Wróciłem do swoich kwater, nadal
byłem podenerwowany, do tego zmęczony, także walką z dajmonem. Ledwie wszedłem
do sypialni usłyszałem pukanie do drzwi. Westchnąłem ciężko.
- Wejść – powiedziałem na tyle
głośno, żeby mnie było słychać. Do pokoju wszedł Remes.
- Wszystko w porządku, panie mój?
– zapytał przyglądając mi się badawczo. Najwidoczniej za cicho mówiłem co
wzbudziło jego niepokój.
- Żyję jeśli o to pytasz... A
teraz do rzeczy.
- Oczywiście. Abilion chce się z
panem widzieć – imię blond kretyna bardzo ciężko przechodziło Remesowi przez
usta. - Przysłał swego sługę, aby ten przekazał, że cesarski syn czeka na pana.
- No to sobie poczeka, do
następnego tysiąclecia albo i wieczność. Przyprowadź mi tego sługę. – Dejmon
bezzwłocznie wykonał moje polecenie. Tuż za nim wlókł się jakiś elf, był
wyraźnie wystraszony. Najwidoczniej cesarski debil musiał długo przekonywać go
żeby tu przyszedł.
- Przekaż blond kretynowi, że jak
ma jakąś sprawę do mnie to nich osobiście ruszy dupę, bo ja nie mam zamiaru go
zaszczycić swoją obecnością. Powiedz mu też, że mogę rozważyć patrzenie na jego
gębę dopiero jutro koło południa nie wcześniej. I masz mu to przekazać słowo w
słowo – sługa patrzył na mnie jeszcze bardziej przerażony niż wcześniej. – A
teraz wynocha.
- Tak jest panie – elf skłonił
się i niemal wybiegł. Remes także skłonił się i również wyszedł.
Wyszedłem właśnie z łazienki gdy
usłyszałem delikatne skrzypienie otwierających się drzwi. Obróciłem się
błyskawicznie szykując się na ewentualny atak. W drzwiach stała Normenel i
mierzyła mnie wzrokiem.
- No hej skarbie, coś często mnie
ostatnio odwiedzasz – skwitowałem podchodząc do komody.
- A to źle? – zapytała podchodząc
do mnie.
- Cóż, kiedy tak wyglądasz to
możesz tu zostać na stałe – powiedziałem spoglądając znacząco na wycięcie jej
sukni, które biegło od ramion przez cały brzuch i kończyło się dopiero poniżej
pępka. Anielica zaśmiała się z błyskiem w oczach. Dlaczego miałem wrażenie, że
specjalnie się tak ubrała?
- Wiedziałam, że ci się spodoba –
skwitowała.
- A więc... Jaka to ważna sprawa czeka na moją uwagę? – zapytałem.
- Cóż... Tylko jedna... –
powiedziała i pozwoliła sukni opaść w dół. Stanęła przede mną zupełnie naga,
muszę przyznać, że był to niezwykle piękny widok.
- Wiesz skarbie, że żartowanie z
mężczyzny w ten sposób to już prawdziwe tortury i mogą cię za to zamknąć w
lochu.
- A kto ci powiedział, że
żartuję? – Normenel podeszła do mnie, jedną dłoń położyła mi na piersi, a drugą
zdjęła ręcznik, który miałem przewiązany na biodrach. Pochyliłem się i
pocałowałem ją.
- Nie wiem w co grasz skarbie,
ale radzę przestać teraz, póki jeszcze możesz – powiedziałem.
-Nie wierzę po prostu. Wielki
Kane, który ma na swoim koncie połowę świty pałacowej, chce żebym zrezygnowała.
Powinni to wpisać do kronik historycznych.
- Śmiej się, proszę bardzo, ale
ty w przeciwieństwie do nich nie jesteś pierwszą lepszą, z którą można się jednorazowo
pobawić. A ja kochanie do stałych związków raczej się nie nadaję...
- Wiem. Poza tym znam
przynajmniej pięć szlachetnych dam, które na wieść o tym że masz zamiar się
ustatkować rzuciłyby się z mostu.
- Więc o co ci chodzi? –
zapytałem odsuwając się od niej, choć nie miałem na to w żadnym razie ochoty.
- O to, że chcę być dzisiaj z
tobą. To wszystko – anielica znów podeszła do mnie i stając na palcach
pocałował mnie. Moja natura zwyciężyła nad rozumem. Brutalnie chwyciłem ją w
ramiona i zacząłem całować.
Normenel leżała wyczerpana na
moim ramieniu. Oddech jej się rwał, policzki miała niemal tak czerwone jak
włosy. Wyglądała na bardzo zadowoloną, ale ja wciąż miałem sporo wątpliwości.
- Teraz już wiem, skąd te
wszystkie plotki na twój temat – wymruczała. Zaśmiałem się na te słowa. No mój
temat krążyło faktycznie dużo plotek. Chciałem coś odpowiedzieć, ale dziewczyna
zasnęła. Miałem nadziej, że nie przesadziłem za bardzo. Przez jakiś czas
spoglądałem na nią, ale w końcu zmorzył mnie sen.
Kiedy się rano obudziłem Normenel
właśnie się ubierała.
- Dzień dobry – powiedziałem siadając.
Anielca spojrzała na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Jak kotka weszła na
czworak na łóżko i zbliżyła się żeby mnie pocałować.
- Doby, bardzo dobry... –
wymruczała. – Szkoda, że muszę się zbierać.
- Wielka szkoda... – od dziewczyny
oderwało mnie pukanie do drzwi. No oczywiście świat beze mnie nie mógł sobie sam
poradzić.
- Moment! – warknąłem. – No cóż.
Na tym musimy na razie poprzestać.
Normenel wstała. Ja też szybko doprowadziłem
się mniej więcej do porządku. Wyszliśmy z mojej sypialni przed drzwiami stał
Eirinn.
- Panie, Abilion czeka w pańskim
gabinecie – oznajmił. Nie mógł pohamować dwuznacznego uśmieszku na widok
rudowłosej. Wzrok utkwił mu w tym samym miejscu, w którym mnie wczoraj.
- Radziłbym oszczędzać wzrok, bo
łatwo go stracić... – ostrzegłem. Uśmiech na twarzy smoka tylko się poszerzył,
ale starał się tak otwarcie nie gapić.
Do swojego biura wszedłem w
dobrym nastroju i o dziwo widok blond debila nie popsuł mi go, aż tak bardzo
jak się spodziewałem.
- Kim ty niby jesteś, żeby kazać
mi czekać?! – warknął szczyl.
- Jeszcze raz podnieś na mnie
głos, to stracisz zdolność mówienia – ostrzegłem go bardzo uprzejmie. Chłopak
był wściekły, ale pohamował się. To on miał sprawę do mnie i dobrze wiedział,
że wkurzanie mnie nie jest najlepszym pomysłem.
- Chcę cię o coś prosić... –
zaczął. – Chcę, żebyś zabił Hebiego... – na te słowa parsknąłem śmiechem.
- Całkiem ci się we łbie poprzewracało
idioto? – zapytałem kiedy udało mi się uspokoić. Jak ten kretyn mógł wpaść na
tak idiotyczny pomysł, żeby przyjść do mnie z czymś takim. Zabójstwo członka
rodziny królewskiej mógł zlecić tylko cesarz lub ew. senat po ówczesnym
głosowaniu, jeżeli co najmniej trzydziestu z trzydziestu pięciu senatorów poparło
wniosek. A tu przychodzi do mnie szczeniak prosząc o zabicie syna cesarza, do
tego erillu, którego upodobała sobie Wyrocznia.
- Zrobię wszystko. Tylko go
zabij... – zaczął.
- Posłuchaj mnie uważnie kretynie,
za samo to, że tu przyszedłeś z takim pomysłem powinienem wezwać straż, żeby zamknęli
cię w lochu, zwołać zebranie senatu i wystosować w kierunku twojej osoby
oskarżenie o zdradę. Wszyscy tak cię lubią, że pozwolenie na ścięcie ci głowy
dostałbym w mniej niż dwie godziny.
- Nie zrobisz tego... – chłopak był
przerażony. Dobrze wiedział, że mogę spełnić swoją groźbę i nawet cesarz nie
miałby nic do powiedzenia.
- No to sprawdź mnie... – miałem właśnie
zawołać Remesa, gdy ten wszedł do mojego biura wraz z Hebim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz