Każdy człowiek ma jakiś próg wytrzymałości
psychicznej. Ja swój właśnie przekroczyłem. Kiedy usłyszałem jak Kari
mówi do mnie per „kotku” omal nie dostałem zawału. Miałem ochotę zapaść
się pod ziemię. Zacząłem mimochodem szukać drogi ucieczki. Na całe
szczęście okazało się to tylko żartem. Okrutnym, ale tylko żartem.
Powinienem być na niego wściekły za zafundowanie mi stanu
przedzawałowego, ale byłem jedynie wdzięczny. Wdzięczny za to, że moje
obawy się nie sprawdziły.
Poczułem jak ogromny ciężar spada mi z
serca i przysiągłbym, że nawet usłyszałem huk. Spojrzałem na swoje
stopy, na które, według obliczeń mojego ociężałego mózgu, powinno owe
wyimaginowane żelastwo spaść. Wszystko było ok. Klapnąłem więc ciężko na
stołek i duszkiem wypiłem wodę.
- Oj. Porządziło się, da? Ty mołodoj, słabo
w boju zahartowanyj. Ty poluczisz – powiedział starszy mężczyzna widząc
jak przyciskam policzek do chłodnego blatu. – Ja Dmitrij, kamandir –
Przedstawił się.
- Kaelus, ale mów mi Kael lub Kal. Miło mi –
powiedziałem i uśmiechnąłem się życzliwie. Zrobiło mi się strasznie
duszno. Zdjąłem kamizelkę i rozpostarłem skrzydła lekko się wachlując,
pilnowałem przy tym żeby nie przeszkadzać towarzyszowi.
- A tu kakij bał budiet, panie angielie? –
zapytał przyglądając mi się uważnie. Miałem odpowiedzieć kiedy tuż
przed nosem śmignęła mi Argo. Drakona usadowiła mi się na plecach.
- Cześć Kael – wyszczerzyła kły w radosnym uśmiechu.
- Cześć Złociutka – przywitałem ją i
podrapałem pod brodą. Jak na jakiś dziwny sygnał po schodach zbiegły
wilkołaki. Były tylko trzy, a zdawało się jakby była ich cała chorda. W
uszach mi zadźwięczało i poczułem się jakby ktoś zdzielił mnie obuchem.
- Błagam… ciszej – wymamrotałem próbując przywrócić sobie ostrość widzenia.
- A taaaaak…ciiiiicho… Bo nasz Kal wczoraj
popił i go pacynka boli – podsumował BlackBo złowieszczym szeptem.
Odpowiedział mu gromki śmiech pozostałej dwójki. No tego to już było za
wiele. Zniosłem konkurs muzyki biesiadnej, łowienie ryb i Joriego przy
okazji, kołysanki i mnóstwo innych, ale tego już miałem dość. Machnąłem
ręką i wypowiedziałem zaklęcie. Niczym bajkowa wiedźma odebrałem
wilkołakom głosy. Chwyciłem trzy błyszczące kule i schowałem je pod
obrócony do góry dnem kufel.
- Teraz macie być grzeczni, bo inaczej nie
odwrócę zaklęcia – Ostrzegłem. Cała trójka spojrzała na mnie z takim
wyrzutem, smutkiem i szokiem, że niemal dałem się złamać i oddałem im
ich własność. Postanowiłem jednak trochę poczekać.
Dmitrij spoglądał na to wszystko z ciekawością.
- Przepraszam za zamieszanie. Bywało gorzej – uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Daaaaa…Intieriesno. Babuszka mówiła, kak wy wszyskie prawdziwe, a głupie ludi cmiejalisia.
- Wybacz, ale nie bardzo wiem o co
chodzi... – przyznałem. Nie bardzo mieściło mi się w głowie jak, ani
dlaczego ktoś miałby poddawać w wątpliwość nasze istnienie. Tym
bardziej, że zarówno anioły jak i wilkołaki były gatunkami dość
rozpowszechnionymi i obecnymi chyba na każdej wyspie.
- On pochodzi ze Świata – oznajmił Kari.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz