niedziela, 14 lipca 2013

Od Ogiona

Przebywanie na Esterepepe nie było dla mnie łatwe. Wyspa była bardzo piękna, jasne rozległe przestrzenie, bogata roślinność, morza kwiatów. To wszystko tak bardzo różniło się od zatrutego, jałowego krajobrazu Czierti. Czułem się tu nie na miejscu. Wrażenie to pogłębiał fakt, że służący obecni w zamku odnosili się do mnie z ogromnym szacunkiem. Tak jakbym na powrót był kimś ważnym. Przez to częściej niż zwykle wracały do mnie wspomnienia. Pamiętałem swoje życie. Żonę i dzieci. 
Nynia, moja żona, była najpiękniejszą i najdelikatniejszą istotą w całym Kontraświecie. A przynajmniej w moich oczach taka właśnie była.  Mieliśmy trójkę synów. Oskias, był najstarszy. Dzielny i mądry. Taki jaki powinien być następca tronu. Drugi był Karian, jego zawsze wszędzie było pełno. Nikt nie potrafił go upilnować. Jerro, najmłodszy był jedynie mniejszą i słodszą wersją Kariana. Był może odrobinę spokojniejszy. Wspomnienie tej dwójki biegnącej przez pałac i służby próbującej ich złapać zawsze rozgrzewało mi serce. Najmłodsza była Thaslija. Moja jedyna córeczka, słodki aniołek i największe marzenie mojej żony. Pamiętam Nynię śpiewającą dzieciom kołysanki lub siedzącą w ogrodzie z Thesliją na kolanach. Robiły wianki z kwiatów podczas gdy chłopcy staczali pojedynki na drewniane miecze.
Wszystkie te dobre wspomnienia zawsze prowadziły mnie do tych, o których chciałem zapomnieć. Chordy demonów wlewające się przez główne wrota. Krzyk Nynii, ciało Oskiasa, który próbował bronić matki i rodzeństwa. Miał wtedy ledwie dziewiętnaście lat. Moja wściekłość kiedy ze wszystkich sił próbowałem pomścić swoich bliskich. Ból śmierci, który był niczym w obliczu bólu po stracie wszystkiego co kochałem.
- Małpo! Małpo! Obudź się! – ze snu wyrwał mnie krzyk Sękola.
- Co się…? – zapytałem wstając gwałtownie. Wokół mnie szalały zielonkawe płomienie trawiąc wszystko, co napotkały na swojej drodze. Machnąłem ręką, a ogień zgasł. Cieszyłem się, że tym razem zasnąłem na otwartej przestrzeni, a nie w pałacu. Bardzo rzadko pozwalałem sobie na sen, ale czasami po prostu tego nie kontrolowałem. Wtedy traciłem kontrolę nad własną mocą i nigdy nie byłem pewien co zastanę kiedy się obudzę. W takich chwilach dziękowałem losowi za obecność Sękola.
Usiadłem na wypalonej ziemi i ukryłem twarz w dłoniach. Wziąłem kilka głębokich oddechów i starałem się odgonić wspomnienia. Kiedy doszedłem do siebie wstałem i powoli ruszyłem w stronę letniego pałacu. Na jednym z balkonów zobaczyłem smukła sylwetkę Irezajii. Stała wpatrzona w niebo. Gdy ujrzałem ją po raz pierwszy nie przypominała tej dumnej, silnej istoty jaką była teraz. Wyruszenie jej na ratunek nie było czymś co chciałem zrobić. Wydawało mi się to samobójstwem. Jednak determinacja Aerona przypomniała mi  mnie samego. Chłopak kochał ją. Tego byłem pewien. Zgodziłem się więc.
Znalezienie jej i wywiezienie z Cziertii było zdecydowanie zbyt łatwe.  Nawet jej obecność w starym zamczysku Kagatha budziła moje obawy. Cokolwiek się tam stało, demony chciały, żeby dziewczyna została znaleziona. Nie tylko to mnie niepokoiło, ale również ona sama. Było w niej coś dziwnego, coś czego nie potrafiłem zdefiniować. Dla wszystkich, którzy ją otaczali wydawała się zwykłą, żywą istotą. Jednak ja widziałem w niej mrok. Chłód, który potrafił wyczuć tylko ktoś, kto sam go emanował. Jednak najbardziej zastanawiała mnie reakcja Sękola. Stwór wyraźnie unikał dziewczyn, a jeżeli już był w jej pobliżu zachowywał się czujnie i cały czas śledził ją wzrokiem. Sękol nigdy, nikogo się nie bał. Nawet ja nie budziłem w nim nic większego niż respekt. A mimo to czułem jego strach, kiedy był blisko Irezaji.
- Witaj Ogionie – usłyszałem. Odwróciłem się. Obok minie stał Aeron.
- Witaj – uśmiechnąłem się życzliwie. Lubiłem tego uprzejmego, spokojnego chłopaka.
- Yrazz wciąż jej szuka – powiedział chłopak zmartwiony. Opowiedział mi dość dokładnie o relacji dziewczyny z ojcem, no i o samym senatorze również. Wiedziałem więc jak ważne jest trzymanie Irezaji w ukryciu.
- Sądzisz, że może ją tu znaleźć?
- Nie wiem. Pani Assamira postara się znaleźć kogoś, kto pomoże nam trzymać Yrazza z dala od niej. Osobiście nie wiem z kim chce się skontaktować i bardzo mnie to martwi. Ufam jednak pani Assamirze. Wiem, że ona jedna nigdy by nie skrzywdziła panienki Irezaji.
Nic nie odpowiedziałem. Wiedziałem, że teraz możemy tylko czekać. Nie zamierzałem jednak siedzieć i nic nie robić. Moje duchy zostały już rozesłane po Kontraświecie. Chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o Yrazzie i Irezaji.A także o tym, co łączyło tę dwójkę z demonami i dziwnymi zakłóceniami mocy nawiedzającymi cały Kontraświat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz