sobota, 20 lipca 2013

Od Kane'a


Wszedłem do swojego biura i rozsiadłem się wygodnie.
- Hebi, przez cały czas był w swoich kwaterach. Został mu przydzielony Moon, jako prywatny sługa. Abilion wpadła na pomysł, żeby posłać po Hebiego, ale zanim wydał ostateczny rozkaz niefortunnie spadł ze schodów. Obyło się bez poważnych obrażeń – w głosie Remesa pobrzmiewał prawdziwy żal, że blond kretyn wyszedł z tego bez szwanku. – Atrael postanowił przytrzymać go dla pewności w szpitalu.
- Coś jeszcze?
- Przyszły raporty od obserwatorów. Wszystkie leżą już na pańskim biurku – obserwatorzy byli przeważnie dobrze poinformowanymi ludźmi, czasami właścicielami lokali, rzadziej prawdziwymi agentami. Wszyscy dostawali okrągłe sumki za przydatne informacje. Żaden jednak nie wiedział, że pracuje dla mnie.
- Dobrze. Możesz odejść – dajmon skłonił się i wyszedł.
Wziąłem plik kartek i  zacząłem je wertować. Było tego sporo. Większość typowy chłam typu senator X spotkał się z kurtyzaną Y w burdelu Z itp. Opłacałem taki tabun ludzi, że wyspa cesarska nie miała przede mną wielu tajemnic.
Zatrzymałem wzrok dopiero na imieniu Hebiego. W raporcie była niezwykle ciekawa rozmowa, którą odbył w pewnej kawiarni. Towarzyszył mu Rakyo. Tematem rozmowy byłem ja. Aż mnie w sercu zakuło, że panicz Hebi zniżył się do dyskusji na temat mojej skromnej osoby. Przebieg rozmowy wywołał u mnie potok przekleństw ku czci głupoty szczeniaka.
Właśnie skończyłem kolejną malowniczą wiązankę epitetów gdy do mojego gabinetu wparował Rakyo.
- Kane, z Irezają jest coś nie tak! – zakomunikował.
- Po pierwsze gówniarzu nie pozwoliłem ci mówić sobie na ty – wstałem i podszedłem do smoka. Chłopak spojrzał na mnie wystraszony. - Nie jestem do cholery twoim kumplem ze stodoły, w której się ulęgłeś. Po drugie jeżeli jeszcze raz nazwiesz minie „łajzą” to zrobię sobie z twoich łusek mozaikę w salonie. I nawet twój kochaś nie uratuje ci dupy. Czy to jasne?
- T...tak... Ale skąd..? – wymamrotał.
- Gówno cię to obchodzi, a teraz migiem, bo jak mniemam przeszkadzasz mi w jakimś konkretnym celu.
Smok poprowadził mnie szybko do komnat Irezaji. Przez całą drogę nerwowo oglądał się za siebie sprawdzając, czy aby nie chcę go po cichu zabić.
- Co tu się kurwa dzieje? – spytałem. Spojrzałem na Hebiego, znowu zrobił tą swoją wyniosła minę. Tylko obecność  Normenel powstrzymała mnie przed złapaniem go za bety i potrząsaniem nim dopóki nie wylezie prawdziwy on.
- Dziewczyna jest pod wpływem Kagatha. Potrzebuję kogoś, kto mógłby wygnać demona z jej umysłu – oświadczył anioł spoglądając na mnie. Wyrocznia uważała najwidoczniej, że spokój dla mnie jest zbytecznym luksusem i stawiała coraz to ciekawsze wyzwania na mojej drodze.
- Dobra skarbie, zajmę się dziewuchą. Ale zmień buźkę proszę, jak mam się koło ciebie obudzić to przynajmniej chcę, żebyś była rudą ślicznotką – Hebi spojrzał na mnie jak na przybysza z innego świata. Nie wiem czy zdziwił go fakt, że chcę pomóc, czy sposób w jaki odnosiłem się do anioła. Normenel natomiast pokręcił głową z lekkim uśmiechem i spełnił moją prośbę.
Podszedłem do dziewczyny. Shrik podniecony obecnością demonicznej aury wylazł i staną warcząc. Wszyscy zebrani spojrzeli na tygrysa.
- A ty znowu swoje wredna bestio?! – warknąłem i bezceremonialnie zdzieliłem wielkiego kota w pysk. Ten czym prędzej wrócił do mnie. Obecni w pokoju spojrzeli na mnie. W ich oczach mieszały się strach, zdziwienie i totalne niezrozumienie tego co przed chwilą widzieli. – Mała sprzeczka... – wyjaśniłem .
Usiadłem obok anielicy i zamknąłem oczy. Normenel pomogła mi w odnalezieniu drogi do umysłu dziewczyny. Pierwsze co wyczułem była obecność demona. Ciężka i dominująca. Ale jeżeli ma się za sobą taki trening jaki ja miałem przez lata spędzone ze Shrikiem w swojej głowie nie było to nic nadzwyczajnego.
- Mamusia cię nie uczyła cholerne plugastwo, że nie włazie się do głowy nieletnim dziewczynom? – zapytałem
- Kane... Jak zwykle czarujący – usłyszałem. – Kiedy nauczysz się nie wtrącać w nie swoje sprawy?
- A  kiedy ty nauczysz się bękarcie, że masz trzymać się z dala od żywych? Masz swoją zgraję sadystów? No to jak wam się nudzi to się rozbierzcie i pilnujcie ubrań!
- Gdyby nie to, że podoba mi się twój wyszczekany pysk, zabiłbym cię.
- Masz okazję... – syknąłem i posłałem Shrika w stronę demona. Rozmowa z Kagathem dała mi tyle czasu by dokładnie go zlokalizować.
Walka była krótka i bardzo  brutalna. Demon nie chciał ustąpić, ale w końcu siła moja i dajmona osłabiły go na tyle, by umysł dziewczyny zaczął się budzić i stawiać poważny opór. Demon był na przegranej pozycji, wiedział o tym i odpuścił, chociaż wiedziałem, że ostateczne przegnanie go będzie wymagało większego wysiłku.
Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Czułem się jakby kopnął mnie byk. Irezaja spała spokojnie, jej umysł był wyczerpany, ale była bezpieczna, przynajmniej na razie.
- K...Kane... – usłyszałem przytłumiony szept Normenel. Spojrzałem na nią. Oczy miała szeroko otwarte z przerażenia. Rozejrzałem się po twarzach innych obecnych. Wszyscy przyglądali mi się ze strachem. Przez moment zastanawiałem się o co im chodzi i wtedy zobaczyłem kałużę krwi wokół siebie. Omiotłem się wzrokiem. No tak, pieprzona bestia znowu przesadziła. On oberwał, a ja odchoruję.
- Pięknie... – mruknąłem. Anielica pospiesznie zajęła się moimi ranami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz