Znalazłem go tam, gdzie się go
spodziewałem, nieopodal posiadłości Yrazza. Siedział wraz ze swoim towarzyszem
i spoglądał na ekran laptopa. Nie miałem zamiaru go zaskoczyć. Postarałem się
więc by mnie usłyszał. Tak jak podejrzewałem odruchowo wyciągnął broń.
- Witaj Hebi – powiedziałem podchodząc
bliżej.
- A ty czego tu? Nasz jaśnie
oświecony cesarz wysłał swojego kota obronnego? – zapytał mnie chłopak.
Oczywistym było, że mnie nie lubił. Sama osoba cesarza była dla niego wystarczającym
powodem, żeby nie lubić jego, ani nikogo z jego otoczenia. Jedynie Black nie
był uważany przez Hebiego za potwora. Resztę wrzucił do jednego wora. Nie
przeszkadzało mi to jakoś specjalnie.
- Też się cieszę, że cię widzę –
skwitowałem z uśmiechem. Smok spojrzał na mnie z groźnym błyskiem. Myślał
zapewne, że stanowię potencjalne zagrożenie dla jego pana i kochanka. – Mam dla
ciebie pewne informacje, jeżeli cię oczywiście interesują.
- Jakie informacje? – zapytał Hebi.
Najwyraźniej ciekawość była minimalnie chociaż większa niż niechęć.
- Szpiegowanie pana senatora nic
wam nie da – smok spojrzał na mnie chyba nieco zmieszany i niepewny. – Jeżeli chcecie
wykonać misję to radzę wam zacząć od Gizelle.
- A kto to niby jest?
- Osobista służka panienki
Irezaji. Tak się składa, że wie o wiele więcej nawet, niż chciałby pan senator.
Właśnie dlatego pragnie ją uciszyć. Na całe szczęście dziewczyna posiada
informacje, których Yrazz chce. Dodam, że wam też na nich zależy, jeżeli
chcecie znaleźć dziewczynę.
- Po co nam to wszystko mówisz? –
Hebi jak zwykle wietrzył we wszystkim podstęp. To była dobra cecha, pozwalał mu
widzieć prawdę.
- Cesarz również chce poznać
sekrety pana senatora, oczywiście. Tak się składa, że wy tę misję wykonać
musicie i szczerze, cesarz nie dba co się z wami przy okazji stanie. Dlatego chce
przy okazji dowiedzieć się kilku rzeczy, nie trwoniąc własnego czasu i ludzi –
chłopaka wyraźnie zaskoczyła moje szczerość. Nie lubiłem owijanie w bawełnę i
gierek. Choć często musiałem brać w nich udział. Jeżeli jednak mogłem sobie
pozwolić na szczerość, mówiłem prosto z mostu. Poza tym, nie powiedziałem tak
naprawdę nic, czego Hebi już by nie wiedział.
- A i jeszcze jedno – powiedziałem
na odchodne. – Dopilnuj żeby Abilion nie dowiedział się że to masz – wskazałem na
czarne ostrze. – W przeciwnym wypadku każe cię przywlec i publicznie zetnie ci
głowę – Hebi sapnął. Niechęci do cesarza mogła dorównać jedynie niechęć do jego
dziedzica. Ale to akurat dziwne nie było. Tego bachora nie lubił chyba nikt.
Odwróciłem się i odszedłem,
zostawiając ich samych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz