piątek, 19 lipca 2013

od Hebiego

Prychnąłem, słysząc odpowiedź Strażnika.
- Następnym razem się nie fatyguj - powiedziałem, przybierając ponownie maskę dworskiego pieska. Skutecznie ukryłem pod nią ból, złość na siebie i niemal rozpacz.
- Nie ma za co, nie musisz dziękować - nastrój Kane'a znów się pogorszył, zwłaszcza, gdy w odpowiedzi prychnąłem. Udałem, że to ignoruję i odszedłem.
Gdy wreszcie dotarłem do motoru, Rakyo popatrzył na mnie zdenerwowany. Nie było mnie jakiś czas, bo w końcu musiałem się zając Lalą, a potem wyszła ta cala sprawa. Naciągnąłem bluzkę, by zamaskować oparzenia.
- Coś się stało? Jesteś spięty i nie było cię tyle czasu - smok popatrzył na mnie uważnie.
- Wszystko ok - uśmiechnąłem się i wsiadłem na motor, jak gdyby nigdy nic. Rakyo nie miał powodu mi nie wierzyć, więc tylko westchnął i usadowił się za mną.
Droga z powrotem do pałacu była chyba najcięższą w moim życiu, pomimo prostej drogi i małego ruchu. Poparzenie było głębsze, niż sądziłem i dotknęło chyba nawet mięśni, bo byłem zdany niemalże wyłącznie na lewą rękę podczas prowadzenia. Starałem się ukryć łzy bólu, ale nie wiem, co bym zrobił bez kasku. Pod koniec drogi smok chwycił za kierownicę, pomagając mi utrzymać pojazd. Odetchnąłem z ulgą, gdy napięcie zelżało.
- Dalej twierdzisz, że wszystko w porządku? - spytał, gdy dojechaliśmy. Odwróciłem wzrok, ale nie udało mi się ukryć śladów łez. Rakyo podszedł do mnie i delikatnie starł je opuszką palca. - Co jest grane? - spytał. Ukryłem za sobą rękę, ale i tak zobaczył czarne ślady. Zaklął i delikatnie odsłonił ślady, uważając, by ich nie dotknąć. - Kto? - spytał, a ja tylko pokiwałem głową. Nie miałem ochoty mu mówić i dziękowałem losowi, że Toshiro chwilowo zniknął w mojej kieszeni, prawdopodobnie śpiąc.
Pokój przygotowany przez cesarza okazał się normalniejszy, niż przypuszczałem. Wielka otwarta przestrzeń ograniczona jasnoróżowymi ścianami, hebanowa posadzka z puszystym białym dywanem pośrodku. Łóżko szerokości zwyczajowych "trojaczków" w hebanowej ramie z białą pościelą i półprzezroczystym baldachimem. Przeciwległa do niego ściana cała była zaszklona, a za oknami rozpościerał się balkon wielkości prawie równej pokojowi. Poza łóżkiem, pokój był prawie pusty, jeśli nie liczyć rzeźbionego biurka z antycznym krzesłem, małego stoliczka i trójki krzeseł przy nim oraz kanapy naprzeciw telewizora typu kino domowe. Poza pokojem samym w sobie, apartament posiadał oczywiście prywatną łazienkę w przyjemnie błękitnej tonacji kolorystycznej i pokoik służby. Były jeszcze jedne drzwi, podejrzewałem że do garderoby i innych podobnych rzeczy.
Gdy weszliśmy, czekał na nas już młody chłopak. Podejrzewałem, że był wampirem, ale nie miałem pewności. Prosta marynarka i koszula dobrze komponowała się z jego delikatną urodą.
- Panie, wszystko gotowe. Czy życzysz sobie teraz przebrać się w coś odpowiedniejszego? - spytał wysokim głosem o miłym brzmieniu. Popatrzeliśmy z Rakyo po sobie.
- Chyba muszę wrócić do dawnej garderoby, jeśli chcę się choć trochę wtopić w tłum dworski - westchnąłem. - Prowadź
- poleciłem chłopakowi. Ten ukłonił się i otworzył "trzecie drzwi". Jak podejrzewałem, garderoba - moja i Rakyo - dalej perfumeria i zestaw małego fryzjera.
Ostatecznie Moon (bo tak było na imię służącemu) wybrał dla mnie podszywaną złotem czarną kurtkę ze sztywnymi mankietami i wysokim kołnierzem, czarne, proste spodnie, buty z obowiązkowym szpicem (kto tą modę wymyśla???), a przy okazji opatrzył mi ramię. Przy okazji dowiedziałem się, że chłopak ma 15 lat, jest wampirem drugiej generacji królewskiej linii i jest dobrze wyszkolony w walce sztyletami. Wyczuwałem u niego niewidoczną barierę w kontakcie, jak z kimś z góry przekonanym o swojej niższosci, ale staarałem się na to nie zwracać uwagi, jeśli tylko nie schodziło w paranoję.
Gdy już i ja, i Rakyo byliśmy przebrani w "dworowe ciuchy", wreszcie udało mi się dostać do Internetu. Tam aż huczało od rewelacji o "przystojnym buntowniku", "wybrańcu Wyroczni", "tajemniczym dziedzicu" i innych takich osobistościach. Im więcej czytałem, tym bardziej mnie to męczyło.
W końcu do drzwi zapukał ktoś. Moon pośpiesznie otworzył po upewnieniu się, że życzę sobie tego. Przyszedł jakiś posłaniec z wiadomością, że "panienka chce się ze mną spotkać". Kimkolwiek by ona nie była, musiałem iść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz