piątek, 12 lipca 2013

Od Kaelusa


Bardzo powoli zacząłem łapać kontakt z rzeczywistością. Próbowałem otworzyć oczy, ale bardzo szybko okazało się, że to zły pomysł. Promienie światła uderzyły we mnie z siłą sporych rozmiarów łopaty. Jęknąłem i przewróciłem się na drugi bok. Chłodna poduszka sprawiała mi autentyczną rozkosz i  dawała nadzieję, że moja czaszka nie eksploduje. W ustach miałem coś nieprzyjemnego, czułem się jakbym przeżuł stary but, ale jakoś nie mogłem się zebrać, żeby wstać i czegoś się napić. 
Moje szare komórki bardzo powoli i opieszale zebrały się do pracy i próbowały skojarzyć wczorajszy wieczór z moim obecnym stanem. No i oczywiście przywołać chociaż strzępy wspomnień. Procesy myślowe spadły u mnie niemal do zera, ale próbowałem dalej. Właśnie coś zaczynało mi świtać gdy moja ręka trafiła na coś włochatego. Obrazy uderzyły mnie mocniej chyba niż wcześniej światło. Pamiętałem popijawę i….. Na świetlisty tyłek wyroczni! Kariego!
Z krzykiem zerwałem się z łóżka. W mgnieniu oka z pozycji horyzontalnej przeniosłem się we wskazującą. Jak oparzony odskoczyłem od łóżka i oparłem się o przeciwległą ścianę.
- Co jest? – zapytał BlackBo ziewając szeroko i spoglądając na mnie zaspanymi oczyma.
- Co ty…? – zapytałem, ale jednocześnie odetchnąłem z ulgą. Była szansa, że niczego nie nawywijałem. Modliłem się o to w duchu.
- Tamte dwa ciołki tak chrapały, że nie mogłem spać. Więc pomyślałem, że zdrzemną się tutaj – wyjaśnił przytulając się do poduszki. – A tobie co?
- Ymm… Mam takie pytanie… - Motałem się. – Czy kiedy tu przyszedłeś…  Nikogo tu nie było prawda?
- Oż, ty draniu. Znowu ci się coś trafiło? – Zachwycił się autentycznie wilkołak.
- Nie! – Krzyknąłem, a mój własny głos rozszedł się falą uderzeniową po mojej zbolałej czaszce. Zachwiałem się i przymrużyłem oczy. – To znaczy mam nadzieję, że nie. Powiedz błagam, że byłem sam.
- No tak, ale na korytarzu minąłem się z tym całym Karim – powiedział. Na całe szczęście nie wpadł mu do głowy żaden głupi pomysł.
- No, ok. – wyszeptałem. – To ja pójdę na dół.
- No tylko się trochę ogarnij, bo wyglądasz jak… - tu nastąpiło bardzo obrazowe określenie mojego obecnego stanu fizycznego, którego nie przytoczę z czystej kultury.
Za namową wilkołaka podreptałem do łazienki. Stanąłem przed lustrem. Widok był naprawdę przygnębiający. Byłem blady, rozczochrany, a sińce pod moimi oczami sprawiały, że wyglądałem jak źle ucharakteryzowany zombie.
Doprowadziłem się do porządku, na tyle, na ile było to możliwe. Co prawda dalej czułem się jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł, ale cóż.
Z duszą na ramieniu i na miękkich nogach zszedłem po schodach. Kariego znalazłem siedzącego przy stoliku w towarzystwie jakiegoś starszego jegomościa, który tłumaczył mu coś żywo gestykulując. Wziąłem głęboki wdech, pomodliłem się w duch i podszedłem bliżej.
- K…Kari… - zacząłem, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Pół anioł spojrzał na mnie z uśmiechem. Jego uśmiech przeraził mnie tak, że serce chyba mi się zatrzymało…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz