Kari zabrał Argo i poszedł. Swoją
drogą ciekawą sobie wymówkę znalazł. No cóż, tak czy siak zostałem sam z
Biancą. Elfka była wyraźnie zadowolona ze zniknięcia nieproszonej widowni.
- Tęskniłam za tobą – wyznała biorąc
moją dłoń w swoje.
- Ja też bardzo się cieszę, że
cię widzę… Tylko, że… - potarłem kark zdenerwowany. Spojrzenie Biancy i jej
bliskość sprawiały, że robiło mi się ciepło i duszno. Na dodatek jej opięta
bluzka ze sporym dekoltem skutecznie utrudniała mi koncentrację.
- Masz już kogoś, tak? – zapytała
i znów się do mnie przysunęła. No to byłem ugotowany.
- Nie oczywiście, że nie – odpowiedziałem
za szybko, zanim zdążyłem się ugryźć w język. Na dodatek zabrzmiało to trochę
zbyt entuzjastycznie niż chciałem.
- Chodź. Siądziemy i porozmawiamy
– pociągnęła mnie za sobą. Celem naszej podróży był osłonięty żywopłotem ogród
na tyłach świątyni Hesseli. Usiedliśmy na trawie ukryci w samym rogu, za
krzewem bzu.
- Bardzo dawno tu nie byłem –
przyznałem. Często kryłem się tutaj przed ojcem, kiedy mieliśmy już wracać do
domu. – A ty? Jesteś tu przejazdem?
- Nie. Tym razem na stałe. Ciotka
postanowiła jednak mnie przyjąć. Chociaż przyznam szczerze, że nie uśmiecha mi
się to za bardzo. Wolałabym podróżować z mamą – matka Biancy, była wędrowną
uzdrowicielką. Często więc zostawiała ją pod opieką ciotki, która była kapłanką
w świątyni Jethry, boga łowów. – A ty? Czy twój ojciec wreszcie przyjął ofertę zostanie
najwyższym kapłanem?
- Nie. Jestem tu przejazdem.
Przyjechałem tylko po kilka drobiazgów dla ojca. A co do posady to służba
cesarzowi go satysfakcjonuje – dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się
niewesoło.
- Czyli kiedy jedziesz?
- Jak tylko Essef wszystko przygotuje.
- Czyli nie mamy za dużo czasu.
- Znając ojca przypomni sobie, że
zapomniał czegoś dopisać, jak tylko wjadę do stolicy – zażartowałem.
- Tak. Jak wtedy gdy kazał ci iść
do Wielkiego Boru po kamień księżycowy….
- …a jak wróciłem to dał mi listę
jeszcze pięciu innych rzeczy – dokończyłem za nią. Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Aż trudno sobie wyobrazić, że
minęły dwa lata. Wciąż wydaje mi się jakbyśmy wczoraj kryli się za wielkim dębem,
gdzie mówiłeś mi jaka to ja jestem śliczna…
- Bo jesteś śliczna… - znowu,
najpierw powiedziałem, później pomyślałem.
- Naprawdę tak uważasz? – spytała
i jakoś tak ułożyła ramiona, że eksponowała swoje bujne kształty. W ustach mi
zaschło i zagapiłem się. Dziewczyna to zauważyła i zadowolona z tego jak na
mnie działa przysunęła się i pocałowała mnie. Co mężczyzna może zrobić w takiej
sytuacji? No cóż, jesteśmy więźniami swojej natury. To było silniejsze ode
mnie. Objąłem ją i oddałem pocałunek. Jeden, później następny i kolejny.
Nakryłem nas swoimi rozpostartymi skrzydłami, choć i tak gdyby ktoś nas nakrył
sytuacja nie pozostawiałby żadnych złudzeń.
Bianca spojrzała na mnie uśmiechnięta.
Policzki miała zaróżowione, a oczy jej błyszczały. Przeciągnęła się jak kotka i
oparła na mojej piersi.
- Teraz już pamiętam dlaczego tak
bardzo mi ciebie brakowało – wymruczała.
- A wcześniej nie pamiętałaś? – zapytałem
i pocałowałem ją.
- Kael?! – usłyszałem.
Pospiesznie zerwałem się zakrywając dziewczynę i siebie skrzydłami, by ukryć braki w garderobie.
- Argo? – drakona stała wpatrzona
we mnie. Zanim zdążyłem coś więcej powiedzieć uciekła z dziwnym jękiem. –
Bianca, bardzo cię przepraszam… naprawdę strasznie mi przykro, ale muszę iść…
ja wiem jak okropnie to pewni wygląda, że cię teraz tak szybko zostawiam…
- Idź – powiedziała zakrywając mi usta dłonią i uśmiechając się. Nie miała do mnie żalu, kamień spadł mi z
serca.
Pobiegłem za Argo, ale oczywiście
nie zdołałem jej dogonić. Stanąłem zastanawiając się co zrobić. Kari! Użyłem
swoich skrzydeł i pofrunąłem jak strzała do gospody. Wpadłem do pokoju Kariego,
zastałem go zalanego niemal w trupa. Co tu się stało? Skoncentrowałem moc i
przywróciłem mężczyźnie świadomość. Ach szkoda, że to zaklęcie nie działało na
mnie. Kari wstał spoglądając na mnie zaskoczony. Nie wiem czy moim widokiem czy
tym, że nagle wytrzeźwiał niemal zupełnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz