Zakląłem siarczyście, zapominając nawet o przejściu na japoński. Rakyo popatrzył na mnie uważnie z mieszanką zdumienia i strachu w oczach. Wątpię, by widział mnie kiedyś w takim stanie. Ale szybko się otrząsnąłem. Odsunąłem dajmona, tym razem pod postacią mężczyzny, od ciała i szybko przeszukałem ciało. Poza emblematem Głównego Strażnika, nie miał na sobie nic szczególnego.Widziałem złotą parę oczy wpatrującej się we mnie z obojętną uwagą lisicy i te drugie, smocze. Rakyo nie za bardzo wiedział, co powinien zrobić, mimo całego swojego doświadczenia na misjach.W końcu podniosłem się z klęczek.
- Spal to - poleciłem. Smok wykonał mój rozkaz jakby mimowolnie, nie myśląc nawet nad tym, co robi.
- To był człowiek Strażnika, prawda? - spytała nimfa, a ja tylko kiwnąłem lekko głową. W tym samym momencie zadzwonił telefon. Dzwonił Ekler.
- Stary, właśnie skończyłem z dziewczyną, która spala niecały tydzień temu z senatorem jaszczurką - usłyszałem zdenerwowany głos elfa. - Nie wiem, ile w tym prawdy, ale ponoć coś mruczał po pijaku, że wkrotce zostanie cesarzem, żeby się nie martwiła, bo zostanie królową. Nie wiem, na ile to...
- Wiem, stary. Właśnie to odkryłem - przerwałem mu. - Słuchaj, stary, nie mam za bardzo jak rozmawiać. Wiem, że to, co zaraz powiem będzie co najmniej dziwne i sam nie wierzę, że to robię, ale pilnujcie cesarskiego szczeniaka. Nawet kosztem siebie. I nikomu nie ufajcie. Jak tylko będę mógł, pojawię się w biurze - oświadczyłem i rozłączyłem się. Miałem nadzieję, że nikt nas nie podsłuchiwał.
- Naprawdę myślisz o powrocie do stolicy? Nie zdziwiłbym się, gdyby już na ciebie czekała armia skrytobójców - stwierdził Strażnik, przybierając znów formę tygrysa.
- Nie powiedziałem, że idę do stolicy. To, co nazwałem biurem jest naszym tajnym miejscem zbiórek na wypadek niebezpiecznych sytuacji - wyjaśniłem. - Jak chcesz, możesz się teraz wycofać. Albo nie... będziesz udawał, że nie masz z nami nic wspólnego. Pilnuj cesarza i dziedzica, cokolwiek będzie się działo. Nie obchodzi mnie jak, ale masz to zrobić sam, nie angażuj nawet swoich ludzi, jeśli nie musisz - poleciłem dobitnie. Nie wiem skąd, ale czułem w sobie jakąś iskrę, coś jakby wolę bogów, bym przewodził.
Strażnik chyba wyczuł, że sprzeciw w tym momencie będzie równoznaczny z wypowiedzeniem mi wojny, bo nie sprzeciwił się, tylko kiwnął łbem.
- Gdy będziesz na miejscu, znajdź jakiegoś kitsune. Wszystkie są połączone myślowo ze sobą, a w odróżnieniu od telefonów, nie da się ich podsłuchać - dodałem na polecenie czarnej lisiczki. - Rakyo, weź nimfe i czekajcie na mnie w biurze - poleciłem. Nie zniósłbym na chwilę obecną sprzeciwu i smok to wyczuł.
- A ty? - spytał tylko.
- A ja muszę jeszcze coś załatwić. Nie zajmie mi to długo - widziałem, że Rakyo bije się z myślami i niechęcią zostawienia mnie samego, ale w końcu biały łeb pokiwał kilka razy głową i smok położył się płasko, wpuszczając na siebie Gizelle. Gdy zarówno tygrys, jak i smok odeszli, wyciągnąłem z pochwy czarne ostrze i wbiłem je przed sobą w ziemię.
- Tyrfing - wezwałem imię miecza. Ostrze zapulsowało ciemnym światłem. Wyczułem w sobie czyjąś obecność, potężną, przedwieczną, bezwzględną. Wiedziałem, że nawet, gdybym próbował ją zablokować, jedynie skończyłoby się to źle dla mnie. Więc czekałem, aż miecz znajdzie sobie w moim umyśle, co chce. W końcu świadomość stała się mniej nachalna, niemal kobieco subtelna.
Dlaczego mnie wezwałeś? zabrzmiało w mojej głowie. Już dawno nikt nie miał na tyle odwagi. I mocy.
Chcę mocy. odpowiedziałem w myślach.
Po co? Chcesz władzy? Masz mnie i nie masz władzy? świadomość miecza była najwyraźniej zdziwiona. I rozbawiona.
Nie chcę władzy. Władza zabija jej posiadacza. Chcę mocy. Chcę mocy, by móc chronić to, co dla mnie ważne. odpowiedziałem pewnie.
A co dla ciebie jest ważne?
Ludzie dookoła mnie. Ci, których znam, i których nie znam. Ważny jest dla mnie spokój wszechświata, sprawiedliwość i szczęście tych, których kocham.
A ty? Ty jesteś ważny? dopytywał się miecz, próbując mnie.
Ja nie jestem tak ważny jak oni. odpowiedziałem po chwili namysłu. Ale umrzeć nie mogę. nastąpiła cisza.
Więc poświęcisz kogoś bliskiego sobie, aby utrzymać siebie przy życiu, jeśli będzie taka potrzeba?
Nie dopuszczę do takiej sytuacji. Nie dopuszczę, bo ktoś kazał mi wybierać między moim życiem a cudzym. miecz jak gdyby zaśmiał się na te słowa.
W takim razie jesteśmy do twojej dyspozycji. Razem z tobą nie dopuścimy, by ktoś inny dokonywał za ciebie wyborów. Archa. Archa było to słowo z języka mocy, najstarszego i najpotężniejszego, a oznaczało pana. Miecz mnie zaakceptował, a wszystkie dusze w nim zamknięte właśnie oznajmiły mi swoje wieczne posłuszeństwo bez względu na wszystko. Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc, że to nie tyle błogosławieństwo, co klątwa. Już na zawsze miały mi towarzyszyć w umyśle, nie dając ani sekundy samotności. Coś za coś. Schowałem ostrze do pochwy, wsiadłem na motor i pojechałem do biura. Nie spieszyło mi się jednak, jak zwykle miałem to w zwyczaju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz