Dwójka na motorze była jeszcze do zniesienia. Ale z lisem przed sobą już było zbyt tłoczno. Żałowałem, że nie mam przyczepy... chociaż przy takiej prędkości, długo by nie wytrzymała. Było ciemno, więc to Rakyo podpowiadał mi, jak mam jechać, omijając kamyki i inne niebezpieczne przeszkody na drodze.
- Gdzie najpierw? - spytał smok, jak zwykle zostawiając strategiczną część mi.
- Do senatora - odpowiedziałem, przekrzykując wiatr. Lisiczka popatrzyła na mnie czujniej, ale nie ruszyła się. Była łączniczką, jedną z najlepszych w stadzie mistrza.
- Po co? Sądzisz, że powie ci coś więcej? - Rakyo nie wyczuł moich intencji. Zaprzeczyłem tylko głową, skupiając się na jeździe. Wiedziałem, że nie dowiem się bezpośrednio nic nowego, dlatego też musieliśmy zrobić swój własny wywiad. W kieszeni miałem małego robota zwiadowcę, a i lisica potrafiła szpiegować lepiej niż ktokolwiek inny. W końcu dojechaliśmy pod tereny tymczasowej posesji senatora. Był okres parlamentarny, więc wszyscy senatorowie przebywali na wyspie cesarskiej. Zatrzymałem motor w zakolu i poczekałem, aż zejdzie z niego Rakyo. Sam zostałem na siedzisku z przymkniętą nie do końca przepustnicą.
- Postaraj się nie rzucać w oczy, będę za jakiś czas - oznajmiłem zdziwionemu smokowi. Lisica przeszła na moje plecy, oplatając się ściśle ogonem i kładąc przednie łapy i głowę na moim ramieniu, by ułatwić mi szybką jazdę. Włączyłem maksymalne obroty i zwolniłem hamulec. Tym razem to zwierzę mną kierowało, uważając nie tyle na drogę, bo ta była gładka i zadbana, ale na potencjalnych strażników.
Mimo pilnie strzeżonego terenu, przejechaliśmy prawie pod posesję, niezauważeni przez nikogo. Dziękowałem bogom, że udało mi się znaleźć nowy tłumik na wydech po tym, jak ostatni spłonął w niejasnych okolicznościach.
Wskazałem głową lisicy, by już szła. Zwierzę zwinnie odplątało się ze mnie i zniknęło w wysokich trawach, nie wydając najmniejszego dźwięku. Ja sięgnąłem do kieszeni i wygrzebałem żuko-podobnego robota. Włączyłem go i postawiłem na ziemi. Pilotem pokierowałem urządzeniu po kolei do okien, nie wiedząc, w którym urzęduje Yrazz. W końcu znalazłem właściwe okno, zablokowałem ruch robota i odjechałem, ukrywając się cały czas w cieniach na tle wschodzącego słońca.
- Teraz czekamy, tak? - spytał Rakyo, gdy w końcu znalazłem się przy nim i wyłączyłem silnik.
- Tak, nic innego nam nie zostaje. Miejmy nadzieję, że senator da nam jakieś wskazówki - odpowiedziałem, wyciągając z torby laptopa z łączem na pluskwę. Włączyłem opcję dźwięku.
Senator zaczynał się budzić. Wiedziałem, że w najlepszym wypadku będziemy musieli spędzić dzień, czekając na poszlaki. W najgorszym, nie dowiemy się niczego. Nie miałem zamiaru tracić czasu, wpatrując się bez celu w monitor, dlatego położyłem laptopa na siedzisku motoru i wyciągnąłem z pochwy czarny miecz, chcąc przyjrzeć się mu lepiej.
Był trochę większy od tego, do którego się przyzwyczaiłem, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że lżejszy od niego. Ostrze lśniło w promieniach słońca metaliczną barwą. Nie potrzebowałem wielkiej siły magicznej, by wiedzieć, że jest naładowane energią potężniejszą, niż mogłem sobie to wyobrazić. Legenda głosiła, że pierwszy właściciel zabił nim tysiąc demonów, zyskując nieśmiertelność, ale oddał ją pod wpływem miłości do kobiety. Historia natomiast mówiła, że nieśmiertelny lub nie, był wielkim wodzem. Mowa tu o Adrianie, pierwszym człowieku na Kontraświecie. Jak było naprawdę, nie wie nikt.
- Nowa zabawka? - spytał Rakyo, obejmując mnie w pasie. Uderzyem go łokciem w bok, ale nie na tyle mocno, by sprawiło mu to ból. - Jasne, jasne - mruknął niezadowolony smok, puszczając mnie. Wciąż jednak pozostawał blisko i wpatrywa się w ostrze, niepewny, czy bezpieczniebędzie je dotknąć.
- Coś w tym stylu - uśmiechnąłem się i szybkim ruchem schowałem katanę. - Pamiętka rodzinna - dodałem jeszcze.
W trawach w okolicy coś zaszumiało. Oboje obróciliśmy się w kierunku dźwięku, automatycznie wyjmując broń, ja swoją starą. Zza drzew w końcu pojawił się...
- Gdzie najpierw? - spytał smok, jak zwykle zostawiając strategiczną część mi.
- Do senatora - odpowiedziałem, przekrzykując wiatr. Lisiczka popatrzyła na mnie czujniej, ale nie ruszyła się. Była łączniczką, jedną z najlepszych w stadzie mistrza.
- Po co? Sądzisz, że powie ci coś więcej? - Rakyo nie wyczuł moich intencji. Zaprzeczyłem tylko głową, skupiając się na jeździe. Wiedziałem, że nie dowiem się bezpośrednio nic nowego, dlatego też musieliśmy zrobić swój własny wywiad. W kieszeni miałem małego robota zwiadowcę, a i lisica potrafiła szpiegować lepiej niż ktokolwiek inny. W końcu dojechaliśmy pod tereny tymczasowej posesji senatora. Był okres parlamentarny, więc wszyscy senatorowie przebywali na wyspie cesarskiej. Zatrzymałem motor w zakolu i poczekałem, aż zejdzie z niego Rakyo. Sam zostałem na siedzisku z przymkniętą nie do końca przepustnicą.
- Postaraj się nie rzucać w oczy, będę za jakiś czas - oznajmiłem zdziwionemu smokowi. Lisica przeszła na moje plecy, oplatając się ściśle ogonem i kładąc przednie łapy i głowę na moim ramieniu, by ułatwić mi szybką jazdę. Włączyłem maksymalne obroty i zwolniłem hamulec. Tym razem to zwierzę mną kierowało, uważając nie tyle na drogę, bo ta była gładka i zadbana, ale na potencjalnych strażników.
Mimo pilnie strzeżonego terenu, przejechaliśmy prawie pod posesję, niezauważeni przez nikogo. Dziękowałem bogom, że udało mi się znaleźć nowy tłumik na wydech po tym, jak ostatni spłonął w niejasnych okolicznościach.
Wskazałem głową lisicy, by już szła. Zwierzę zwinnie odplątało się ze mnie i zniknęło w wysokich trawach, nie wydając najmniejszego dźwięku. Ja sięgnąłem do kieszeni i wygrzebałem żuko-podobnego robota. Włączyłem go i postawiłem na ziemi. Pilotem pokierowałem urządzeniu po kolei do okien, nie wiedząc, w którym urzęduje Yrazz. W końcu znalazłem właściwe okno, zablokowałem ruch robota i odjechałem, ukrywając się cały czas w cieniach na tle wschodzącego słońca.
- Teraz czekamy, tak? - spytał Rakyo, gdy w końcu znalazłem się przy nim i wyłączyłem silnik.
- Tak, nic innego nam nie zostaje. Miejmy nadzieję, że senator da nam jakieś wskazówki - odpowiedziałem, wyciągając z torby laptopa z łączem na pluskwę. Włączyłem opcję dźwięku.
Senator zaczynał się budzić. Wiedziałem, że w najlepszym wypadku będziemy musieli spędzić dzień, czekając na poszlaki. W najgorszym, nie dowiemy się niczego. Nie miałem zamiaru tracić czasu, wpatrując się bez celu w monitor, dlatego położyłem laptopa na siedzisku motoru i wyciągnąłem z pochwy czarny miecz, chcąc przyjrzeć się mu lepiej.
Był trochę większy od tego, do którego się przyzwyczaiłem, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że lżejszy od niego. Ostrze lśniło w promieniach słońca metaliczną barwą. Nie potrzebowałem wielkiej siły magicznej, by wiedzieć, że jest naładowane energią potężniejszą, niż mogłem sobie to wyobrazić. Legenda głosiła, że pierwszy właściciel zabił nim tysiąc demonów, zyskując nieśmiertelność, ale oddał ją pod wpływem miłości do kobiety. Historia natomiast mówiła, że nieśmiertelny lub nie, był wielkim wodzem. Mowa tu o Adrianie, pierwszym człowieku na Kontraświecie. Jak było naprawdę, nie wie nikt.
- Nowa zabawka? - spytał Rakyo, obejmując mnie w pasie. Uderzyem go łokciem w bok, ale nie na tyle mocno, by sprawiło mu to ból. - Jasne, jasne - mruknął niezadowolony smok, puszczając mnie. Wciąż jednak pozostawał blisko i wpatrywa się w ostrze, niepewny, czy bezpieczniebędzie je dotknąć.
- Coś w tym stylu - uśmiechnąłem się i szybkim ruchem schowałem katanę. - Pamiętka rodzinna - dodałem jeszcze.
W trawach w okolicy coś zaszumiało. Oboje obróciliśmy się w kierunku dźwięku, automatycznie wyjmując broń, ja swoją starą. Zza drzew w końcu pojawił się...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz