czwartek, 11 lipca 2013

Od Kaelusa


- Ryyybki – zamruczał znowu Jori. Przed chwilą BlackBo wołał „cip cip cip”, ale już mu się znudziło. Bardzo dobrze, że zabrałem solidny prowiant, bo gdybym miał czekać, aż oni coś złowią siedziałbym tu jeszcze ze dwadzieścia lat.
-No i znowu nic – mruknął Jori patrząc na pusty haczyk. - Jest chyba za krzywy, trzeba go trochę wyprostować.
Zanim ktoś z nas zdążył zareagować wilkołak wsadził haczyk w pysk i próbował go rozgiąć zębami. Niestety kawałek metalu wyślizgnął mu się i wbił w wargę. Usłyszałem głośny skowyt. Podbiegłem do wilkołaka. Spoglądał na mnie jakby zaraz miał się rozpłakać, na dodatek skomlał przeraźliwie.
- Poczekaj, zaraz to wyciągnę – powiedziałem i ostrożnie nakreśliłem znak wokół rany. Zaklęcie uśmierzyło ból. Mimo to gdy Jori zobaczył, że dotykam haczyka zaczął się wyrywać wrzeszcząc, że go boli. Nie chciałem zrobić mu jeszcze większej krzywdy, a niestety na to się zanosiło o ile miał się zamiar tak wyrywać. Ogłuszyłem go więc słabym zaklęciem. Wilkołak padł jak długi, a ja pozbyłem się haczyka i od razu zaleczyłem skaleczone miejsce.
- Nic mu nie jest? – zapytała Argo patrząc na leżącego Joriego.
- No coś ty. Kal się zna na leczeniu jak nikt. – Powiedział BlackBo.
- Trzeba by go gdzieś położyć. Zaklęcie podziała jeszcze przez jakiś czas – Właśnie mieliśmy się rozłożyć gdy pierwsza kropla deszczu spadł mi centralnie na nos.
- Takie właśnie mam szczęście – mruknąłem.
- Tu niedaleko jest gospoda. Tuż przy głównym trakcie – wyjaśnił Kari. Pozbieraliśmy się więc szybko i ruszyliśmy we wskazanym kierunku. Pieter i BlackBo nieśli nieprzytomnego Joriego. Jeden złapał go za ręce, drugi za nogi. Wilkołaki bujały towarzyszem na boki i śpiewały mu kołysanki. Wkrótce Argo też złapała rytm i śpiewała wraz z nimi.
- Jak ty to wytrzymujesz? – zapytał mnie Kari. Mężczyzna spoglądał na mnie ze szczerym współczuciem w oczach.
- Jakoś daję radę, zazwyczaj…. – powiedziałem. Z westchnieniem ulgi powitałem widok ciepłej, suchej karczmy.
- Trzy pokoje poproszę.
-  Jeden najlepiej dźwiękoszczelny, bo my będziemy tam spać, a Jori to już chrapie – dodał BlackBo. Barman dał mi trzy klucze. Jeden podałem wilkołakom, drugi Kariemu.
- Nie trzeba było… - zaczął, chyba nieco zakłopotany.
- Daj spokój. Mała musi się wyspać – wskazałem na Argo, pokładającą się na ramieniu mężczyzny. – Poza tym, bądź co bądź, jesteś tu przeze mnie. - Pół demon przyjął klucz z podziękowaniami, po czym poszedł położyć do łóżka drakonę. Ta oczywiście protestowała i próbowała mu wmówić, że wcale zmęczona nie jest. Jori też został odniesiony na górę i rzucony na łóżko. Reszta wilków zbiegła na dół i zażyczyła sobie kolacji. Wybrali, o zgrozo, ryby. Uśmiali się przy jedzeniu, naśladując przy okazji wycie Joriego. Kiedy wreszcie poszli na górę i ucichli odetchnąłem z ulgą.
- Podziwiam twoją cierpliwość – powiedział Kari stawiając przede mną karafkę wina. Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i napełniłem spory puchar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz