Leżałem na kolanach Rakyo, powoli próbując ustatkować oddech, gdy usłyszeliśmy trzask przed budynkiem. Momentalnie podniosłem się i wymamrotałem zaklęcie uspakajające, zarówno na siebie, jak i smoka. Przyłożyłem palec do ust w dość oczywistym geście ciszy. Rakyo kiwnął głową, sięgając po moje ubranie.
Chwilę później w zupełnej ciszy podszedłem do drzwi. W ręce miałem Tyflinga. Jego świadomość w mojej głowie nie była tak mocna, jak wtedy, gdy chciał ze mną rozmawiać, ale wystarczająca, by go czuć. Ostrze cieszyło się nadchodzącym rozlewem krwi, tego byłem pewien.
Powoli podważyłem zapadkę i otworzyłem drzwi. Za nimi czaił się wampir, ale od razu go zauważyłem. Bezszelestnie przysunąłem się do niego z prędkością, za którą nie mógł nadąrzyć.
- Czego tu szukasz? - syknąłem mu do ucha, przykładając ostrze do szyi. Ten pisnął zaskoczony i próbował mi się wywinąć. Nie musiałem się nawet ruszyć, by po mieczy popłynęła krew z jego szyi. Na widok opadającego na ziemię truchła wyłonili się kolejni skrytobójcy, w ilościach niemal małej armii. Większość wśród nich była typem fizycznym, choć dostrzegłem kilka elfów, czy nimf. Rozejrzałem się dookoła siebie i skrzywiłem. Nierozsądne byłoby walczyć z nimi na zamkniętej przestrzeni, z małą możliwością ruchu. Pobiegłem między filarami, aż w końcu trafiłem z całym swoim ogonem na sporych rozmiarów polanę.
Obserwowałem z uwagą drapieżnika, jak obława powoli mnie okrążała. Zauważyłem w oddali biały kształt Rakyo, ale machnąłem mu, by nie pokazywał się. Nie potrzebowałem pomocy. Zaatakowałem pierwszy, nie czekając na reakcję tłumu. Niemalże przy każdym moim kroku co najmniej dwie kolejne dusze dołączały do przeszłości. Po chwili było po wszystkim - stałem w kałuży krwi pomiędzy leżącymi trupami. Mało który z nich mogłem teraz określić jako rozpoznawalny. Z tego, co dostrzegłem przed ich śmiercią, byli szkoleni masowo, szybko, ale dosyć skutecznie. Wątpiłem, by ich dołączenie do szeregów właściciela było dobrowolne, ale nie zagłębiałem się w to. Część z nich miała emblematy nieznanej mi organizacji.
Tyfling w mojej ręce nie posiadał się z radości. Czerpał przyjemność z każdej śmierci, którą przed chwilą zadał. Jego uczucia niemalże zalewały mnie ciepłą falą, czułem niemal materialny przepływ mocy, gdy ostrze miało kontakt z krwią. Miecz cieszył się samym sobą i dziełem, które stworzył, był dumny ze swojej przydatności i zdolności zabijania. Byłem prawie pewny, że, nawet na mim poziomie umiejętności, pomagał mi kierując w jakimś stopniu ruchami. Czułem się z nim jednością, gdy tańczyłem swój taniec śmierci. Wytarłem go o kawałek czystego ubrania jednego z zabitych i schowałem go do pochwy.
I wtedy dotarło do mnie z całą świadomością, co się stało. Rozszerzyłem oczy, przerażony widokiem krwi na rękach. Wszędzie unosił się zapach śmierci, cierpko słodki i odpychający. Popatrzyłem po twarzach zabitych. Przerażenie, zaskoczenie, ból, beznadzieja - to z nich odczytałem, jeśli tylko nie były roztrzaskane lub zalane krwią. Przełknąłem ślinę i chciałem coś powiedzieć, ale głos zastygł mi w gardle, uniemożliwiając jakikolwiek dźwięk. Z trudem łapałem powietrze, płuca paliły żywym ogniem. Byłem przerażony tym, co się stało. Przerażony potęgą miecza i satysfakcją, którą czuł podczas zabijania. Przerażony sobą, że trzymałem Tyflinga w ręku i czułem równą mu satysfakcję ze śmierci w chwili, gdy zabijałem.
Usłyszałem szelest za sobą. Obróciłem się powoli, gotowy na wszystko. Zza drzew wyszedł Rakyo, a wraz z nim Kane, najwyraźniej ściągnięty z pałacu burdą i donosami mieszkańców hotelu, któzy z pewnością widzieli zajście.
- Ja... - szepnąłem, wygrywając wreszcie walkę z tchawicą. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłem na kolana i leglbym zupełnie we krwi, gdyby nie Rakyo, w ostatniej chwili łapiący mnie. Smok przytulił mnie mocno. Wiedziałem, że specjalnie zakrywa swoim ciałem moje oczy, bym nie mógł nic zobaczyć. Czulem jego drżenie. Nawet jako rasa dość okrutna i przyzwyczajona do boju, był wstrząśnięty tym, co zobaczył.
- Co się tu stało? - spytał rzeczowo Kane, ale nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Po policzkach pociekły mi łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz