Siedziałam rozparta wygodnie w
miękkim fotelu obitym futrem panter śnieżnych. Lubiłam dzikie koty, szczególnie
martwe i przerobione na elementy wystroju wnętrz. Nie tylko koty z resztą.
Smoki też były całkiem, całkiem, ich skóra szczególnie nadawała się na buty i
gorsety.
Nieopodal mnie siedziała Annika.
Była moja, w każdym znaczeniu tego słowa. Siedziała i śpiewała jedną ze swych
wciąż zmieniających się pieśni. Kiedyś była syreną, i choć wraz z ogonem
straciła część swojej magii, jej głos dalej był niesamowicie piękny. Hipnotyzował
mnie. Nie tylko on z resztą. Jej pierś unosząca się gdy śpiewała, szyja wygięta
w łuk, dłonie wędrujące co chwilę w kierunku piersi. Mmmmmm... Od tego widoku
robiło mi się gorąco.
Wstałam i podeszłam do niej od
tyłu. Objęłam ją i położyłam jej dłonie na biuście. Zaśmiałam się gdy głos
dziewczyny zadrżał. Właśnie miałam pochylić się nad nią aby ja ukąsić, gdy
usłyszałam pukanie do drzwi.
- Won! - wrzasnęłam, nie
chciałam, żeby mi przeszkadzano.
- Pan Kagath panią wzywa -
usłyszałam w odpowiedzi.
- Przekaż mu, żeby się w rzyć
pocałował!
- Ale pan nalegał, żeby panią
przyprowadzić - głos był stanowczy. Złościł mnie.
Wstałam wściekle i z hukiem
otwarłam drzwi. Za nim stał jakiś kretyn, któremu chyba robiono lifting
szpachlą i to po pijaku. Pierwszy raz widziałam go na oczy i cieszyłam się z
tego. On chyba też pierwszy raz widział mnie, przynajmniej z tak bliska, bo gdy
jego wzrok padł na mój biust, ślepia o mało z orbit mu nie wyszły. Rozdziawił
japę i miałam wrażenie, ze zaraz się zacznie ślinić.
- Czego się do kurwy nędzy
gapisz?! - warknęłam. Wtedy demon zrobił coś czego nie powinien, zbliżył się do
mnie. Jeden szybki ruch i z impetem chwyciłam go za gardło, po czym
przycisnęłam do ściany. Na nieszczęście ściana ucierpiała, ale ku mojemu zadowoleniu
łeb faceta bardziej.
- Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się
w ten sposób do mnie, to wyrwę ci oczy i wepchnę głęboko do gardła, żebyś mógł
widzieć jak rozszarpuję ci brzuch - idiota wycharczał coś co miało być
przeprosinami. Kiedy tylko go puściłam, pobiegł szybko, przyciskając dłoń do
pękniętej czaszki.
- Powinnaś iść - wyszeptała
Annika, podchodząc do mnie.
- Tego chcesz? - zapytałam i
pocałowałam ją. Pokręciła przecząco głową. Niestety wiedziałam, że jak Kagath
się uparł to zacznie tu przysyłać hordy swoich przydupasów, dotąd, dopóki się
do niego nie pofatyguję.
Westchnęłam
i odsunęłam dziewczynę od siebie.
-
Niedługo wrócę - powiedziałam i posłałam jej niedwuznaczne spojrzenie. Annika
posłała mi w odpowiedzi znaczący uśmiech.
Przeszłam
przez czarny pałac w stronę komnat władcy demonów. Weszłam bez pukania. Jak
zwykle siedział na balkonie. Cały pałac zbudowany był tak, by to konkretne
pomieszczenie znajdowało się idealnie nad żyłami magii, a cała budowla działała
jak wzmacniacz prądów magicznych. Z tego balkonu można było zobaczyć niemal
cały Kontraświat, jeśli wiedziało się jak pokierować zawirowania magii. Kagath
oczywiście wiedział i korzystała z tego nader często.
- Czego
chcesz tym razem? - zapytałam. Nie miałam ochoty silić się na uprzejmość.
- Chcę,
żebyś złożyła wizytę senatorowi Yrazzowi - oznajmił wstając.
-
Poślij porąbańca, albo kundla.
- Nie.
Jackie nie nadaje się do tej roboty, bo potrzebuję jaszczura żywego. A Alerarti
ma teraz inne sprawy i za wszelką cenę musi nam zaskarbić przychylność jednej
osoby.
- Więc
ja mam się uganiać za jaszczurcem? Dziękuje, nie skorzystam - powiedziałam. Nie
lubiłam opuszczać Cziert, było tam za dużo światła.
-
Lithrill, to był rozkaz... - oznajmił szorstkim, władczym tonem.
-
Pokazać ci część ciała, w której mam twoje rozkazy? - zapytałam uprzejmie.
Byłam niemal tak stara i silna jak Kagath i na ścisłe nie mógł mi jakoś bardzo
zaszkodzić, nawet gdyby chciał.
-
Lithrill! - warknął wściekle. Założyłam ręce na piersi. Przez dłuższą chwilę
patrzeliśmy sobie w oczy prowadząc mentalną bitwę. W końcu jednak ustąpiłam,
wiedziałam, że się nie odczepi i będzie mi zatruwał życie, aż zrobię co chciał.
- To co
mam z nim zrobić? - zapytałam niechętnie. Kagath westchnął z ulga. Widać było,
że faktycznie byłam dla niego ostatnią deską ratunku.
-
Senator ośmielił się pokrzyżować mi plany i zabrać coś co już do niego nie
należy
- A owo
coś... to...
-
Irezaja, jego córka.
-
Dziewczyna... - uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że przynajmniej była ładna i
będę miała czym nacieszyć oczy podczas wykonywania zadania.
- Senatora możesz sponiewierać
według uznania, ma tu dotrzeć żywy, to wszystko. Mam z nim do pogadania, i nie
będzie to miła dla niego rozmowa. Dziewczynie natomiast włos z głowy spaść nie
może. Irezaja musi wrócić do pałacu cesarskiego. Nasz drogi Kane i jego ludzie
będą jej szukać. Możesz nieco ułatwić im zadanie. Postaraj się jednak, żeby nie
dowiedzieli sie o twoim udziale w sprawie.
- Taa... Jasne. Jeszcze coś czy
mogę już iść?
- To wszystko - Kagath wrócił na
swoje miejsce na balkonie spoglądając w dal, w miejsce, które było gdzieś
daleko stąd. Ja natomiast wyszłam i skierowałam się do swoich pokoi.
Annika czekała na mnie. Podeszłam
do niej i odpięłam broszę podtrzymującą jej himation. Materiał spłyną na
ziemię. Miałam ochotę na długą chwilę relaksu, zanim wyruszę uganiać się za
jaszczurem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz