Siedziałem właśnie z Catranem, jednym z ogarów, gdy do
biura ktoś wszedł. Właśnie przeglądałem dość ważne papiery dotyczące działań
senatora jaszczura, który wreszcie wyściubił nos z ukrycie więc nie zwróciłem
na to większej uwagi.
- Kane – usłyszałem głos Hebiego. - Oddaję, co twoje.
- Jasne, jas... – uniosłem nos znad papierów i zdębiałem. -
Coś się stało, o czym powinienem wiedzieć? – spytałem po chwili.
- Nie, a powinno? – to pytanie mnie rozwaliło. Chłopak
wygląda jakby natarł się miksturą na porost włosów od szalonego naukowca i się
mnie pyta o co chodzi.
- No... twoje włosy są... – nie dokończyłem.
- A, to. Nic, o co bym się martwił.
- A, no ok. Zmiana fryzury, taki mały drobiazg – zakpiłem.
W chłopaku zmieniło się też coś jeszcze. Był spokojniejszy dużo spokojniejszy.
To dobrze, bo jego smoczy lowelas miał się zjawić jutro rano.
Przywołałem Shrika do siebie.
- Catran, możesz odejść. Jak będę cię potrzebował to
zawołam.
- Oczywiście panie mój – jaszczurołak skłonił się i
wyszedł.
- No dobra młody, to co to się stało, że jesteś w tak
dobrym humorze? Pogadałeś wreszcie ze swoją kochanicą?
- Ona nie jest... – urwał. – Nie. Nie rozmawiałem...
- Oj młody, młody... – pokręciłem głową.
Przerwało nam pukanie do drzwi.
- Wejść! – warknąłem.
- Panie, Abilion czeka pod salą treningową, później
Normenel chce się z panem widzieć w pańskich kwaterach. – oznajmił Remes.
- Ta... ten cholerny gówniarz... – miałem tak ogromną
ochotę widzieć blond debila, że niemal skakałem z radości. Najlepiej byłoby
skoczyć z mostu, ze śmiechem, że już nie będę musiał oglądać tego jego wrednego
pyska. Wtedy wpadłem na ciekawy pomysł. – Hej młody, a może chcesz iść ze mną i
sprać blond debila?
- To nie za dobry pomysł... – skwitował Hebi.
- Daj spokój. Jestem oficjalnie jego trenerem i w sali
treningowej mogę robić z nim co chcę. Z ustalaniem mu przeciwników włącznie...
– uśmiechnąłem się do chłopaka jadowicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz