poniedziałek, 22 lipca 2013

Od Ogiona

Stolica cesarstwa. Zawsze starałem się być tu najrzadziej jak to było możliwe. Niestety los znowu mnie tu przygnał. Nie mam pojęcia dlaczego zgodziłem się tu przybyć. Irezaja była tu tak bezpieczna jak to było możliwe.
Nie miałem najmniejszej ochoty na siedzenia w pałacu. Chodziłem długo krętymi ulicami miasta, aż dotarłem do domu Gabrieli. Była człowiekiem, miejscową znachorką. Leczył dolegliwości tych, którzy nie mogli sobie pozwolić na wizytę u lekarza, czy uzdrowiciela. Mimo ledwie dwudziestu sześciu lat miała ogromną wiedzę na temat alchemii i zielarstwa. Zapukałem lekko.
- Wejdź, proszę – usłyszałem. Popchnąłem stare drzwi, zawiasy zaskrzypiały nieprzyjemnie. W środku jak zawsze panował zaduch, zapachy rozmaitych ziół mieszały się za sobą tworząc ciężką chmurę.
- Witaj Gabrielo – powiedziałem, żeby wiedziała, że to ja. Dziewczyna obróciła twarz w moją stronę. Robiła to z czystej uprzejmości, nie mogła bowiem spojrzeć na mnie. Była niewidoma od urodzenia.
- Ogion? Ty tutaj? – podeszła do mnie i poklepała mnie po ramieniu. Zadziwiała mnie jej zwinność. Znała w swoim mieszkanku dosłownie każdy milimetr. Wszystko miało tu ściśle określone miejsce. – Przywiozłeś mi więcej ziół i mikstur?
- Wybacz Gabrielo, ale tym razem nic dla ciebie nie mam.
- Nic nie szkodzi – uśmiechnęła się do mnie. – Usiądź, zrobię ci coś do picia. Może napar z jaśminu?
- Jeżeli ty przygotujesz to zawsze – dziewczyna zaśmiała się i pospiesznie zajęła się przygotowaniem herbaty.
- Chyba stolica zaczyna ci się jednak podobać skoro bywasz tu tak często.
- Powiedzmy, że wplątałem się w jedną sprawę.
- Potrzebujesz pomocy? – zapytała Gabriela obracając się w moją stronę.
- Nie. To nic z tych rzeczy. Nie martw się.
- Taa... Nie martw się! Jaszczurze dziewuchy, demony i nabuzowane demoniczną aurą tygrysy. Żadnych powodów do zmartwień – wyszczekał Sękol, rozsiadając się na stole.
- Ogionie czy to co mówi Sękol jest prawdą?
- Cóż sprawy są może skomplikowane, ale dam sobie radę – zapewniłem i rzuciłem zaklęciem w potwora.
- Oj nie ładnie Małpo! – wrzasnął Sękol uskakując.
- Chłopcy uspokójcie się! – zganiła nas. Posłusznie usiadłem z powrotem przy wąskim stoliku. Sękol natomiast usadowił się koło pieca i wygrzewał się nucąc jakąś sprośną przyśpiewkę. Pokręciłem tylko głową. Gabriela podała mi kubek z gorącym, aromatycznym naparem.
- Mam nadzieję, że to na prawdę nic poważnego. Nie chciałabym, żeby coś ci się stało – wyznała siadając naprzeciw mnie.
- Wiem. Nie musisz się martwić. Powiedz lepiej jak tam Marie.
- Cóż lepiej, cokolwiek zrobiłeś ostatnim razem, pomogło – Marie, była młodszą siostrą Gabrieli. Dziewczynka została zaatakowana przez demony. Straże zainterweniowały w porę i napastnicy zostali zabici, ale dziewczynka nałykała się demonicznej krwi. Przez to bardzo chorowała. Mikstury, które robiłem dla Gabrieli hamowały postęp zepsucia, ale nie mogły niestety wyleczyć tego, co już się stało.
Rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Gabriela była jedyną osobą, przy której czułem się całkowicie swobodnie.Czuła moją aurę lepiej nawet niż inni ludzie, ale nigdy się mnie nie bała.
- Jeszcze przez jakiś czas zabawię w stolicy, więc odwiedzę cię jeszcze niedługo – powiedziałem wychodząc.
- Będę czekać. Na ciebie też niedobre stworzenie – poklepała Sękola po głowie.
- Dobra, dobra. Jak Małpa pozwoli to też przyjdę.
Szedłem właśnie w stronę pałacu, gdy poczułem jej obecność. Sękol też ją wyczuł. Spojrzał na mnie, a kiedy skinąłem głową zniknął w chmurze pyłu.
- Witaj Oggi – powiedziała wychodząc z cienia. Stała przede mną piękna i mroczna. Jedyna kobieta, którą kiedykolwiek kochałem stała spoglądając na mnie tymi swoimi pustymi oczyma. Wyglądała jak marmurowy posąg, nie było w niej życia, nie było duszy. Była potworem, stworzeniem, które istnieć nie powinno.
- Nie nazywaj mnie tak – wyszeptałem. Jej obecność sprawiała mi ból.
- Zawsze lubiłeś gdy cię tak nazywałam – podeszła do mnie i położyła mi dłoń na piersi.
- Tylko Nynia mogła tak do mnie mówić – strąciłem jej dłoń i cofnąłem się.
- Ranisz mnie. Mówisz tak jakbyś mnie nie poznawał. A przecież widzisz mnie. Nie zmieniłam się ani odrobinę od czasu gdy trzymałeś mnie w ramionach.
- Mylisz się. Jesteś tylko cieniem kobiety, którą kochałem. Potworem, który zawładnął jej ciałem – wrzała we mnie złość.
- Tak, ukochany niech twoja moc wzbiera. Pokaż swoją potęgę, a być może będziesz mógł zobaczyć kres tego świata.
- O czym ty mówisz?
- O tym co się będzie działo. Jest ich dwoje, dwie pokaleczone dusze zbyt młode i zbyt stare. Jedno z nich przyniesie światło inne wieczną ciemność. Na razie, w każdym jest zarówno światło jak i mrok. Ciekawe które upadnie, a które wzleci. Każde z nich dostanie przewodnika, kogoś kto walczyć będzie z własną naturą. A walka przewodnika, będzie nauczką dla nich samych. Będzie maleńkim przedsmakiem tego co ich czeka...
Demonica zostawiła mnie samego. Zniknęła w cieniu tak jak się pojawiła. Ja natomiast stałem dalej na chodniku myśląc o tym czego się dowiedziałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz