środa, 10 lipca 2013

Od Kane'a


Byłem porządnie wściekły. Gorzej być nie mogło. Senator z przerostem ego, demony, cesarz w niebezpieczeństwie, jego rozpuszczony szczeniak do pilnowania i do tego świeżo obudzony erilu. Dla wyjaśnienia, erilu to tytuł, którym strażnicy określają kogoś z wolą władcy. Jeżeli wyrocznia nie postanowi inaczej na tron cesarski może wstąpić prawowity dziedzic, lub właśnie erilu.
- Eirinn! Remes! – warknąłem.  Smok i dajmon zjawili się natychmiast. – Każ ogarom pilnować szczeniaka. Jak będzie trzeba możesz tego małego durnia wywałaszyć i wychłostać, a później zamknąć w piwnicy. Ma być tylko żywy, reszta mnie nie interesuje.
- Jak sobie życzysz panie -  smok ukłonił się i wyszedł pospiesznie.
- Remes! Powiedz lisom, że chcę się widzieć ze starym chytrusem, za góra piętnaście minut. Będzie wiedział gdzie.
- Tak jest! – usłyszałem w odpowiedzi.
- Shrik! – warknąłem a mój dajmon zmaterializował się tuż obok mnie. Dotknąłem jego łba i scaliłem się ze zwierzęciem. Pospiesznie wyszedłem z pałacu kierując się w nieużywane uliczki. Nie było tam nic oprócz magazynów, dlatego można tam było w miarę swobodnie rozmawiać. W pałacu i każdym z lokali ściany miały uszy. Black już na mnie czekał.
- Dobrze, że jesteś – zacząłem. Wyjaśniłem mu całą sytuację. Wydawał się nieźle zszokowany tym, że jego mały, niewinny Hebi sięgnął po moc, nad którą mógł nie zapanować. A czego on się niby spodziewał? Dał mu ostrze i liczył może, że nie przebudzi ono w nim chęci władzy? Choćby tylko po to, żeby bronić bliskich. Ale to właśnie dawało Czarne Ostrze. Pragnienie władzy, mocy i możliwość ich osiągnięcia.
Stary lis odszedł i ja też zbierałem się właśnie do siebie, gdy zauważyłem dwóch nieznajomych. Szli lekko podenerwowani.
- A wy czego szukacie? I ile wiecie? – zapytałem. Mężczyźni obrócili się powoli. Jeden miał w sobie demoniczną krew, czułem ją bardzo dobrze. Drugi był mieszańcem anioła, rozpoznałem w nim syna Atraela. Chłopak spojrzał nam nie z niepewnym uśmiechem.
- Witaj Kane – powiedział i lekko się ukłonił, ten drugi też schylił lekko głowę okazując, że uznaje mój status, nawet jeżeli nie miał pojęcia kim jestem – Otóż my tylko zwiedzamy. To znaczy mój towarzysz zwiedza, ja robię za przewodnika.
- Posłuchaj mnie młody. Nie wiem co słyszałaś i nie powiem ile mnie to obchodzi. Pamiętaj, że od pewnych spraw masz się trzymać z daleka. Jeżeli zobaczę, że węszysz po pałacu, każę cię wypatroszyć. Dopilnuj, żeby twój kolega też to zrozumiał – chłopak wydawał się autentycznie wystraszony i dobrze. Strach dawał władzę. Drugi z mężczyzn też wydawał się spięty i niepewny co zrobić. – A ty pół demonie, lepiej opuść miasto. Demony traktuje się tu ostatnio mało delikatnie. Jeżeli straż cię dorwie skończysz w loch. I nie jest to bynajmniej pusta groźba z mojej strony, a niestety suchy fakt. A teraz spieprzać stąd oboje.
Obaj mężczyźni usłuchali. Mimo, że pół demon spoglądał na mnie widocznie rozeźlony moim tonem. Miałem szczerą nadzieję, że ta dwójka nie po kojarzy faktów. A choćby i nawet to i tak bardziej sprawy skomplikować nie mogli. Pospiesznie wróciłem do pałacu, żeby wysłuchać raportu na temat wrednego smarkacza i poczekać na Blacka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz