Kto szczeniakowi powiedział, że
wykończyłem Ottawę? No oczywiście wiedziałem kto. Ten cholerny lis, Black.
Myślałem, że to jasne, że młokos ma o tym nie wiedzieć, najwidoczniej się
myliłem. Zastanawiałem się czasami czy to ja spodziewam się za dużo po
ludziach, czy to oni robią mi na złość. Musiałem sobie ze starym chytrusem
porozmawiać. Ale nie miałem teraz do tego głowy, tym bardziej, że Shrik szalał.
Jeżeli wścieknę się na lisa, to nawet jego sztuczki mu nie pomogę.
Teraz najważniejsze było to, że
Hebi przestał grać. Wolałem najgorsze skurwysyństwo, ale szczere niż krycie się
po kątach ze swoimi zamiarami. Niestety szczerość w cesarstwie była towarem niezwykle
deficytowym. Za ten głupi pomysł, żeby trzymać mnie z dal od sprawy miałem
wielką ochotę siłą wybić samowolkę z łba Hebiego. Byłem jednak z tego
zadowolony, bo to świadczyło o tym, że ze szczeniaka może jednak coś wyrośnie.
No i być może narażałem swój tyłek jednak w słusznej sprawie. Wiedziałem, że
mały mi nie ufa, zdziwiłbym się gdyby tak było, zważywszy na moją reputację,
musiałem jednak zadbać o to, żeby nie miał przede mną zbyt wielu tajemnic. To
mogłoby nas obu zbyt dużo kosztować.
Co do obaw Hebiego, to nie tak
łatwo było wyrżnąć całą górę. Byłem pewien, że cesarz zastanawia się kogo, by
tu powołać na Strażnika, za to senatorowie już naradzają się zastanawiając kogo
by tu posadzić na stołki Ottawy. To stanowisko mogło przypaść trzem strażnikom.
Normenel, Elemre lub, o broń wyrocznio, mnie. W tym cyrku nie można się było gorzej wpakować niż zostać Pierwszym Strażnikiem. Obowiązków od groma, w tym trzeba się było zajmować członkami rodziny królewskiej (chyba bym się pociął gdybym miał spędzać z blond debilem więcej niż pięć minut raz na kilka dni), a to oznaczało zero wolnego czasu. No cóż i tak go nie miałem, ale przynajmniej robiłem co mi się podobało.
Potrząsnąłem głową. Zmęczenie i
upływ krwi dały wreszcie o sobie znać. Nie chciało mi się wracać do moich
kwater w pałacu. Jednak perspektywa spędzenia choćby kilku godzin w tym domu
nie należał do przyjemnych. Nienawidziłem tego miejsca, bo wszystko tutaj
kojarzyło mi się z moim ojcem. Pamiętam dzień, w którym wyznałem mu co zrobiłem,
że zabiłem Leriem, swoją siostrę. On podszedł do mnie, poklepał mnie po
ramieniu i pogratulował mi siły. Wtedy po raz pierwszy nazwał mnie swoim synem,
a nie bezużytecznym bękartem. Znienawidziłem go wtedy. Jego i wszystkiego co
miało z nim jakikolwiek związek.
Wyszedłem z rezydencji i
skierowałem się w stronę pałacu. Chłodne powietrze otrzeźwiło mnie trochę.
Kiedy przekroczyłem próg swojej sypialni poczułem się nieco lepiej. Po
prysznicu i butelce wina było mi już naprawdę dobrze, a kiedy się położyłem
byłem niemal w niebie. Miałem tylko ogromną nadzieję, że tym razem świat
pozwoli mi się wyspać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz