Byłem porządnie wściekły. Gorzej
być nie mogło. Senator z przerostem ego, demony, cesarz w niebezpieczeństwie, jego
rozpuszczony szczeniak do pilnowania i do tego świeżo obudzony erilu. Dla wyjaśnienia,
erilu to tytuł, którym strażnicy określają kogoś z wolą władcy. Jeżeli
wyrocznia nie postanowi inaczej na tron cesarski może wstąpić prawowity
dziedzic, lub właśnie erilu.
- Eirinn! Remes! – warknąłem. Smok i dajmon zjawili się natychmiast. – Każ ogarom
pilnować szczeniaka. Jak będzie trzeba możesz tego małego durnia wywałaszyć i
wychłostać, a później zamknąć w piwnicy. Ma być tylko żywy, reszta mnie nie
interesuje.
- Jak sobie życzysz panie - smok ukłonił się i wyszedł pospiesznie.
- Remes! Powiedz lisom, że chcę
się widzieć ze starym chytrusem, za góra piętnaście minut. Będzie wiedział
gdzie.
- Tak jest! – usłyszałem w
odpowiedzi.
- Shrik! – warknąłem a mój dajmon
zmaterializował się tuż obok mnie. Dotknąłem jego łba i scaliłem się ze
zwierzęciem. Pospiesznie wyszedłem z pałacu kierując się w nieużywane uliczki. Nie
było tam nic oprócz magazynów, dlatego można tam było w miarę swobodnie
rozmawiać. W pałacu i każdym z lokali ściany miały uszy. Black już na mnie
czekał.
- Dobrze, że jesteś – zacząłem.
Wyjaśniłem mu całą sytuację. Wydawał się nieźle zszokowany tym, że jego mały,
niewinny Hebi sięgnął po moc, nad którą mógł nie zapanować. A czego on się niby
spodziewał? Dał mu ostrze i liczył może, że nie przebudzi ono w nim chęci
władzy? Choćby tylko po to, żeby bronić bliskich. Ale to właśnie dawało Czarne
Ostrze. Pragnienie władzy, mocy i możliwość ich osiągnięcia.
Stary lis odszedł i ja też
zbierałem się właśnie do siebie, gdy zauważyłem dwóch nieznajomych. Szli lekko podenerwowani.
- A wy czego szukacie? I ile
wiecie? – zapytałem. Mężczyźni obrócili się powoli. Jeden miał w sobie
demoniczną krew, czułem ją bardzo dobrze. Drugi był mieszańcem anioła,
rozpoznałem w nim syna Atraela. Chłopak spojrzał nam nie z niepewnym uśmiechem.
- Witaj Kane – powiedział i lekko
się ukłonił, ten drugi też schylił lekko głowę okazując, że uznaje mój status,
nawet jeżeli nie miał pojęcia kim jestem – Otóż my tylko zwiedzamy. To znaczy
mój towarzysz zwiedza, ja robię za przewodnika.
- Posłuchaj mnie młody. Nie wiem
co słyszałaś i nie powiem ile mnie to obchodzi. Pamiętaj, że od pewnych spraw
masz się trzymać z daleka. Jeżeli zobaczę, że węszysz po pałacu, każę cię wypatroszyć.
Dopilnuj, żeby twój kolega też to zrozumiał – chłopak wydawał się autentycznie
wystraszony i dobrze. Strach dawał władzę. Drugi z mężczyzn też wydawał się
spięty i niepewny co zrobić. – A ty pół demonie, lepiej opuść miasto. Demony traktuje
się tu ostatnio mało delikatnie. Jeżeli straż cię dorwie skończysz w loch. I
nie jest to bynajmniej pusta groźba z mojej strony, a niestety suchy fakt. A
teraz spieprzać stąd oboje.
Obaj mężczyźni usłuchali. Mimo,
że pół demon spoglądał na mnie widocznie rozeźlony moim tonem. Miałem szczerą
nadzieję, że ta dwójka nie po kojarzy faktów. A choćby i nawet to i tak bardziej
sprawy skomplikować nie mogli. Pospiesznie wróciłem do pałacu, żeby wysłuchać
raportu na temat wrednego smarkacza i poczekać na Blacka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz