkacz potknął się o własne buty. Złapałem go, no
cóż, średnio delikatnie i z przymilnym uśmieszkiem powiedziałem:
- Uważaj mój panie, możesz zrobić
sobie krzywdę – odpowiedział mi nieartykułowany, wściekły charkot. Młokos
pozbierał się i podreptał do gabinetu ojca.
Teraz musiałem złożyć wizytę Hebiemu
i staremu chytrusowi. Wolałem nie ryzykować osobistego pojawienia się wróciłem
więc do swoich komnat.
- Vicca, dopilnuj żeby nikt mi
nie przeszkadzał.
- Oczywiście, mój panie – powiedziała
walkiria i usiadła po turecku na podłodze tuż obok mnie. Ja natomiast wysłałem
tygrysa wprost do kryjówki FALCON’u. Wymusiłem na Shriku przyjęcie ludzkiej
postaci. Trafiłem chyba na koniec zebrania. Grupa, z Hebim na czele, spojrzała na mnie bynajmniej
jak na nieproszonego gościa.
- Nie zabawię tu długo, więc nie
musicie się kłopotać udawaną uprzejmością. Chciałbym ci przekazać, mały, że
wyrocznia się budzi. Sam oceń czy to dobra czy zła wiadomość. A i jeszcze jedno
– powiedziałem i podszedłem do biurka. Wziąłem czysty zwój i położyłem na nim
dłoń. Wyszeptałem słowo klucz, a na papierze wypaliła się wiadomość. Wziąłem ją
i podałem Hebiemu. – To od Oserii.
Chłopak przyjął wiadomość bez słowa. Ja natomiast wyszedłem. Chciałem
usłyszeć opinię Blacka na temat ostatnich rewelacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz