niedziela, 25 sierpnia 2013

od Kariego

Jak ktoś ma pecha, to takiego lawinowego. Niemal widziałem oczyma wyobraźnie jednego takiego czarnego ludzika, który mógł mnie pomęczyć, więc zrobił "Chodźcie chłopaki, on jest idealny" i wszystkie inne peszki w okolicy się na mnie zleciały jak muchy na tygodniowe mięso na słońcu. Chciałem być sam, a tu - kobieta. Nie miałem nic szczególnie do wytknięcia Irezaji, ale kobieta była w tej chwili najgorszą istotą, która mogła mi się przydarzyć. Oczywiście, nie mogłem jej tego powiedzieć. Zwłaszcza, że też wyglądała, jakby przez nią przeszedł cały tabun radzieckiej armii z opowiadań towarzysza Dmitrija. Swoją drogą, to ciekawe, jak mu tam teraz... z kobietą. DLACZEGO cały świat się na mnie musiał uwziąć? Ehe, jeszcze się o mnie oparła. I co ja niby teraz mam zrobić? Wywalić za płot może i jest bardzo kuszące, ale raczej nie byłoby dobrze postrzegane przez resztę świata. Biorąc pod uwagę, że świat mógłby być potem jeszcze bardziej upierdliwy, niż miało to miejsce teraz, zaniechałem tego pomysłu i po prostu starałem się zająć myśli czymś innym.... Jedna mrówka na ziemi, druga mrówka na ziemi, trzecia mrówka na ziemi... nie no, jaki debil się na to nabierze. Każdy dobrze wie, że w głowie miałem teraz tylko jeden, ale za to bardzo złośliwy, temat: KOBIETY.
Sam nawet nie wiem, kiedy usnąłem. Pomimo, że byłem wykończony, sen nie przyniósł ukojenia psychiki ni ciała. Przyśniła mi się ONA, wciąż żywa, ale jakaś inna... jej oczy już nie skrywały tego blasku dobroci, a jedynie pustkę. Nie wiedziałem, dlaczego, ale miałem wrażenie, że cierpi.
Obudziłem się z krzykiem, płosząc ptaki z drzew. Opadłem na ręce, próbując opanować oddech, serce waliło mi jak po sprincie na kilometr. Irezaja już poszła, na moje szczęście. Zamknąłem oczy, szukając jakiejkolwiek pomocy w otoczeniu ciemności. Nie byłem sam, w cieniu coś się czaiło.
- Pokaż się - zażądałem. Nieśpiesznie wyszła zza drzewa kobieta (o zgrozo! Jakaś inwazja, czy co?) z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Miała na sobie długą czarną suknię, spływającą niczym czarna woda bo jej szczupłej, zgrabnej sylwetce. Długie, kruczoczarne włosy spięła w lekką fryzurę z tyłu głowy, a wielkie, migdałowe oczy o niemal białych tęczówkach podkreśliła tuszem. Poza tym, była blada, bo niemal chorobliwie białą karnację trudno było nazwać po prostu jasną.
- Kim jesteś? - spytałem, przypominając sobie szybko w myślach co przydatniejsze zaklęcia ataku i obrony.
- Spokojnie, przysłał mnie tu twój ojciec.
- Atrael? - zmrużyłem oczy. Kobieta zaśmiała się. Nie miałem już wątpliwości, że była demonicą.
- Nie, twój ojciec. Czeka na Cziert, chciałby się z tobą spotkać - rząd śnieżnobiałych zębów miał być dodatkowym powodem. Na (nie)szczęście nie byłem w stanie cieszyć się dziewczęcymi wdziękami.
- Nie, dziękuję. Mam lepsze zajęcia - prychnąłem.
- Na przykład?
- Gapienie się na mrówki w trawie - porównując,oba były równie ekscytujące. Zniecierpliwiony wstałem, i chciałem odejść.
- Więc nie chcesz się dowiedzieć PRAWDZIWEJ historii swoich narodzin? - zatrzymałem się i popatrzyłem przez ramię na kobietę. - Twój ojciec dowiedział się o twojej rozmowie z wróblem i chce naprostować sytuację - domyśliłem się, że wróbel był użyty jako synonim anioła, choć nie za bardzo widziałem podobieństwo.
- Dlaczego powinienem ci zaufać? - obróciłem się przodem do demonicy. W odpowiedzi dziewczyna podciągnęła suknię do góry, ukazując mi swoje udo. Oniemiałem na widok identycznego symbolu, jaki generował moje moce demona, najsilniejszy talizman mocy.
- Ty jesteś...
- ... przeznaczona dla ciebie - odpowiedź nie zdziwiła mnie ani trochę. Już miałem coś powiedzieć, gdy ktoś nam przeszkodził.
- Co się tu dzieje? - usłyszałem za sobą męski głos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz