Przebywanie na Esterepepe nie
było dla mnie łatwe. Wyspa była bardzo piękna, jasne rozległe przestrzenie, bogata
roślinność, morza kwiatów. To wszystko tak bardzo różniło się od zatrutego,
jałowego krajobrazu Czierti. Czułem się tu nie na miejscu. Wrażenie to
pogłębiał fakt, że służący obecni w zamku odnosili się do mnie z ogromnym
szacunkiem. Tak jakbym na powrót był kimś ważnym. Przez to częściej niż zwykle
wracały do mnie wspomnienia. Pamiętałem swoje życie. Żonę i dzieci.
Nynia, moja
żona, była najpiękniejszą i najdelikatniejszą istotą w całym Kontraświecie. A
przynajmniej w moich oczach taka właśnie była. Mieliśmy trójkę synów. Oskias, był najstarszy. Dzielny
i mądry. Taki jaki powinien być następca tronu. Drugi był Karian, jego zawsze
wszędzie było pełno. Nikt nie potrafił go upilnować. Jerro, najmłodszy był
jedynie mniejszą i słodszą wersją Kariana. Był może odrobinę spokojniejszy.
Wspomnienie tej dwójki biegnącej przez pałac i służby próbującej ich złapać
zawsze rozgrzewało mi serce. Najmłodsza była Thaslija. Moja jedyna córeczka,
słodki aniołek i największe marzenie mojej żony. Pamiętam Nynię śpiewającą dzieciom
kołysanki lub siedzącą w ogrodzie z Thesliją na kolanach. Robiły wianki z
kwiatów podczas gdy chłopcy staczali pojedynki na drewniane miecze.
Wszystkie te dobre wspomnienia
zawsze prowadziły mnie do tych, o których chciałem zapomnieć. Chordy demonów
wlewające się przez główne wrota. Krzyk Nynii, ciało Oskiasa, który próbował
bronić matki i rodzeństwa. Miał wtedy ledwie dziewiętnaście lat. Moja
wściekłość kiedy ze wszystkich sił próbowałem pomścić swoich bliskich. Ból
śmierci, który był niczym w obliczu bólu po stracie wszystkiego co kochałem.
- Małpo! Małpo! Obudź się! – ze
snu wyrwał mnie krzyk Sękola.
- Co się…? – zapytałem wstając
gwałtownie. Wokół mnie szalały zielonkawe płomienie trawiąc wszystko, co
napotkały na swojej drodze. Machnąłem ręką, a ogień zgasł. Cieszyłem się, że
tym razem zasnąłem na otwartej przestrzeni, a nie w pałacu. Bardzo rzadko
pozwalałem sobie na sen, ale czasami po prostu tego nie kontrolowałem. Wtedy
traciłem kontrolę nad własną mocą i nigdy nie byłem pewien co zastanę kiedy się
obudzę. W takich chwilach dziękowałem losowi za obecność Sękola.
Usiadłem na wypalonej ziemi i
ukryłem twarz w dłoniach. Wziąłem kilka głębokich oddechów i starałem się
odgonić wspomnienia. Kiedy doszedłem do siebie wstałem i powoli ruszyłem w
stronę letniego pałacu. Na jednym z balkonów zobaczyłem smukła sylwetkę
Irezajii. Stała wpatrzona w niebo. Gdy ujrzałem ją po raz pierwszy nie przypominała
tej dumnej, silnej istoty jaką była teraz. Wyruszenie jej na ratunek nie było
czymś co chciałem zrobić. Wydawało mi się to samobójstwem. Jednak determinacja
Aerona przypomniała mi mnie samego.
Chłopak kochał ją. Tego byłem pewien. Zgodziłem się więc.
Znalezienie jej i wywiezienie z
Cziertii było zdecydowanie zbyt łatwe. Nawet jej obecność w starym zamczysku Kagatha
budziła moje obawy. Cokolwiek się tam stało, demony chciały, żeby dziewczyna
została znaleziona. Nie tylko to mnie niepokoiło, ale również ona sama. Było w
niej coś dziwnego, coś czego nie potrafiłem zdefiniować. Dla wszystkich, którzy
ją otaczali wydawała się zwykłą, żywą istotą. Jednak ja widziałem w niej mrok.
Chłód, który potrafił wyczuć tylko ktoś, kto sam go emanował. Jednak
najbardziej zastanawiała mnie reakcja Sękola. Stwór wyraźnie unikał dziewczyn,
a jeżeli już był w jej pobliżu zachowywał się czujnie i cały czas śledził ją
wzrokiem. Sękol nigdy, nikogo się nie bał. Nawet ja nie budziłem w nim nic
większego niż respekt. A mimo to czułem jego strach, kiedy był blisko
Irezaji.
- Witaj Ogionie – usłyszałem. Odwróciłem
się. Obok minie stał Aeron.
- Witaj – uśmiechnąłem się
życzliwie. Lubiłem tego uprzejmego, spokojnego chłopaka.
- Yrazz wciąż jej szuka –
powiedział chłopak zmartwiony. Opowiedział mi dość dokładnie o relacji
dziewczyny z ojcem, no i o samym senatorze również. Wiedziałem więc jak ważne
jest trzymanie Irezaji w ukryciu.
- Sądzisz, że może ją tu znaleźć?
- Nie wiem. Pani Assamira postara
się znaleźć kogoś, kto pomoże nam trzymać Yrazza z dala od niej. Osobiście nie
wiem z kim chce się skontaktować i bardzo mnie to martwi. Ufam jednak pani Assamirze.
Wiem, że ona jedna nigdy by nie skrzywdziła panienki Irezaji.
Nic nie odpowiedziałem.
Wiedziałem, że teraz możemy tylko czekać. Nie zamierzałem jednak siedzieć i nic
nie robić. Moje duchy zostały już rozesłane po Kontraświecie. Chciałem
dowiedzieć się jak najwięcej o Yrazzie i Irezaji.A także o tym, co łączyło tę dwójkę z demonami i dziwnymi zakłóceniami mocy nawiedzającymi cały Kontraświat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz