Sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Niby wiedziałem, że po demonach można się spodziewać wszystkiego, ale wizja innej wersji historii była dosyć kusząca. Zwłaszcza, że nie ufałem na tyle Atraelowi, by bezkrytycznie przyjąć jego bajki o biednym tatusiu. Ostatecznie odnalazłem demonicę.
- Weź mnie do ojca - poleciłem jej. Chciała się do mnie zbliżyć, ale zmaterializowałem aniele skrzydła, by jej przypomnieć, że nie mam ochoty na miziającą się kobietę.
- Jak chcesz - wzruszyła tylko ramionami i gwizdnęła przeciągle. Po chwili na horyzoncie pojawił się czarny smok. Wiedziałem, że naturalnie nie mają takiej barwy, więc jest to demon. - Wsiadaj, Elldon nic ci nie zrobi - skinęła głową na bestię. Nie byłem zbyt entuzjastycznie do niego nastawiony, ale wsiadłem na jego kark.
Lot był szybki, powiedziałbym nawet, że szybszy jak na zwykłym smoku.Wyczuwałem magię wiatru, kierującą prądami na naszą korzyść. Cały czas demonica starała się do mnie zbliżyć, zwłaszcza, że nie mogłem teraz uwolnić natury anioła. Smok, mimo wszystko, był równie wrażliwy na światło, jak kobieta, więc przestaszenie go moimi skrzydłami mogłoby się okazać zgubne na tej wysokości. Nawet skrzydła nie uratowałyby mnie, nie potrafiłem latać tak wysoko. Na mniejszych wysokościach pewnie miałbym nawet problem, w końcu już dawno tego nie robiłem.
- Twój ojciec jest w pałacu - oznajmiła, gdy tylko zeszliśmy na lądzie z grzbietu demona. Cziert była dokładnie taka, jaką ją zapamiętałem z ostatniego pobytu tutaj - mroczna. Nawet rośliny miały czarne liście i kwiaty. Większość też była najbardziej trującymi środkami, których nawet czarni magowie bali się używać bez najwyższej konieczności.
Nieograniczany niczym, uwolniłem całą swoją jasną magię, by ostrzec kilka czających się już w cieniu pomniejszych demonów.
- Kto tam jest? - usłyszałem niezbyt przyjemny głos. Jego właściciel wyszedł z pałacu przed drzwi i skrzywił się od razu, gdy tylko mnie wyczuł. - Więc? - warknął, przywołując kilka zwierzęcych demoników.
- Sami mnie tu chcieliście - odpowiedziałem, niepuszczająć światła, mimo mentalnego naporu z zewnątrz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz