Czym prędzej ruszyliśmy do Werrak.
Pogoda dopisała, więc szliśmy spokojnym krokiem rozmawiając. Co prawda dalej odczuwałem skutki wczorajszego wieczoru, ale
czułem się stopniowo coraz lepiej.
Wilkołaki zasypywały naszego
nowego towarzysza gradem pytań. On z kolei bardzo chętnie na nie odpowiadał.
Dowiedziałem się co nieco o Świecie, a konkretnie, o ojczyźnie Dmitrija „Rassii”.
Okazało się, że tam nie wierzy się nawet w istnienie istot takich jak my i żyją
tam tylko zwykli ludzie. Dmitrij opowiadał nam naprawdę wiele ze swych licznych
przygód. Jory, BlackBo i Pieter byli zachwyceni opowieściami o licznych
walkach, bójkach i rozróbach. Najwięcej "Ochów" i "Achów" wywołała chyba opowieść o pojedynku z niedźwiedziem. Sporo było tam też wypitego alkoholu, prowadzenia
najrozmaitszych pojazdów, które nasz towarzysz sam potrafił konstruować i to z
tego co miał aktualnie pod ręką. Nie byłbym zdziwiony gdyby wilkołaki zaczęły
bić pokłony przed mężczyznom i tytułować go mistrzem. W końcu pakowanie się w
kłopoty było ich ulubionym zajęciem.
Najciekawszym
jednak elementem, który przewijał się niemal w każdej historii był pewien
eliksir. Mianowicie spirytus, którym w Rassii leczyło się dosłownie wszystko. Miał
zbawienny wpływ na żołądek, szczególnie jeżeli wymieszano go z wodą i pieprzem.
A w postaci nalewek był świetny na przeziębienia i grypy. Jako uzdrowiciel
bardzo chciałbym zbadać owy niezwykły eliksir. Niestety okazało się, że
ostatnią butelkę Dmitrij wypił, aby wyleczyć kaca. Szkoda, że ja nie miałem
tego lekarstwa.
Argo oplotła mi się na ramionach
i mruczała zadowolona gdy ją drapałem lub głaskałem. Kari spoglądał na to z
nieukrywaną ciekawością. Najwidoczniej drakona nieczęsto się do kogoś
przywiązywała. Wydawało mi się to dziwne, bo była przecudnym stworzeniem, a po
szkole jaką zafundowali mi moi trzej przyjaciele wydawała mi się nadzwyczaj
spokojna.
Do Werrak dotarliśmy krótko po południu.
Nie było ono tak naprawdę miastem, chociaż każdemu mogło się tak właśnie
wydawać. Składało się z kompleksów świątynnych oraz budynków mieszkalnych i
innych, które były niezbędne do codziennego życia kapłanów i przyjezdnych.
Straży nie było tu dużo, poza tym nie było tu, oprócz najwyższych
kapłanów-uzdrowicieli, żadnej władzy. Werrak, posiadało status azylu i tu
właśnie mógł przybyć niemal każdy, by szukać schronienia. Jeżeli kapłanie
zgodzili się udzielić mu schronienia jedynie sam cesarz mógł ubiegać się o
wydanie więźnia. Mimo to, a może właśnie dlatego, przestępczość tutaj prawie
nie istniała.
- Witaj, Kaelusie – przywitał mnie
jeden z kapłanów gdy tylko przekroczyliśmy próg pierwszej z świątyń.
- Essef – skłoniłem się lekko,
ale mężczyzna zaraz mnie powstrzymał.
- Nie pozwolę, by syn Atraela mi
się kłaniał. A teraz chodź chłopcze. Ty i twoi przyjaciele zawsze jesteście tu
mile widziani.
- Ojciec przysłał mnie po kilka
drobiazgów – oznajmiłem i podałem Essefowi listę.
- Oczywiście, niezwłocznie ktoś
zajmie się dostarczeniem ci potrzebnych składników. Ty i twoi kompani możecie
za ten czas odpocząć.
- Dziękuję.
- No to gdzie teraz? – zapytał Kari.
Chyba był w tym miejscu po raz pierwszy. Uśmiechnąłem się i zaprowadziłem ich
do niewielkiego lokalu, który prowadziła przyjaciółka mojego ojca. Pani Lucylla
była ludzką kobietą w średnim wieku. Gdy byłem dzieckiem zawsze gdy z ojcem odwiedzaliśmy to
miejsce zostawałem tutaj i bawiłem się w ogrodzie na tyłach.
Kiedy tylko przekroczyłem próg
pani Lucylla wyszła z zaplecza aby nas przywitać. Jak zwykle wyglądała naprawdę
ładnie. Długie białe już włosy związane miała w luźny kok, a łagodne,
niebieskie oczy spoglądały na nas z życzliwością. Uśmiechnęła się szeroko na
mój widok.
- Kael! Jak miło cię widzieć
skarbie – powitała mnie klepiąc czule po policzku.
- Skaaarbie… - wymruczał Pieter
uśmiechając się do mnie.
- Puszku, to nie ładnie naśmiewać
się kolegi. Przeproś zaraz. - kobieta pogroziła palcem wilkołakowi i przymrużyła
oczy. Pani Lucylla dobrze znała wilkołaki. Traktował nas wszystkich trochę jak
własne dzieci, tym bardziej, żę swoich własnych nie maiał.
- Przeprasza – powiedział Pieter.
- A gdzie są Czarnulek i Misiek?
- Tu jesteśmy! – zawołali chórem
BlackBo i Jori.
- A reszta twoich znajomych? – spojrzała na Kariego.
- To jest Kari i Argo – wskazałem
drakonę, która przeniosła się chwilowo na plecy pół demona. – A to jest
towarzysz Dmitrij.
Dmitrij wyszedł przed nas i
ściągnął czapkę. Spojrzał na kobietę i ukłonił jej się całując ją w dłoń.
- Zdrastwujtie, ja Dmitrij. Kak tiebia zawód, haraszuju żenśćinu? (Jak masz na imię, piękna kobieto?) – nasz towarzysz wyglądał na oczarowanego, pani
Lucylla z resztą również.
- Lucylla – odpowiedziała nasza
gospodyni rumieniąc się po czubek nosa. Spojrzeliśmy z Karim po sobie.
Nasza gospodyni zaprowadziła nas
w głąb sali i wskazała stolik. Po krótkiej chwili zostaliśmy poczęstowani przepysznym
ciastem i sokiem z malin. Towarzysz Dmitrij co i rusz komplementował panią
Lucyllę, ona odpowiadała na to uśmiechami i rumieńcem, który nie znikał z jej
policzków.
- Wybaczcie, ale muszę jeszcze
coś załatwić – powiedziałem wstając.
- My zostajemy – zakomunikował Jori
pakując sobie do paszczy kolejny kawałka jabłecznika.
- A ja pójdę z tobą – stwierdził Kari.
- To ja też idę – Argo skoczyła w
stronę pół anioła i usadowił się wygodnie na jego ramionach.
Wyszliśmy z lokalu i
skierowaliśmy się w stronę stajni. Nie uszliśmy daleko, bo usłyszałem czyjś
krzyk.
- Kal! – usłyszałem, a chwilę
później znalazłem się w ramionach dziewczyny.
- Bianca? – zapytałem zdezorientowany
spoglądając na czarnowłosą elfkę. Nie widziałem się z nią od jakichś dwóch lat
i szczerze ledwo ją poznałem. Spoglądała na mnie szczerze uradowana moim
widokiem. Stała bardzo blisko mnie, a że byłem od niej wyższy o głowę to
spoglądając w dół na nią mimochodem spojrzałem w spore rozcięcie jej bluzki. Wyrosła
od naszego ostatniego spotkania i to porządnie.
- Bałam się, że mnie zapomnisz – zaszczebiotała.
- No coś ty – Zacząłem i
odsunąłem się, choć muszę przyznać że niezbyt chętnie. – To jest Kari i Argo – przedstawiłem swoich towarzyszy. Drakona przeskoczyła na moje ramię i spojrzała
na dziewczynę nieufnie. Zmrużyła oczy i syknęła. – Spokojnie Złociutka, to
przyjaciółka.
- Tak to zapamiętałeś? – zapytał elfka
i chciała znów się do mnie przysunąć. Syk Argo skutecznie ją powstrzymał.
Spojrzałem na Kariego szukając wsparcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz