Nagle błogostan ustąpił miejsca bolesnej rzeczywistości. Przede mną stał Kaelus.
- Czego, dzieciaku - mruknąłem niezadowolony. Wyglądał na wystraszonego czymś.
- Argo uciekła. Musimy ją szukać, gdzie mogła... - nie dałem mu dokończyć.
- Wyluzuj. Najwyraźniej alkohol poluzował obrożę i puściła się. Nic jej nie będzie, połazi gdzieś i wróci. Zawsze tak robi, jak ma focha - nie rozumiałem, skąd ta obawa. Ale, w końcu Kaelus nie znał Argo na tyle dobrze i długo.
- Ale ona zobaczyła mnie i Biancę...
- Oż kurwa! - zakląłem, wstając w łóżka. Sięgnąłem po coś, co powinno być butami i miałem nadzieję, że nimi jest. - Dawno? - spytałem, zerkając na anioła. Byłem wściekły.
- Chwilę temu. Nie wiem, gdzie...
- Idź do głównej świątyni. Rebiata powinien się tam pojawić w najbliższym czasie, jeśli jej tam nie ma - wstałem i wybiegłem z pokoju. Poważnie martwiłem się o Argo. W końcu, widziała jak ONA... mniejsza z tym, teraz nie pora na rozpatrywanie przeszłości, jak drakona może być wszędzie, planując samobójstwo.
Po pierwsze: wparowałem do stajni, otworzyłem boks Rebiaty i dałem mu krótkie polecenie "Szukaj Argo, Kael na ciebie czeka", po czym wybiegłem, by wrócić na miejsce, gdzie przypiąłem wcześniej Argo, by nie przeszkadzała w nocy.
Szukaliśmy chyba całą noc: ja, Kaelus i Rebiata, ale po drakonie nie było śladu. W końcu, nad ranem usiadłem zmęczony na jakiejś ławce.
- Tak właściwie, to czemu się tak wkurzyłeś, jak ci powiedziałem, że nas widziała? - spytał anioł, a w jego głosie pobrzmiewała ciekawość. Już miałem mu powiedzieć, że to pierwszy stopień d piekła, ale tylko westchnąłem.
- Argo urodziła się u mnie. Znalazłem jej jajo kiedyś w lesie. Razem ze mną była wtedy... pewno kobieta. Bardzo się kochały - ona i drakona. I wtedy zdarzył się wypadek... Argo była jeszcze właściwie pisklakiem, kiedy zobaczyła JĄ umierającą. Kał€ża krwi, rozszarpane szczątki i takie tam. Od tej pory nie lubi kobiet, a zwłaszcza, jeśli mają zamiar związać się ze mną lub kimś, kogo polubiła. Wydaje jej się, że sytuacja się powtórzy i znowu będzie musiała patrzyć na mój bądź czyjś inny płacz. Tyle w temacie - wstałem i odszedłem, zostawiając anioła samego z myślami i pegazem. Byłem zmęczony, zarówno fizycznie, jak i - co bardziej - psychicznie. I wtedy usłyszałem krzyk. Kobiecy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz