Stolica cesarstwa. Zawsze
starałem się być tu najrzadziej jak to było możliwe. Niestety los znowu mnie tu
przygnał. Nie mam pojęcia dlaczego zgodziłem się tu przybyć. Irezaja była tu tak
bezpieczna jak to było możliwe.
Nie miałem najmniejszej ochoty na
siedzenia w pałacu. Chodziłem długo krętymi ulicami miasta, aż dotarłem do domu
Gabrieli. Była człowiekiem, miejscową znachorką. Leczył dolegliwości tych, którzy
nie mogli sobie pozwolić na wizytę u lekarza, czy uzdrowiciela. Mimo ledwie dwudziestu sześciu lat miała ogromną wiedzę na temat alchemii i zielarstwa. Zapukałem
lekko.
- Wejdź, proszę – usłyszałem. Popchnąłem
stare drzwi, zawiasy zaskrzypiały nieprzyjemnie. W środku jak zawsze panował
zaduch, zapachy rozmaitych ziół mieszały się za sobą tworząc ciężką chmurę.
- Witaj Gabrielo – powiedziałem,
żeby wiedziała, że to ja. Dziewczyna obróciła twarz w moją stronę. Robiła to z
czystej uprzejmości, nie mogła bowiem spojrzeć na mnie. Była niewidoma od
urodzenia.
- Ogion? Ty tutaj? – podeszła do
mnie i poklepała mnie po ramieniu. Zadziwiała mnie jej zwinność. Znała w swoim
mieszkanku dosłownie każdy milimetr. Wszystko miało tu ściśle określone
miejsce. – Przywiozłeś mi więcej ziół i mikstur?
- Wybacz Gabrielo, ale tym razem
nic dla ciebie nie mam.
- Nic nie szkodzi – uśmiechnęła się
do mnie. – Usiądź, zrobię ci coś do picia. Może napar z jaśminu?
- Jeżeli ty przygotujesz to
zawsze – dziewczyna zaśmiała się i pospiesznie zajęła się przygotowaniem
herbaty.
- Chyba stolica zaczyna ci się
jednak podobać skoro bywasz tu tak często.
- Powiedzmy, że wplątałem się w
jedną sprawę.
- Potrzebujesz pomocy? – zapytała
Gabriela obracając się w moją stronę.
- Nie. To nic z tych rzeczy. Nie
martw się.
- Taa... Nie martw się!
Jaszczurze dziewuchy, demony i nabuzowane demoniczną aurą tygrysy. Żadnych
powodów do zmartwień – wyszczekał Sękol, rozsiadając się na stole.
- Ogionie czy to co mówi Sękol
jest prawdą?
- Cóż sprawy są może
skomplikowane, ale dam sobie radę – zapewniłem i rzuciłem zaklęciem w potwora.
- Oj nie ładnie Małpo! – wrzasnął
Sękol uskakując.
- Chłopcy uspokójcie się! –
zganiła nas. Posłusznie usiadłem z powrotem przy wąskim stoliku. Sękol
natomiast usadowił się koło pieca i wygrzewał się nucąc jakąś sprośną przyśpiewkę.
Pokręciłem tylko głową. Gabriela podała mi kubek z gorącym, aromatycznym
naparem.
- Mam nadzieję, że to na prawdę
nic poważnego. Nie chciałabym, żeby coś ci się stało – wyznała siadając
naprzeciw mnie.
- Wiem. Nie musisz się martwić.
Powiedz lepiej jak tam Marie.
- Cóż lepiej, cokolwiek zrobiłeś
ostatnim razem, pomogło – Marie, była młodszą siostrą Gabrieli. Dziewczynka
została zaatakowana przez demony. Straże zainterweniowały w porę i napastnicy zostali zabici, ale dziewczynka nałykała się demonicznej krwi. Przez to bardzo
chorowała. Mikstury, które robiłem dla Gabrieli hamowały postęp zepsucia, ale
nie mogły niestety wyleczyć tego, co już się stało.
Rozmawialiśmy o wszystkim i
niczym. Gabriela była jedyną osobą, przy której czułem się całkowicie
swobodnie.Czuła moją aurę lepiej nawet niż inni ludzie, ale nigdy się mnie nie bała.
- Jeszcze przez jakiś czas
zabawię w stolicy, więc odwiedzę cię jeszcze niedługo – powiedziałem wychodząc.
- Będę czekać. Na ciebie też
niedobre stworzenie – poklepała Sękola po głowie.
- Dobra, dobra. Jak Małpa pozwoli
to też przyjdę.
Szedłem właśnie w stronę pałacu,
gdy poczułem jej obecność. Sękol też ją wyczuł. Spojrzał na mnie, a kiedy
skinąłem głową zniknął w chmurze pyłu.
- Witaj Oggi – powiedziała wychodząc
z cienia. Stała przede mną piękna i mroczna. Jedyna kobieta, którą kiedykolwiek
kochałem stała spoglądając na mnie tymi swoimi pustymi oczyma.
Wyglądała jak marmurowy posąg, nie było w niej życia, nie było duszy. Była
potworem, stworzeniem, które istnieć nie powinno.
- Nie nazywaj mnie tak –
wyszeptałem. Jej obecność sprawiała mi ból.
- Zawsze lubiłeś gdy cię tak
nazywałam – podeszła do mnie i położyła mi dłoń na piersi.
- Tylko Nynia mogła tak do mnie mówić
– strąciłem jej dłoń i cofnąłem się.
- Ranisz mnie. Mówisz tak jakbyś
mnie nie poznawał. A przecież widzisz mnie. Nie zmieniłam się ani odrobinę od
czasu gdy trzymałeś mnie w ramionach.
- Mylisz się. Jesteś tylko
cieniem kobiety, którą kochałem. Potworem, który zawładnął jej ciałem – wrzała we
mnie złość.
- Tak, ukochany niech twoja moc
wzbiera. Pokaż swoją potęgę, a być może będziesz mógł zobaczyć kres tego
świata.
- O czym ty mówisz?
- O tym co się będzie działo.
Jest ich dwoje, dwie pokaleczone dusze zbyt młode i zbyt stare. Jedno z nich
przyniesie światło inne wieczną ciemność. Na razie, w każdym jest zarówno
światło jak i mrok. Ciekawe które upadnie, a które wzleci. Każde z nich
dostanie przewodnika, kogoś kto walczyć będzie z własną naturą. A walka
przewodnika, będzie nauczką dla nich samych. Będzie maleńkim przedsmakiem tego
co ich czeka...
Demonica zostawiła mnie samego.
Zniknęła w cieniu tak jak się pojawiła. Ja natomiast stałem dalej na chodniku
myśląc o tym czego się dowiedziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz