
Z ciepłym sercem przeczytałem wiadomość od starej kotołaczki. Życzyła mi wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się urodzin. Urodzin, o których ja sam zapomniałbym, gdyby nie ta karteczka. Napisała, żebym w dniu urodzin przyszedł do niej, bo ma coś dla mnie. Uśmiechnąłem się cierpko, myśląc, czy będzie jeszcze miało co do niej przyjść.
- Coś ważnego? - spytał Rakyo, przyglądając mi się uważnie ze swojego fotela. Ubrany był w białą koszulkę, brudnoróżową tunikę i marszczone rurki. Wiedziałem, że nie był to zupełnie jego styl, ale wyglądał naprawdę uroczo, zwłaszcza w związanych włosach. Mimowolnie uśmiechnąłem się, widząc go. Zawsze to robiłem, gdy tylko widziałem smoka, mimo prób opanowania tego czasem niezręcznego zachowania.
- Nic takiego - odpowiedziałem, kierując kartkę w stronę Rakyo'ego. Ten zaprzeczył gestem, odwracając wzrok.
- Mimo wszystko, to twoja korespondencja. Jeśli mówisz, że wszystko w porządku, to nie mam podstaw ci nie ufać - uśmiech smoka był powalający.
- Przestań - szepnąłem cicho, odwracając się. Wiedziałem, że nie mogę sobie pozwolić na rozprężenie w takiej chwili. Smok nie wydawał się być bardzo zawiedziony moim zachowaniem, choć trochę go bolało. Rozumiał równie dobrze co ja, dlaczego to robię.
- Muszę porozmawiać z mistrzem. Poczekasz na mnie chwilę? - poprosiłem, zmieniając temat. Smok skinął głową bez większych emocji.
Wyszedłem na zewnątrz. Od razu zauważyłem mojego mistrza, w ludzkiej postaci rozmawiającego z Kane'm. Wiedziałem, że Strażnik nie odnajduje subtelnych sygnałów zdenerwowania mojego mistrza. Nie wiem, ile osób na Kontraświecie to potrafiło.
Gdy wreszcie skończyli dyskusję, podszedłem.
Gdy wreszcie skończyli dyskusję, podszedłem.
- Black-dono - odezwałem się pierwszy, przyciągając uwagę na siebie. Wiedziałem, że nie muszę tego robić, a jednak wolałem. Mistrz uśmiechnął się.
- Ile razy prosiłem cię o pomijanie honoryfikacji? - spytał, nieco rozbawiony. - Zwłaszcza teraz. Nie sądzę, żeby sprawy jeszcze działały w tą stronę.
- Nie rozumiem... - zawahałem się. Nie miałęm pojęcia, o czym mówi lisołak.
- Sam zrozumiesz wkrótce. Obudziłeś już Czarne Ostrze, prawda? - mistrz od razu przeszedł do konkretów. Poczułem nieprzyjemny ból mentalny w głowie. Ostrze jak gdyby obudziło się z letargu i jego obecność pojawiła się w mojej głowie.
Jest niebezpieczny?... Przeszkadza ci?... Możemy się nim zając... uślyszałem w głowie. W przeciwieństwie do ostatniego razu, teraz było to jak gdyby kilka osobnych istnień.
Dosyć. Nikt nie będzie nikim się zajmował bez mojej zgody. uciąłem dywagacje. Miałem nadzieję, że świadomość miecza posłucha.
- A więc tak - stwierdził mój mistrz, przyglądając mi się uważnie. Musiał widzieć na mojej twarzy, że toczyłem bitwę we własnej głowie. - Mój mały... Miałem nadzieję, że nie dojdzie do tego tak szybko. No nic... w każdym bądź razie, gdyby cokolwiek się działo, powiadom mnie o tym od razu, dobrze? Byłem obecny przy poprzednim przebudzeniu, więc będę ci w stanie pomóc. Idealnie by było, gdybym mógł być cały czas przy tobie, ale wiem, że to niemożliwe. Jeśli chcesz, możesz zamieszkać u mnie. Ale decyzja należy do ciebie.
- Ja... - nie byłem pewny, co odpowiedzieć. Odwróciłem wzrok. - Muszę to przemyśleć. Mogę? - spytałem w konću. Mistrz uśmiechnął się miękko. Jeszcze nigdy nie widziałem u niego tak wyraźnych emocji. Troski, troszkę strachu, czegoś, co wydawało mi się miłością, ale było niemożliwe do zaakceptowania.
- Oczywiście. Świat zmienia się dla ciebie szybciej, niż jesteś to w stanie zrozumieć. Niż ktokolwiek byłby w stanie. Weź sobie dzień lub dwa wolnego. Zajmę się wszystkim podczas twojej nieobecności. Musisz odpocząć.
- Na pewno? - zawahałem się i popatrzyłem w oczy mistrzowi. TEn kiwnął lekko glową i odwrócił mnie, popychając delikatnie ku biuru.
- On czeka.
Co działo się dalej? Heh, powiem tylko tyle, że jedyne, czego żałuję to to, że trwało tak krótko. Ale i tak było wystarczająco długie, by zapomnieć o całym świecie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz