sobota, 13 lipca 2013

Od Kaelusa

Każdy człowiek ma jakiś próg wytrzymałości psychicznej. Ja swój właśnie przekroczyłem. Kiedy usłyszałem jak Kari mówi do mnie per „kotku” omal nie dostałem zawału. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Zacząłem mimochodem szukać drogi ucieczki. Na całe szczęście okazało się to tylko żartem. Okrutnym, ale tylko żartem. Powinienem być na niego wściekły za zafundowanie mi stanu przedzawałowego, ale byłem jedynie wdzięczny. Wdzięczny za to, że moje obawy się nie sprawdziły.
Poczułem jak ogromny ciężar spada mi z serca i przysiągłbym, że nawet usłyszałem huk. Spojrzałem na swoje stopy, na które, według obliczeń mojego ociężałego mózgu, powinno owe wyimaginowane żelastwo spaść. Wszystko było ok. Klapnąłem więc ciężko na stołek i duszkiem wypiłem wodę.
- Oj. Porządziło się, da? Ty mołodoj, słabo w boju zahartowanyj. Ty poluczisz – powiedział starszy mężczyzna widząc jak przyciskam policzek do chłodnego blatu. – Ja Dmitrij, kamandir – Przedstawił się.
- Kaelus, ale mów mi Kael lub Kal. Miło mi – powiedziałem i uśmiechnąłem się życzliwie. Zrobiło mi się strasznie duszno. Zdjąłem kamizelkę i rozpostarłem skrzydła lekko się wachlując, pilnowałem przy tym żeby nie przeszkadzać towarzyszowi.
- A tu kakij bał budiet, panie angielie? – zapytał przyglądając mi się uważnie. Miałem odpowiedzieć kiedy tuż przed nosem śmignęła mi Argo. Drakona usadowiła mi się na plecach.
- Cześć Kael – wyszczerzyła kły w radosnym uśmiechu.
- Cześć Złociutka – przywitałem ją i podrapałem pod brodą. Jak na jakiś dziwny sygnał po schodach zbiegły wilkołaki. Były tylko trzy, a zdawało się jakby była ich cała chorda. W uszach mi zadźwięczało i poczułem się jakby ktoś zdzielił mnie obuchem.
- Błagam… ciszej – wymamrotałem próbując przywrócić sobie ostrość widzenia.
- A taaaaak…ciiiiicho… Bo nasz Kal wczoraj popił i go pacynka boli – podsumował BlackBo złowieszczym szeptem. Odpowiedział mu gromki śmiech pozostałej dwójki. No tego to już było za wiele. Zniosłem konkurs muzyki biesiadnej, łowienie ryb i Joriego przy okazji, kołysanki i mnóstwo innych, ale tego już miałem dość. Machnąłem ręką i wypowiedziałem zaklęcie. Niczym bajkowa wiedźma odebrałem wilkołakom głosy. Chwyciłem trzy błyszczące kule i schowałem je pod obrócony do góry dnem kufel.
- Teraz macie być grzeczni, bo inaczej nie odwrócę zaklęcia – Ostrzegłem. Cała trójka spojrzała na mnie z takim wyrzutem, smutkiem i szokiem, że niemal dałem się złamać i oddałem im ich własność. Postanowiłem jednak trochę poczekać.
Dmitrij spoglądał na to wszystko z ciekawością.
- Przepraszam za zamieszanie. Bywało gorzej – uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Daaaaa…Intieriesno. Babuszka mówiła, kak wy wszyskie prawdziwe, a głupie ludi cmiejalisia.
- Wybacz, ale nie bardzo wiem o co chodzi... – przyznałem. Nie bardzo mieściło mi się w głowie jak, ani dlaczego ktoś miałby poddawać w wątpliwość nasze istnienie. Tym bardziej, że zarówno anioły jak i wilkołaki były gatunkami dość rozpowszechnionymi i obecnymi chyba na każdej wyspie.
- On pochodzi ze Świata – oznajmił Kari.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz