środa, 28 sierpnia 2013

od Hebiego

- To nie jest dobry pomysł... - nie byłem zachwycony propozycją Kane'a. Po pierwsze, nie chciałem tracić obecnego stanu umysłu, a mój kochany braciszek był jednym na najlepszych, o ile nie najlepszym, środkiem alergennym dla mnie w całym Kontraświecie. A po drugie, gdyby coś się stało, na prawdę nie ręczę, że bym go nie zabił. I to bez najmniejszych wyrzutów sumienia.
- Oj, no przestań. Jak odrąbiesz łeb paskudzie, Kontraświat będzie ci niewymownie wdzięczny - Kane bezbłędnie odczytał mój wyraz twarzy.
- Skoro się upierasz... ale jak tylko zacznie skakać za wysoko, ja wychodzę. Nie można marnować darów uświęconej natury. Poza tym, daj mi chwilę, muszę się jakoś przebrać i ogarnąć, bo wyglądam jak jakaś kapłanka czystości. Kane tylko prychnął, więc przyjąłem to za zgodę.
Wyszedłem, a Shrik za mną. Nie widziałem, by Strażnik wydał mu takie polecenie, ale też nie protestował.W pokoju panowała zupełna cisza, jeśli nie liczyć szelestu firanek, falujących pod wpływem wiatru. Było to niemal przytłaczające, zbyt puste. Poczułem ocierającego się o moje biodro Shrika, podrapałem go delikatnie pod brodą.
- Poczekaj tu na mnie chwilę - powiedziałem do niego i wszedłem do swojej garderoby. O cudo nie zgubiłem się w niej, a to, co na siebie włożyłem było nawet kompletne i pasujące do siebie. Zielona bluzka w orientalnym stylu i pasujące do tego spodnie związywane na dole, wysokie, jasne buty pseudo-jeździeckie oraz delikatna, żółta narzuta. Włosy związałem wysoko w kucyka wstążką. Nie zależało mi na tym, ale podejrzewałem, że część fanek (i fanów) Kane, a może zmienić swoje upodobania. Trochę mnie to nawet rozbawiło, bo Strażnik zazwyczaj z nonszalancją wytrawnego łowcy udawał, że nie interesuje go flirt, a oczami wodził za każdym większym wzgórkiem, jaki mu się napatoczył.
Mniejsza z tym. Gdy pojawiłem się w głównym pokoju, Shrik zamruczał w niewymowny sposób. Uśmiechnąłem się lekko do niego.
- Jak myślisz, Tyfling to chyba nie jest najlepszy pomysł, co? - odpowiedź była jak najbardziej zachęcająca. Zaśmiałem się - Naprawdę sądzisz, że warto marnować potencjał na coś takiego - wydawało mi się, że tygrys się uśmiechnął. Wziąłem z "małego podręcznego arsenały", jak zwykła mawiać Rakyo, czarną sakabę o wąskiej klindze. - Mimo wszystko, niech sobie jeszcze pożyje trochę. Chwasty też tlen produkują.
Razem ze Shrikiem poszliśmy na tereny ćwiczebne Strażników. Gdy wszedłem, kilku nowicjuszy nawalało się drewnianą bronią, bo inaczej tego nazwać się nie dało. Poza tym, kawałek dalej trwały trochę poważniejsze walki z użyciem już prawdziwej, ale tępej, broni.
- Coś mnie ominęło? - spytałem, zasłaniając ręką usta, żeby nie roześmiać się otwarcie. Sytuacja, w jakiej zastałem Kane'a była dość ciekawa. Siedział po turecku na ziemi, a Albion chodził w wkoło niego, bardzo wyraźnie gestykulując. Kawałek dalej nowy Strażnik siedział i udawał, że czyści broń. Aż się dziwiłem, że jeszcze nie wziął zeszytu i nie zaczął wszystkiego notować. Kane nie był zbyt zadowolony na moje przyjście w takim momencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz