czwartek, 29 sierpnia 2013

Od Lithrill


Siedziałam rozparta wygodnie w miękkim fotelu obitym futrem panter śnieżnych. Lubiłam dzikie koty, szczególnie martwe i przerobione na elementy wystroju wnętrz. Nie tylko koty z resztą. Smoki też były całkiem, całkiem, ich skóra szczególnie nadawała się na buty i gorsety.
Nieopodal mnie siedziała Annika. Była moja, w każdym znaczeniu tego słowa. Siedziała i śpiewała jedną ze swych wciąż zmieniających się pieśni. Kiedyś była syreną, i choć wraz z ogonem straciła część swojej magii, jej głos dalej był niesamowicie piękny. Hipnotyzował mnie. Nie tylko on z resztą. Jej pierś unosząca się gdy śpiewała, szyja wygięta w łuk, dłonie wędrujące co chwilę w kierunku piersi. Mmmmmm... Od tego widoku robiło mi się gorąco.
Wstałam i podeszłam do niej od tyłu. Objęłam ją i położyłam jej dłonie na biuście. Zaśmiałam się gdy głos dziewczyny zadrżał. Właśnie miałam pochylić się nad nią aby ja ukąsić, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Won! - wrzasnęłam, nie chciałam, żeby mi przeszkadzano.
- Pan Kagath panią wzywa - usłyszałam w odpowiedzi.
- Przekaż mu, żeby się w rzyć pocałował!
- Ale pan nalegał, żeby panią przyprowadzić - głos był stanowczy. Złościł mnie.
Wstałam wściekle i z hukiem otwarłam drzwi. Za nim stał jakiś kretyn, któremu chyba robiono lifting szpachlą i to po pijaku. Pierwszy raz widziałam go na oczy i cieszyłam się z tego. On chyba też pierwszy raz widział mnie, przynajmniej z tak bliska, bo gdy jego wzrok padł na mój biust, ślepia o mało z orbit mu nie wyszły. Rozdziawił japę i miałam wrażenie, ze zaraz się zacznie ślinić.
- Czego się do kurwy nędzy gapisz?! - warknęłam. Wtedy demon zrobił coś czego nie powinien, zbliżył się do mnie. Jeden szybki ruch i z impetem chwyciłam go za gardło, po czym przycisnęłam do ściany. Na nieszczęście ściana ucierpiała, ale ku mojemu zadowoleniu łeb faceta bardziej.
- Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się w ten sposób do mnie, to wyrwę ci oczy i wepchnę głęboko do gardła, żebyś mógł widzieć jak rozszarpuję ci brzuch - idiota wycharczał coś co miało być przeprosinami. Kiedy tylko go puściłam, pobiegł szybko, przyciskając dłoń do pękniętej czaszki.
- Powinnaś iść - wyszeptała Annika, podchodząc do mnie.
- Tego chcesz? - zapytałam i pocałowałam ją. Pokręciła przecząco głową. Niestety wiedziałam, że jak Kagath się uparł to zacznie tu przysyłać hordy swoich przydupasów, dotąd, dopóki się do niego nie pofatyguję.
                Westchnęłam i odsunęłam dziewczynę od siebie.
                - Niedługo wrócę - powiedziałam i posłałam jej niedwuznaczne spojrzenie. Annika posłała mi w odpowiedzi znaczący uśmiech.
                Przeszłam przez czarny pałac w stronę komnat władcy demonów. Weszłam bez pukania. Jak zwykle siedział na balkonie. Cały pałac zbudowany był tak, by to konkretne pomieszczenie znajdowało się idealnie nad żyłami magii, a cała budowla działała jak wzmacniacz prądów magicznych. Z tego balkonu można było zobaczyć niemal cały Kontraświat, jeśli wiedziało się jak pokierować zawirowania magii. Kagath oczywiście wiedział i korzystała z tego nader często.
                - Czego chcesz tym razem? - zapytałam. Nie miałam ochoty silić się na uprzejmość.
                - Chcę, żebyś złożyła wizytę senatorowi Yrazzowi - oznajmił wstając.
                - Poślij porąbańca, albo kundla.
                - Nie. Jackie nie nadaje się do tej roboty, bo potrzebuję jaszczura żywego. A Alerarti ma teraz inne sprawy i za wszelką cenę musi nam zaskarbić przychylność jednej osoby.
                - Więc ja mam się uganiać za jaszczurcem? Dziękuje, nie skorzystam - powiedziałam. Nie lubiłam opuszczać Cziert, było tam za dużo światła.
                - Lithrill, to był rozkaz... - oznajmił szorstkim, władczym tonem.
                - Pokazać ci część ciała, w której mam twoje rozkazy? - zapytałam uprzejmie. Byłam niemal tak stara i silna jak Kagath i na ścisłe nie mógł mi jakoś bardzo zaszkodzić, nawet gdyby chciał.
                - Lithrill! - warknął wściekle. Założyłam ręce na piersi. Przez dłuższą chwilę patrzeliśmy sobie w oczy prowadząc mentalną bitwę. W końcu jednak ustąpiłam, wiedziałam, że się nie odczepi i będzie mi zatruwał życie, aż zrobię co chciał.
                - To co mam z nim zrobić? - zapytałam niechętnie. Kagath westchnął z ulga. Widać było, że faktycznie byłam dla niego ostatnią deską ratunku.
                - Senator ośmielił się pokrzyżować mi plany i zabrać coś co już do niego nie należy
                - A owo coś... to...
                - Irezaja, jego córka.
                - Dziewczyna... - uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że przynajmniej była ładna i będę miała czym nacieszyć oczy podczas wykonywania zadania.
- Senatora możesz sponiewierać według uznania, ma tu dotrzeć żywy, to wszystko. Mam z nim do pogadania, i nie będzie to miła dla niego rozmowa. Dziewczynie natomiast włos z głowy spaść nie może. Irezaja musi wrócić do pałacu cesarskiego. Nasz drogi Kane i jego ludzie będą jej szukać. Możesz nieco ułatwić im zadanie. Postaraj się jednak, żeby nie dowiedzieli sie o twoim udziale w sprawie.
- Taa... Jasne. Jeszcze coś czy mogę już iść?
- To wszystko - Kagath wrócił na swoje miejsce na balkonie spoglądając w dal, w miejsce, które było gdzieś daleko stąd. Ja natomiast wyszłam i skierowałam się do swoich pokoi.
Annika czekała na mnie. Podeszłam do niej i odpięłam broszę podtrzymującą jej himation. Materiał spłyną na ziemię. Miałam ochotę na długą chwilę relaksu, zanim wyruszę uganiać się za jaszczurem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz