Szedłem właśnie obok pałacu, gdy
dostrzegłem Aeoran stojącego pod kamiennym łukiem. Chłopak wyglądał na
przybitego.
- Czy coś się stało? Coś z
Irezają? – spytałem pospiesznie.
- Ogion..? Nie... Panienka jest
bezpieczna. Ja tylko... My... – westchnął ciężko. – Powiedziałeś kiedyś coś
czego bardzo żałowałeś?
- Pokłóciliście się? – chłopak zwiesił
głowę. - Aeronie powiedz mi proszę co się dziej. Być może będę mógł pomóc.
- Ona... – zawahała się. - Ona
zawsze lubiła... zwracać na siebie uwagę innych. Dziewczyn... mężczyzn... Chciała być blisko
każdego, którego uważała za pięknego. Ale to nigdy nie było nic poważnego, to
zawsze była tylko zabawa, niewinna... A teraz, ten Hebi – Aeron wymówił imię
cesarskiego syna, jakby było najgorszą obelgą. – Co jeżeli tym razem... Jeżeli
to będzie coś więcej?
- Czy mówiłeś kiedykolwiek
Irezaji, że ją kochasz? – Na to pytanie chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- N...nie... Przecież...
- Co? Posłuchaj mnie chłopcze.
Irezaja może być wiwerną, może być córką senatora, ale dalej jest przede
wszystkim kobietą. Idź do niej. Powiedz co czujesz.
-Sądzisz, że to coś da...?
- Tego nie wiem, ale jeżeli ją
kochasz to będziesz o nią walczył. I nie mam tu na myśli walkę na pięści z
Hebim. To jedynie rozsierdzi Irezaję, a ciebie może kosztować głowę –
ostrzegłem.
- Dobrze... Spróbuję. Tylko jak
mam wejść skoro mnie wyrzuciła?
- To akurat nie problem. Jeżeli
wywalą cię drzwiami to wchodzisz oknem – chłopak uśmiechnął się lekko na tę
sugestię. Podziękował krótko i odszedł. Ja natomiast poszedłem dalej i usiadłem
na ławce. Siedziałem jakiś czas, sam w milczeniu. Odpowiadało mi to, że jest
cicho. Zaczynałem tęsknić za głuchą ciszę w moim zamczysku na Cziert. W oddali
mignęła mi znajoma sylwetka. To był Kari. Chciałem przez chwilę podejść do
niego, ale zrezygnowałem, mężczyzna najwyraźniej się spieszył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz