Jeszcze tego mi kurwa brakowało. Rozwydrzonego, niebezpiecznego
szczeniaka, który biega sobie samopas. Warknąłem wściekły i wyszedłem ze
skrzydła szpitalnego. Miałem tego wszystkiego serdecznie dość. Gniew wrzał we
mnie. Przechodziłem właśnie koło jednaj z rzeźb zdobiących obrzeża ogrodu. Z
furią rąbnąłem w kamiennego gryfa, który rozpadł się na części. Shrik czuł mój
gniew, karmił się nim. Czułem jak warczy, potęguje moją furię. Tygrys chciał
iść po dzieciaka, przytargać go tu i nagiąć do mojej woli. Dajmon był bestią,
ja nią byłem.
Usiadłem na trawie próbując się uspokoić. Poczułem ból. Zorientowałem
się, że zaciskam pięści tak mocno, że moje własne paznokcie wbiły mi się w
dłonie, a skóra na kostkach popękała. Zacząłem oglądać własną kapiącą krew. Na
jej widok czułem przyjemność.
Chciałem na powrót wstać, ale powstrzymała mnie Vicca, która uklękła obok
i objęła mnie. Zrobiła to bez słowa, chcąc jedynie choć odrobinę mnie uspokoić.
Wiedziała, że mogę zrobić coś czego bym później żałował. Wyrwałem się jej.
Walkirii udało się jednak jakoś zaciągnąć mnie do moich kwater, gdzie przynajmniej
mogłem wyładować się bez zbędnej publiczności. Zamknąłem z hukiem drzwi, tak,
że niemal wyleciały z zawiasów i zacząłem chodzić w kółko jak lew zamknięty w
klatce.
- Pieprzony smarkacz! Czy on jest kurwa tak ślepy czy co?! – warczałem. -
Gdybym mu źle życzył to osobiście zarżnąłbym go już lata temu, kiedy cesarz
mnie o to prosił, a nie ryzykował, że wszyscy stracimy głowy. Cholerny gnojek,
musi stroić fochy jak niewyżyta panienka. A ja co, może mam jeszcze za gówniarzem
biegać, sprawdzać czy się przypadkiem nie potnie?! A lis?! Schował się gdzieś znowu zostawiając wszystko na mojej głowie! Zaczynam powoli uważać, że
wszystkie bachory starego są jakieś skrzywione. Jeden debil i kurwiarz, drugi kretyn ze skłonnościami do samodestrukcji.
Usiadłem ciężko na podłodze i oparłem się o fotel. Odchyliłem głowę do
tyłu i zamknąłem oczy. Poczułem dłoń Viccy na swojej pokaleczonej. Nie
protestowałem kiedy delikatnie naznaczała rany i leczyła je. Dziewczyna nie
odzywała się. Wiedział, że jakakolwiek dyskusja ze mną, w tym stanie, była
całkowicie bezcelowa. Złapałem jej dłoń i przyciągnąłem ją do siebie. Przyłożyłem
głowę do jej piersi i słuchałem bicia jej serca. Jej bliskość uspokajała mnie.
- Panie mój? – wyszeptała.
- Ćśśś… Chociaż ty się mnie nie bój – poprosiłem.
- Nie boję się – słyszałem pewność w jej głosie. Gdyby wiedziała o mnie
wszystko nie byłaby taka pewna. Z Hebim łączyło mnie więcej niż mogłoby się
zdawać. Dajmony to twory naszych własnych dusz, to prawda, ale są to twory
najmroczniejszych zakamarków duszy. Stopniowo coraz bardziej oddzielają się od
nas i zaczynają myśleć samodzielnie. Potrafią także przejąć kontrolę nad
naszymi umysłami. Czym dajmon potężniejszy, tym więcej wysiłku kosztuje nas
utrzymanie go w ryzach. Shrik to potężny dajmon i uwolnił się wcześniej od
innych. Miałem ledwie piętnaście lat, gdy Shrik biegał całkiem swobodnie,
myślał samodzielnie i sprzeciwiał się mojej woli jeżeli miał taki kaprys. Kiedy
po raz pierwszy przejął nade mną kontrolę nie miałem nawet siedemnastu lat.
Wyrżnąłem wtedy całą wioskę i zabiłem swoją siostrę, którą pragnąłem bronić.
Znaleźli mnie strażnicy cesarscy, podkomendni mojego ojca, i zabrali ze sobą sądząc,
że jestem ofiarą, jedynym ocalałym. Jedynie mój ojciec znał prawdę. A on zabrał
ją za sobą do grobu. Nie miałem nikogo, kto pomógłby mi z moim własnym lękiem.
Sam, niejednokrotnie raniąc swoje ciało, powstrzymywałem bestię przed przejęciem
kontroli nade mną. A teraz gdy oferowałem swoją pomoc Hebiemu on zwyczajnie miał
to gdzieś. Jeżeli sam chce sobie radzić proszę bardzo. Nie zamierzałem więcej
się w to wtrącać.Jak stary chytrus chce, niech za nim biega.
Nawet nie wiem kiedy usnąłem w ramionach walkirii. Obudziło mnie światło
poranka sączące się przez niedokładnie zasłonięte zasłony. Nadal siedziałem na
podłodze, oparty lekko o fotel, a na mojej piersi leżała Vicca pogrążona nadal
we śnie. To dziwne jak spokojnie i delikatnie wyglądała.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Vicca wstała gwałtownie zdezorientowana. Spojrzała
na mnie zawstydzona. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć po prostu uciekła. Do
komnaty wszedł Remes, zaskoczony widokiem wybiegającej walkirii, a widząc mnie
na ziemi i zapewne w niezbyt ciekawym stanie przystanął. Spojrzał na mnie, później
za siebie i znowu na mnie.
- Chciałeś coś, czy będziesz się tak gapił? – zapytałem sam nie wiem czy
jego zachowanie bardziej mnie rozbawiło czy zirytowało.
- Wybacz, panie. Przyszła pilna wiadomość od senator Assamiry. Pragnie
się z panem spotkać dziś wieczorem. Podkreślała, że spotkanie musi odbyć się
bez świadków.
- Jak zwykle. Mogę się założyć, że kolejna rewelacja. Przekaż smoczycy,
że przyjdę.
- Oczywiście.
Dajmon wyszedł zostawiając mnie samego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz