Leżałem właśnie na brzuchu Rakyo, czytając niezbyt wygórowaną merytorycznie powieść, gdy usłyszeliśmy odgłosy kłótni i czegoś, co pewnie było szamotaniną. Popatrzyliśmy ze smokiem sobie w oczy.
- Kogo tam cholera wzięła - mruknąłem, wstając na kolana. Rakyo mnie przytrzymał.
- Kotku, chyba sobie coś obiecaliśmy - wymruczał mi do ucha. Uśmiechnąłem się.
- Nie martw się, pamiętam - odpowiedziałem, schodząc z łóżka i biorąc kimono, jedyne leżące pod ręką ubranie. Gdy wyglądałem mniej więcej dl wglądu publicznego, otworzyłem drzwi i zobaczyłem smoka Kane'a, szarpiącego się z Moonem.
- Dosyć tego! -warknąłem. - Co do kurwa ma znaczyć? - nie kryłem, że byłem wkurzony. Popatrzyłem na wampira. Krwawił z kilku miejsc, ale nie podejrzewałem, by to było coś poważnego.
- Panie, wybacz proszę to zamieszanie, ja tylko... - zaczął, ale machnąłem ręką, uciszając go. Wiedziałem, że tylko wykonywał moje polecenia.
- Więc? Słucham, jaka cholera podpuściła cię, żebyś mi tu demolował służbę, co? Za bardzo się Kane'owi nudzi i chce sobie jeszcze ze mną porozmawiać? - stanąłem na wprost przed smokiem.
- Kane życzy sobie cię spotkać - odpowiedział. Prychnąłem.
- Życzyć to on sobie może wszystkiego najlepszego jak będzie świeczki na torcie dmuchał. A o spotkanie ze mną, to on może najwyżej prosić. A teraz mi się wynosić - odwróciłem się na pięcie, klępiąc po ramieniu Moona. Wampir popatrzył na mnie z wdzięcznością, że nie mam mu za złe afery.
- Odejdę tylko z tobą, wypełniam rozkazy Kane'a, a nie twoje - i w tym momencie nie wytrzymałem. Kopniak z pchnięciem z półobrotu w brzuch był czymś, czego smok nie spodziewał się w najmniejszym stopniu. Wylądował pod ścianą kilka metrów dalej, przyciskając rękę do brzucha.
- Jeszcze jakieś problemy masz ze słuchem? Czy mam ci to dokładniej wytłumaczyć - w tym momencie zwykłe "wkurzenie" zmieniło się we wściekłość. Czułem na opuszkach palców zbierającą się energię magiczną.
- Kane kazał... - w ułamku sekundy znalazłem się przy smoku, trzymając go za gardło.
- Kane może mnie w dupę pocałować. A ty lepiej zacznij mówić paciorek, jak masz zamiar być taki upierdliwy - to już nie była zwykła mowa, tylko syk. Smok krzyknął z bólu, gdy poczuł na skórze gorącą magię ognia. Lisiego ognia, kitsunebi. Niewielu magów potrafiło ją przywołać, jedynie ci, którzy byli związani z kitsune. Gdy uznałem, że przekaz był wystarczająco dosadny, puściłem piszczącego smoka, zabierając ze sobą Moona.
- Chodź, mimo wszystko lepiej sprawdzić te rany - uśmiechnąłem się do wampira. A przynajmniej próbowałem to zrobić, bo ciśnienie w dalszym stopniu miałem podniesione bardziej niż po sprincie na pół kilometra. Moon nie dyskutował ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz