sobota, 27 lipca 2013

Od Kane'a

Wróciłem do swoich kwater, nadal byłem podenerwowany, do tego zmęczony, także walką z dajmonem. Ledwie wszedłem do sypialni usłyszałem pukanie do drzwi. Westchnąłem ciężko.
- Wejść – powiedziałem na tyle głośno, żeby mnie było słychać. Do pokoju wszedł Remes.
- Wszystko w porządku, panie mój? – zapytał przyglądając mi się badawczo. Najwidoczniej za cicho mówiłem co wzbudziło jego niepokój.
- Żyję jeśli o to pytasz... A teraz do rzeczy.
- Oczywiście. Abilion chce się z panem widzieć – imię blond kretyna bardzo ciężko przechodziło Remesowi przez usta. - Przysłał swego sługę, aby ten przekazał, że cesarski syn czeka na pana.
- No to sobie poczeka, do następnego tysiąclecia albo i wieczność. Przyprowadź mi tego sługę. – Dejmon bezzwłocznie wykonał moje polecenie. Tuż za nim wlókł się jakiś elf, był wyraźnie wystraszony. Najwidoczniej cesarski debil musiał długo przekonywać go żeby tu przyszedł.
- Przekaż blond kretynowi, że jak ma jakąś sprawę do mnie to nich osobiście ruszy dupę, bo ja nie mam zamiaru go zaszczycić swoją obecnością. Powiedz mu też, że mogę rozważyć patrzenie na jego gębę dopiero jutro koło południa nie wcześniej. I masz mu to przekazać słowo w słowo – sługa patrzył na mnie jeszcze bardziej przerażony niż wcześniej. – A teraz wynocha.
- Tak jest panie – elf skłonił się i niemal wybiegł. Remes także skłonił się i również wyszedł. 

Wyszedłem właśnie z łazienki gdy usłyszałem delikatne skrzypienie otwierających się drzwi. Obróciłem się błyskawicznie szykując się na ewentualny atak. W drzwiach stała Normenel i mierzyła mnie wzrokiem.
- No hej skarbie, coś często mnie ostatnio odwiedzasz – skwitowałem podchodząc do komody.
- A to źle? – zapytała podchodząc do mnie.
- Cóż, kiedy tak wyglądasz to możesz tu zostać na stałe – powiedziałem spoglądając znacząco na wycięcie jej sukni, które biegło od ramion przez cały brzuch i kończyło się dopiero poniżej pępka. Anielica zaśmiała się z błyskiem w oczach. Dlaczego miałem wrażenie, że specjalnie się tak ubrała?
- Wiedziałam, że ci się spodoba – skwitowała.
- A więc...  Jaka to ważna sprawa  czeka na moją uwagę? – zapytałem.
- Cóż... Tylko jedna... – powiedziała i pozwoliła sukni opaść w dół. Stanęła przede mną zupełnie naga, muszę przyznać, że był to niezwykle piękny widok.
- Wiesz skarbie, że żartowanie z mężczyzny w ten sposób to już prawdziwe tortury i mogą cię za to zamknąć w lochu.
- A kto ci powiedział, że żartuję? – Normenel podeszła do mnie, jedną dłoń położyła mi na piersi, a drugą zdjęła ręcznik, który miałem przewiązany na biodrach. Pochyliłem się i pocałowałem ją.
- Nie wiem w co grasz skarbie, ale radzę przestać teraz, póki jeszcze możesz – powiedziałem.
-Nie wierzę po prostu. Wielki Kane, który ma na swoim koncie połowę świty pałacowej, chce żebym zrezygnowała. Powinni to wpisać do kronik historycznych.
- Śmiej się, proszę bardzo, ale ty w przeciwieństwie do nich nie jesteś pierwszą lepszą, z którą można się jednorazowo pobawić. A ja kochanie do stałych związków raczej się nie nadaję...
- Wiem. Poza tym znam przynajmniej pięć szlachetnych dam, które na wieść o tym że masz zamiar się ustatkować rzuciłyby się z mostu.
- Więc o co ci chodzi? – zapytałem odsuwając się od niej, choć nie miałem na to w żadnym razie ochoty.
- O to, że chcę być dzisiaj z tobą. To wszystko – anielica znów podeszła do mnie i stając na palcach pocałował mnie. Moja natura zwyciężyła nad rozumem. Brutalnie chwyciłem ją w ramiona i zacząłem całować. 

Normenel leżała wyczerpana na moim ramieniu. Oddech jej się rwał, policzki miała niemal tak czerwone jak włosy. Wyglądała na bardzo zadowoloną, ale ja wciąż miałem sporo wątpliwości.
- Teraz już wiem, skąd te wszystkie plotki na twój temat – wymruczała. Zaśmiałem się na te słowa. No mój temat krążyło faktycznie dużo plotek. Chciałem coś odpowiedzieć, ale dziewczyna zasnęła. Miałem nadziej, że nie przesadziłem za bardzo. Przez jakiś czas spoglądałem na nią, ale w końcu zmorzył mnie sen.
Kiedy się rano obudziłem Normenel właśnie się ubierała.
- Dzień dobry – powiedziałem siadając. Anielca spojrzała na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Jak kotka weszła na czworak na łóżko i zbliżyła się żeby mnie pocałować.
- Doby, bardzo dobry... – wymruczała. – Szkoda, że muszę się zbierać.
- Wielka szkoda... – od dziewczyny oderwało mnie pukanie do drzwi. No oczywiście świat beze mnie nie mógł sobie sam poradzić.
- Moment! – warknąłem. – No cóż. Na tym musimy na razie poprzestać.
Normenel wstała. Ja też szybko doprowadziłem się mniej więcej do porządku. Wyszliśmy z mojej sypialni przed drzwiami stał Eirinn.
- Panie, Abilion czeka w pańskim gabinecie – oznajmił. Nie mógł pohamować dwuznacznego uśmieszku na widok rudowłosej. Wzrok utkwił mu w tym samym miejscu, w którym mnie wczoraj.
- Radziłbym oszczędzać wzrok, bo łatwo go stracić... – ostrzegłem. Uśmiech na twarzy smoka tylko się poszerzył, ale starał się tak otwarcie nie gapić.
Do swojego biura wszedłem w dobrym nastroju i o dziwo widok blond debila nie popsuł mi go, aż tak bardzo jak się spodziewałem.
- Kim ty niby jesteś, żeby kazać mi czekać?! – warknął szczyl.
- Jeszcze raz podnieś na mnie głos, to stracisz zdolność mówienia – ostrzegłem go bardzo uprzejmie. Chłopak był wściekły, ale pohamował się. To on miał sprawę do mnie i dobrze wiedział, że wkurzanie mnie nie jest najlepszym pomysłem.
- Chcę cię o coś prosić... – zaczął. – Chcę, żebyś zabił Hebiego... – na te słowa parsknąłem śmiechem.
- Całkiem ci się we łbie poprzewracało idioto? – zapytałem kiedy udało mi się uspokoić. Jak ten kretyn mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł, żeby przyjść do mnie z czymś takim. Zabójstwo członka rodziny królewskiej mógł zlecić tylko cesarz lub ew. senat po ówczesnym głosowaniu, jeżeli co najmniej trzydziestu z trzydziestu pięciu senatorów poparło wniosek. A tu przychodzi do mnie szczeniak prosząc o zabicie syna cesarza, do tego erillu, którego upodobała sobie Wyrocznia.
- Zrobię wszystko. Tylko go zabij... – zaczął.
- Posłuchaj mnie uważnie kretynie, za samo to, że tu przyszedłeś z takim pomysłem powinienem wezwać straż, żeby zamknęli cię w lochu, zwołać zebranie senatu i wystosować w kierunku twojej osoby oskarżenie o zdradę. Wszyscy tak cię lubią, że pozwolenie na ścięcie ci głowy dostałbym w mniej niż dwie godziny.
- Nie zrobisz tego... – chłopak był przerażony. Dobrze wiedział, że mogę spełnić swoją groźbę i nawet cesarz nie miałby nic do powiedzenia.
- No to sprawdź mnie... – miałem właśnie zawołać Remesa, gdy ten wszedł do mojego biura wraz z Hebim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz