niedziela, 7 lipca 2013

Od Irezaji


Płynęliśmy po spokojnych wodach, wprost ku wolności. Cieszyłam się jak dziecko, stojąc na dziobie statku i wpatrując się w horyzont. Morska bryza byłą cudowna. Gizelle też cieszyła się bliskością wody. Za to Aeoron siedział blady i chory. Kołysanie zdecydowanie dało mu się we znaki.
- Jak się czujesz? – zapytała mnie Gizelle. Martwiła się o mnie.
- Świetnie – zaszczebiotałam. Nimfa uśmiechnęła się do mnie. Zaraz jednak podniosłą się gwałtownie. Na jej twarzy malował się niepokój. Spojrzałam w górę za jej przykładem i ujrzałam lecące ku nam trzy drakony z jeźdźcami na grzbietach. Gwardia ojca, pomyślałam w pierwszej chwili, zaraz jednak uświadomiłam sobie, że oni przybyliby tu w swoich smoczych formach, a nie na drakonach.
- Pod pokład, już! – warknęła Gizelle. Zanim zdarzyłam zareagować Aeron pociągnął mnie za sobą. Nie zdążyliśmy jednak się schować. Skrzydlate bestie wylądowały, a jeźdźcy stanęli na pokładzie, ich oczy utkwione były we mnie. Byli demonami, tego byłam całkowicie pewna.
- Witamy panienkę Irezaję – uśmiechnął się jeden z jeźdźców i ukłonił z udawanym szacunkiem. – Jestem Alerarti i będę eskortował panienkę do nowego domu.
- Nigdzie z tobą nie pójdę – warknęłam. Byłam gotowa walczyć z nim o swoją wolność.
- Mylisz się maleńka. Twój ojciec nam ciebie obiecał. Byłaś bezpieczna na swojej wyspie, teraz już nie jesteś. Nasz pan chce cię wreszcie dostać, a my grzecznie cię mu dostarczymy.
- Żaden z was jej nie tknie! – Aeron rzucił się z mieczem na pierwszego demona. Ten odpowiedział na atak. Gizelle stanęła przede mną i uniosła ręce. Woda poruszała się wraz z jej ruchem i uderzyła w drakony. Latające gady i jeden z jeźdźców zdołali się uratować, ale drugi został porwany i wciągnięty pod powierzchnię.  Cofnęłam się. Poczułam że coś chwyta mnie i unosi. To jeden z gadów pochwycił mnie w szpony. Nimfa chciała zareagować, jednaka drugi gad uderzył ją ogonem i strącił do wody. Miałam jeszcze jedną nikłą szansę. Spróbowałam się przeobrazić w smoczą formę. Nie zdołałam tego zrobić bo jeździec założył mi na szyję obrożę z dziwnego błyszczącego metalu. Poczułam się słaba.
- Irezaja! – krzyknął Aeron i gnał już w moją stronę. Jeden z demonów skorzystał z okazji i zaatakował. Mój przyjaciel nie zdołał sparować ciosu, zobaczyłam jak upada ranny.
- Zabrać ich oboje – rozkazał Alerarti i wsiadł na grzbiet swojej bestii.
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, wszystko mnie bolało. Uniosłam się i rozejrzałam.
- Witam – usłyszałam. Nade mną stał demon. Był niezwykle wysoki, a od patrzenia w jego oczy przechodziły mnie ciarki. – Cieszę się, że wreszcie się spotykamy.
- Kim jesteś? – zdołałam wyszeptać.
- Jestem Kagath, a ty jesteś zapłatą, jaką twój ojciec oferował mi za potęgę, którą posiada.
- Jaką potęgę? – zapytałam. Nie rozumiałam o co chodzi. Mój ojciec był może wpływowy, ale co to miało wspólnego z demonami?
- Och. Oczywiście o niczym nie wiesz. Zastanawiałaś się może dlaczego Yrazz od osiemnastu lat nie ukazał nikomu swojej smoczej formy? Dlaczego tak nad sobą panuj? Znika nocami? Pragnął siły, a my mu ją daliśmy. Próbował jednak nas oszukać. Teraz wszystko jest tak jak być powinno. Rozgość się w nowym domu – zaśmiał się złowieszczo i wyszedł. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie jestem. Co się stało z Aeronem i Gizelle? Prosiłam tylko w duchu o ratunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz