Wszedłem do swojego biura i
rozsiadłem się wygodnie.
- Hebi, przez cały czas był w
swoich kwaterach. Został mu przydzielony Moon, jako prywatny sługa. Abilion
wpadła na pomysł, żeby posłać po Hebiego, ale zanim wydał ostateczny rozkaz
niefortunnie spadł ze schodów. Obyło się bez poważnych obrażeń – w głosie
Remesa pobrzmiewał prawdziwy żal, że blond kretyn wyszedł z tego bez szwanku. –
Atrael postanowił przytrzymać go dla pewności w szpitalu.
- Coś jeszcze?
- Przyszły raporty od
obserwatorów. Wszystkie leżą już na pańskim biurku – obserwatorzy byli przeważnie
dobrze poinformowanymi ludźmi, czasami właścicielami lokali, rzadziej
prawdziwymi agentami. Wszyscy dostawali okrągłe sumki za przydatne informacje. Żaden
jednak nie wiedział, że pracuje dla mnie.
- Dobrze. Możesz odejść – dajmon skłonił
się i wyszedł.
Wziąłem plik kartek i zacząłem je wertować. Było tego sporo. Większość
typowy chłam typu senator X spotkał się z kurtyzaną Y w burdelu Z itp. Opłacałem
taki tabun ludzi, że wyspa cesarska nie miała przede mną wielu tajemnic.
Zatrzymałem wzrok dopiero na
imieniu Hebiego. W raporcie była niezwykle ciekawa rozmowa, którą odbył w
pewnej kawiarni. Towarzyszył mu Rakyo. Tematem rozmowy byłem ja. Aż mnie w
sercu zakuło, że panicz Hebi zniżył się do dyskusji na temat mojej skromnej
osoby. Przebieg rozmowy wywołał u mnie potok przekleństw ku czci głupoty
szczeniaka.
Właśnie skończyłem kolejną
malowniczą wiązankę epitetów gdy do mojego gabinetu wparował Rakyo.
- Kane, z Irezają jest coś nie
tak! – zakomunikował.
- Po pierwsze gówniarzu nie
pozwoliłem ci mówić sobie na ty – wstałem i podszedłem do smoka. Chłopak
spojrzał na mnie wystraszony. - Nie jestem do cholery twoim kumplem ze stodoły,
w której się ulęgłeś. Po drugie jeżeli jeszcze raz nazwiesz minie „łajzą” to
zrobię sobie z twoich łusek mozaikę w salonie. I nawet twój kochaś nie uratuje
ci dupy. Czy to jasne?
- T...tak... Ale skąd..? –
wymamrotał.
- Gówno cię to obchodzi, a teraz
migiem, bo jak mniemam przeszkadzasz mi w jakimś konkretnym celu.
Smok poprowadził mnie szybko do
komnat Irezaji. Przez całą drogę nerwowo oglądał się za siebie sprawdzając, czy
aby nie chcę go po cichu zabić.
- Co tu się kurwa dzieje? –
spytałem. Spojrzałem na Hebiego, znowu zrobił tą swoją wyniosła minę. Tylko
obecność Normenel powstrzymała mnie
przed złapaniem go za bety i potrząsaniem nim dopóki nie wylezie prawdziwy on.
- Dziewczyna jest pod wpływem
Kagatha. Potrzebuję kogoś, kto mógłby wygnać demona z jej umysłu – oświadczył anioł
spoglądając na mnie. Wyrocznia uważała najwidoczniej, że spokój dla mnie jest
zbytecznym luksusem i stawiała coraz to ciekawsze wyzwania na mojej drodze.
- Dobra skarbie, zajmę się
dziewuchą. Ale zmień buźkę proszę, jak mam się koło ciebie obudzić to
przynajmniej chcę, żebyś była rudą ślicznotką – Hebi spojrzał na mnie jak na przybysza
z innego świata. Nie wiem czy zdziwił go fakt, że chcę pomóc, czy sposób w jaki
odnosiłem się do anioła. Normenel natomiast pokręcił głową z lekkim uśmiechem i
spełnił moją prośbę.
Podszedłem do dziewczyny. Shrik
podniecony obecnością demonicznej aury wylazł i staną warcząc. Wszyscy zebrani
spojrzeli na tygrysa.
- A ty znowu swoje wredna bestio?!
– warknąłem i bezceremonialnie zdzieliłem wielkiego kota w pysk. Ten czym
prędzej wrócił do mnie. Obecni w pokoju spojrzeli na mnie. W ich oczach
mieszały się strach, zdziwienie i totalne niezrozumienie tego co przed chwilą
widzieli. – Mała sprzeczka... – wyjaśniłem .
Usiadłem obok anielicy i
zamknąłem oczy. Normenel pomogła mi w odnalezieniu drogi do umysłu dziewczyny.
Pierwsze co wyczułem była obecność demona. Ciężka i dominująca. Ale jeżeli ma
się za sobą taki trening jaki ja miałem przez lata spędzone ze Shrikiem w
swojej głowie nie było to nic nadzwyczajnego.
- Mamusia cię nie uczyła cholerne
plugastwo, że nie włazie się do głowy nieletnim dziewczynom? – zapytałem
- Kane... Jak zwykle czarujący –
usłyszałem. – Kiedy nauczysz się nie wtrącać w nie swoje sprawy?
- A kiedy ty nauczysz się bękarcie, że masz
trzymać się z dala od żywych? Masz swoją zgraję sadystów? No to jak wam się
nudzi to się rozbierzcie i pilnujcie ubrań!
- Gdyby nie to, że podoba mi się
twój wyszczekany pysk, zabiłbym cię.
- Masz okazję... – syknąłem i
posłałem Shrika w stronę demona. Rozmowa z Kagathem dała mi tyle czasu by
dokładnie go zlokalizować.
Walka była krótka i bardzo brutalna. Demon nie chciał ustąpić, ale w
końcu siła moja i dajmona osłabiły go na tyle, by umysł dziewczyny zaczął się
budzić i stawiać poważny opór. Demon był na przegranej pozycji, wiedział o tym
i odpuścił, chociaż wiedziałem, że ostateczne przegnanie go będzie wymagało
większego wysiłku.
Obudziłem się z ogromnym bólem
głowy. Czułem się jakby kopnął mnie byk. Irezaja spała spokojnie, jej umysł był
wyczerpany, ale była bezpieczna, przynajmniej na razie.
- K...Kane... – usłyszałem przytłumiony
szept Normenel. Spojrzałem na nią. Oczy miała szeroko otwarte z przerażenia.
Rozejrzałem się po twarzach innych obecnych. Wszyscy przyglądali mi się ze
strachem. Przez moment zastanawiałem się o co im chodzi i wtedy zobaczyłem
kałużę krwi wokół siebie. Omiotłem się wzrokiem. No tak, pieprzona bestia znowu
przesadziła. On oberwał, a ja odchoruję.
- Pięknie... – mruknąłem.
Anielica pospiesznie zajęła się moimi ranami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz