Wziąłem głęboki wdech i policzyłem do dziesięciu. Raz, drugi i trzeci dla
pewności. Odzyskałem chociaż tyle kontroli nad sobą, żeby nie myśleć o
ukręceniu łba zarozumiałemu szczeniakowi. Hebi mógł się wychowywać w innym miejscu,
w innych warunkach, ale był taki sam jak Abilion, był wielkim synem cesarza.
Dlaczego wcześniej założyłem, że jest inny niż blond kretyn? Co mi strzeliło do
łba? Szczeniak pokazał jaki to lepszy ode mnie, gdy tylko nadarzyła się okazja.
Tak jak Abilion miał w dupie wszystko i wszystkich, liczył się tylko tron,
tylko władza. Dobrze więc. Chciał miecza. Dostanie miecz. Bezmyślny i bez
uczuć, taki, któremu trzeba wskazać konkretny cel. Koniec z wychodzeniem z
inicjatywą, koniec z chronieniem jego tyłka kosztem mnie i moich ludzi.
- Kane… – obróciłem się w stronę głosu. Stała tam Normenel w swojej
kobiecej postaci. Patrzyła na mnie zaniepokojona. – Wszystko w porządku?
- Jak widzisz żyję. Głowę jeszcze mam. Czyli według norm wszystko jest dobrze.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Czuję twoje emocje… - nie dokończyła. Ona
też się mnie bała. Bała się mroku we mnie i krwiożerczości mojego dajmona.
- Nic mi nie jest – powiedziałem tylko i odszedłem. Nie potrzebowałem jej
rad, ani litości.
Przy wyjściu zobaczyłem Blacka. Spojrzał na mnie jakbym mu ojca łyżeczką
do deserów zabił. Chciałem go minąć, ale mnie zatrzymał.
- Czego chcesz? – warknąłem zirytowany.
- Chcę wiedzieć, że nie skrzywdzisz Hebiego.
- Do jasnej cholery, co wy wszyscy? – najpierw anioł teraz lis. Pięknie,
niech sobie kółko zainteresowań założą. Temat przewodni "portret psychologiczny
Kane’a, nastroje i zapędy destruktywne". - Myślisz, że jak szczeniak nadepnął mi
na odcisk to od razu polecę go rozsiekać na kawałki? Jak ci się kurwa wydaje?
Jak tyle lat wytrzymałem z Abilionem? Wiem na co mogę sobie pozwolić – zabrałem
się i chciałem odejść.
- Porównujesz Hebiego do Abiliona? – stary lis spojrzał na mnie dziwnie.
Najwidoczniej dla niego to było co najmniej świętokradztwo.
- Tak. Tak właśnie się składa, że owszem. Ale wiesz co? Nie mam
najmniejszej ochoty o tym z tobą rozmawiać. Jak tak bardzo ci zależ na kochanym
Hebim to pędź go znaleźć i potrzymać za rączkę jak się w paluszek skaleczy, a
mnie zostaw w spokoju. Znam swoje obowiązki i będę wykonywał rozkazy, ale nie
licz na cokolwiek więcej – lis chciał coś jeszcze powiedzieć, ale miałem to
głęboko gdzieś.
Poszedłem prosto do swoich kwater.
- Remes! – zawołałem.
- Tak, panie mój?
- Poproś Rinnę i Nathę, żeby złożyły mi wizytę.
- Oczywiście – dajmon wyszedł, a ja rozsiadłem się wygodnie sącząc wino.
Nie zamierzałem pić zbyt dużo, tym bardziej, że wieczorem byłem umówiony z Assamirą.
Jednak miałem jeszcze kilka wolnych godzin. Akurat tyle, żeby odpowiednio się
rozluźnić i odstresować.
Obie dwórki weszły do mojej komnaty z wielkim uśmiechami na twarzach. Nie
pierwszy raz dotrzymywały mi towarzystwa. Siostrom nie przeszkadzało ani
trochę, że muszą się mną dzielić, także z innymi kobietami. Obie bardzo sobie ceniły
moje towarzystwo.
Rinna podeszła do mnie i usiadł mi na kolanach, Natha zaś usiadła na opieraniu
fotela i pochyliła się nade mną, pocałowała mnie żarliwie.
Czas do wieczora upłynął mi bardzo szybko, miło i intensywnie. Wyszedłem
z kompleksu pałacowego i skierowałem się do osobistej rezydencji senator
Assamiry. Nie bardzo obchodziło mnie co chce mi powiedzieć, tym bardziej, że
całokształt coraz mniej mnie obchodził. No, ale obiecałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz