czwartek, 29 sierpnia 2013

Od Kane'a


Wpadłem do rezydencji jak burza. Strażnicy czmychali przede mną gdzie pieprz rośnie. Byli gotowi na ściany się wdrapywać byle zejść mi z drogi.
- Gówno mnie to obchodzi jak, ale macie coś znaleźć! Cokolwiek, co doprowadzi nas do dziewczyny! – warczałem wściekle, a Shrik mi wtórował. - Choćbyście, kurwa mieli każde ziarenko piasku obejrzeć, to ją znajdziecie! Jak nie to wam wszystkim łby poobrywam i przyprawię do tyłków!
- T... Tak jest! – usłyszałem.
Remes przywołał swojego orła i oboje próbowali wytropić ślad magiczny portalu.
Scaliłem się z tygrysem i ruszyłem do komnat Hebiego, jego pomoc mogła być przydatna. Tym bardziej, że potrzebne mi teraz było trochę jego spokoju.
- Młody, potrzebuję cię natych...- wrzasnąłem wchodząc do pokoju dzieciaka i urwałem, bo moim oczom ukazał się dość niedwuznaczny obrazek. No to młody się wścieknie. No nic, później się pobawią ogonkami. - Ubierz się, potem idziecie ze mną – stwierdziłem i odwróciłem się. Na co ja na co, ale na dwóch mizdrzących się młokosów patrzeć nie miałem zamiaru.
- Dzięki – usłyszałem, kiedy szliśmy do mojej rezydencji. Byłem nieźle zdziwiony. Raczej stawiałbym na kolejny napad furii i wyrzut, że dzieciakowi przeszkadzam w zabawie, a tu proszę. Nie miałem jednak nastroju się nad tym zastanawiać.
W rezydencji dowiedzieliśmy się tyle, że Remes znalazł niewielki ślad magiczny portalu, ale potrzebuje czasu, żeby go wytropić. Irweth, Kinian i JAM mieli mu pomóc.
Wyszedłem ukradkiem i wdrapałem się na dach. Czułem się źle. Chociaż „źle” to nie było dobre określenie. Byłem wyczerpany psychicznie.  Wściekły, że ktoś ośmielił się wejść do mojego domu i porwać dziewczynę, za bezpieczeństwo której byłem odpowiedzialny. Na dodatek rozmowa z Normenel też odbiła się nie za dobrze na moim stanie emocjonalnym.
Położyłem się z jękiem na dachówkach i przycisnąłem dłonie do oczu. Dawno nie czułem się tak bezsilny. Usłyszałem jakiś szelest, ale nie miałem siły nawet się podnieść i sprawdzić kto to.
- Wszystko ok? – to był Hebi. Kto by pomyślał, że usłyszę takie pytanie z jego ust. Pomyśleć, że dzieciak mnie jeszcze niedawno nie znosił.
- Nie. Nic nie jest, kurwa, ok... – wymamrotałem. – Dziewczynę porwali i to sprzed nosów moich ludzi, z mojego domu. Jak się dowie senator jeszczurzyca to będzie panika. Dowiedziałem się, że zostanę ojcem, a na domiar złego nawet spić się, do cholery, nie mogę....
- Chwila... Jak to „ojcem”? – zapytał chłopaka, no tak reszta go mało obchodziła za to ten szczególik bardzo.
- Wiem, że gustujesz w chłopcach, przynajmniej na jawie, ale nie sądziłem, że będę ci musiał tłumaczyć skąd się biorą dzieci... – skwitowałem.
- Nie o to mi chodzi – mruknął Hebi.
- Wiem, ale wolałbym, żeby o to ci chodziło...
- No to kim jest ta nieszczęsna dziewczyna? – zapytał po chwili. Spojrzałem na niego spod byka rozważając zrzucenie go z dachu.
- To Normenel – powiedziałem. Chłopak wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu.
- Nieźle... – zaśmiał się. - Chociaż nie wiem, dlaczego mnie dziwi, że do niej też się dobrałeś... – dodał po chwili.
- To nie był mój pomysł – wyjaśniłem. Na twarzy chłopaka malował się jeszcze większe zdziwienie niż poprzednio. Sapnąłem tylko gniewnie.
- No cóż... Teoretycznie znam takich co się do roli ojców nadają jeszcze mniej niż ty, a mimo to nimi są – powiedział młody. Spojrzałem na niego z ukosa.
- Nie wiem, czy powinienem się cieszyć, że uważasz, że jest ktoś gorszy niż ja, czy z miejsca cię udusić za porównywanie mnie do starego...
- Cieszyć – odpowiedział szybko. -  I wyluzuj troszkę, bo czuję się przez ciebie okropnie.
Westchnąłem i położyłem się z powrotem. Shrik wylazł i położył się obok mnie. Nerwowo poruszał ogonem i powarkiwał. Moje emocja aż za bardzo go nakręcały. Czekała mnie jeszcze mało przyjemna rozmowa z Viccą. Ale wolałem, żeby dowiedziała się ode mnie. Przynajmniej był cień szansy, że walkiria nie wywinie nic głupiego. Nie byłem pewien, czy jako demon mogę mieć migrenę, ale miałem coś bardzo podobnego, bo łeb bolał mnie coraz bardziej.

od Hebiego

Mimo moich oczekiwań, walka z Albionem wyszła mi na dobre. Jego mina, gdy jednym szybszym pchnięciem powaliłem go na kolana była bezcenna. Wcześniej kilka razy musiałem naprawdę mocna hamować, by nie wykończyć go od razu.
Gdy wszedłem do pokoju, Moon układał coś w szafie. Ziewnąłem przeciągle, kładąc się na łóżko.
- Panie – wampir się zawahał.
- Nie bój się, chwilę słabości miałem wcześniej.
Ostatecznie, jestem monogamistą – uśmiechnąłem się. Moja wypowiedź wyraźnie rozluźniła chłopaka.
- Czyżbym o czymś nie wiedział, kotku? – z balkonu do pokoju wszedł Rakyo.
- Ty już? Ale przecież… - przerwałem, gdy zorientowałem się, jak to brzmiało. – Nie, żebym miał coś przeciwko – uwiesiłem się smokowi na szyi.
- Oczywiście, że nie masz. Innego wyboru ci nie daję – zaśmiał się Rakyo. – A można wiedzieć, co cię natchnęło na zimową szatę? – przeczesał moje włosy.
- Powiedzmy, że mała potrzeba ducha – wymruczałem mu do ucha i pocałowałem w szyję. Smok zamruczał zadowolony i już po chwili oboje leżeliśmy na łóżku, a Moon dziwnym trafem zniknął.
- Wiesz, chciałbym wiedzieć, czemu mnie Kane wyrzucił stąd – Rakyo uśmiechnął się niczym zdobywca, gdy moja bluzka znalazła się w kącie pod oknem.
- Nie drąż tematu, proszę – pocałowałem go w usta, chcąc odciągnąć od tego. Ku mojego zdziwieniu, smok odsunął mnie od siebie delikatnie.
- Ja jednak chcę wiedzieć. Paskuda nie wtrącałaby się, gdyby to nie było coś poważnego. Hebi, proszę - Rakyo przejechał palcem po linii mojego mostka.
- Ale ja... - w tym właśnie momencie ktoś bezceremonialnie otworzył drzwi z wielkim hukiem.
- Młody, potrzebuję cię natych...- Kane w progu nie dokończył, bo zorientował się, w jakiej sytuacji nas zastał. - Ubierz się, potem idziecie ze mną - Strażnik odwrócił wzrok. Bylem pewny, że widzę rumieńce na jego policzkach. Rakyo zszedł ze mnie z zawiedzioną miną. Nie miałem cienia wątpliwości, że chodziło mu o straconą okazję do wyciągnięcia ode mnie informacji, a nie seks. Gdy w końcu miałem z powrotem na sobie bluzkę, wyszliśmy w trójkę. Póściłem Rakyo przodem.
- Dzięki - wymruczałem na tyle cicho, by usłyzał mnie tylko Kane. Demon popatrzył na mnie zdziwiony, a ja uśmiechnąłem się wymijająco, poprawiając wstążkę we włosach.

Od Kaela

Stan dziewczynki był ciężki, bardzo. Aż nazbyt wyraźnie czułem demoniczne zepsucie krążące w jej krwi. Musiałem jednak spróbować jej pomóc.
- Trzeba ją przenieść. Potrzebuję wanny i ciepłej wody z ziołami: rumiankiem, słonecznym zielem i kwiatem duszy - oznajmiłem.
- Już się robi... - zawołała niewidoma dziewczyna. Po kilku minutach poczułem aromatyczny zapach ziół.
- Ogionie połóż małą w wannie - poprosiłem. Kidy to zrobił dokładnie zmoczyłem ciało dziewczynki naparem z ziół
- Ciepłe... i cuchnie... - podsumowała mała. Uśmiechnąłem się do niej.
- Teraz się troszkę zdrzemniesz.. dobrze? - zapytałem.
- Tak.. Jestem zmęczona... - wyszeptała. Zaklęciem pozbawiłem ja świadomości.
           - Ogionie. Wejdź w jej umysł i pilnuj go. To co chcę zrobić sprawi jej wiele bólu, a to może zniszczyć jej umysł.
            - Dobrze - nekromanta wysłał fragment duszy do ciała dziewczynki.
Położyłem dłonie do czoła i piersi dziecka. Skoncentrowałem się i przelałem swoje światło do jej ciała. Dziewczynka wrzasnęła przeraźliwie i próbowała się wyrwać, mimo, że była nieprzytomna. Ogion trzymał ją jednak mocno, a jego połączenia z nią uspokajało ją nieco. Bardzo powoli rozprzestrzeniałem światło po jej organizmie wypychając spaczenie. Na ciele dziewczynki zaczęły pojawiać się drobne rany, z których sączył się czarny, gęsty płyn.
Nie wiem jak długo to trwało, ale w końcu krew dziewczynki była czysta. A ja wykończony. Opadłem na ziemię z głuchym jękiem. Wszystko mnie bolało, w głowie mi się kręciło. Miałem tylko nadzieję, że organizm dziewczynki zacznie sie regenerować.
Kiedy Gabriela i Ogion przenosili dziewczynkę do jej łóżka ja starałem się zachować przytomność, na nic. Moja ciężka głowa pospieszyła na spotkanie podłodze.

Obudziłem się we własnym łóżku.
- Trzeba mu powiedzieć... - stwierdził ktoś szeptem.
- Widzisz w jakim jest stanie! Nie wolno go budzić, poza tym.. nie wiesz jaki on jest do niego przywiązany...
- To co niby chcesz zrobić?
- Co się dzieje? - zapytałem i próbowałem się podnieść. Świat wykonał kilka piruetów dając mi do zrozumienia, że poruszania się to nie najlepszy pomysł.
            - Kael... - to była Bianca. Podbiegła do mnie i objęła mnie.
- Żyję, chyba... - wyszeptałem. - O czym rozmawiałyście?
- O...  niczym... - powiedziała Bianca. Na jej słowa odpowiedziało karcące warknięcie jej kuzynki.
- No to ja mu powiem... - warknęła. - Kari zniknął - usłyszałem.
- Co? Jak to? - uniosłem się gwałtownie mimo tego, że moje ciało zaprotestowało.

Od Ogiona


Z zamyślenia wybiło mnie dziwne przeczucie. coś było nie tak. Wezwałem duchy.
- Marie, panie mój.... - wyszeptał jeden z nich.
Wybiegłem z rezydencji i pospieszyłem w stronę domu Gabrieli. Zobaczyłem niewidomą dziewczynę przed drzwiami. Drżała i była bardzo blada.
- Przepraszam... Ja ... muszę dostać się do pałacu, proszę - zaszlochała chwytając jakiegoś przechodnia za rękę. Dziewczyna chciała chyba wyjść i mnie odnaleźć. Mężczyzna odepchnął ją.  Podbiegłem do nich i złapałem go za rękę, kiedy chciał ją uderzyć.
- Wynoś się - warknąłem. Dziewczyna prosiła tylko o pomoc, a ten kretyn chciał ją za to bić. Miałem wielką ochotę dołączyć jego duszę w poczet tych, które mi służyły.
- Ogion...? - zapytała dziewczyna. Głos jej drżał.
- Tak Gabrielo. Jestem tu - powiedziałem biorąc ją w ramiona i prowadząc do domu.
- Marie... źle z nią... - wyszlochała. Szybko wszedłem do pokoiku dziewczynki. Podszedłem do jej łóżka. Leżała słaba, miała wysoką gorączkę i oddychała z trudem. Było źle. Jej organizm uodpornił się na moje mikstury i spaczenie wróciło. Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, ale nie wiedziałem, że tak szybko. Nie mogłem niestety sam za wiele zrobić. Nałożyłem na nią potężne zaklęci i przywiązałem jej dusze do ciała. Miało to zapobiec śmierci, niestety nie mogło powstrzymać dalszego skażenia i było rozwiązaniem tymczasowym. Musiałem szybko coś wymyślić.
- Zostań przy niej. Gdyby jej stan sie pogorszył to zbij to i zawołaj mnie - oznajmiłem podając Gabrieli flakonik z fragmentem duszy. Taki sam jaki podarowałem Keriemu.
- Dobrze... - wyszeptała.
- Niedługo wrócę. Sękol! - stwór pojawił się natychmiast. - Zostań tu.
- Taa... Jak rozkażesz Długouchu... - zakpił, ale wiedziałem, ze zostanie.
Popędziłem do pałacu. Jedynym, kto mógł mi pomóc był Kaelus.
Poinformowana mnie, że chłopak jest w biurze ojca. Pospieszyłam w tamtą stronę. Zapukałem.
- Proszę - usłyszałem w odpowiedzi. Wszedłem więc. Pół anioł wyglądał na nieco zdezorientowanego. Być może moim przybyciem, być może czymś innym. - Pan Ogion.. - najwidoczniej zdziwił go mój widok. Chłopak wstał pospiesznie gotowy iść za mną.
- Oczywiście - powiedział. Po drodze do domu znachorki naświetliłem nieco sprawę. Kiedy tylko weszliśmy podbiegłem do łóżka dziewczynki. Pogładziłem ją po policzku i zaklęciem przywróciłem jej świadomość.
- Marie, słoneczko, słyszysz mnie? - zapytałem, kiedy otwarła z trudem oczy.
- Ogion...? - zapytała. Choć spoglądała w moją stronę miałem wrażenie, że mnie nie dostrzega.
- Tak, to ja. Posłuchaj, jest ze mną mój przyjaciel, on zobaczy czy może ci pomóc. Jego obecność będzie cię przerażać, będzie wydawał się straszny, ale tak nie jest. Pamiętaj, ze on chce ci pomóc, a ja i Gabriela będziemy tuz obok.
- Dobrze... - wyszeptała. Skinąłem na Kaela. Pół anioł podszedł do dziewczynki, ta skrzywiła się i skuliła. - Dlaczego on jest taki jasny? - jęknęła. - Razi mnie, pali... - szlochała. Gabriela chciała podejść, powstrzymałem ją jednak.
- Pamiętaj co ci mówiłem, słoneczko. On cię nie skrzywdzi. Obiecuję - chwyciłem jej małą rączkę, żeby dodać jej otuchy.
Kael podszedł do niej i położył jej dłoń na piersi. Dziewczynka zadrżała i mocniej ścisnęła moją dłoń, ale trzymała się dzielnie. Czyste światło musiało źle reagować ze spaczeniem i sprawiać jej ból.
Spojrzałem na chłopaka z nadzieją. Czekając, aż powie czy może jej pomóc.

Od Lithrill


Siedziałam rozparta wygodnie w miękkim fotelu obitym futrem panter śnieżnych. Lubiłam dzikie koty, szczególnie martwe i przerobione na elementy wystroju wnętrz. Nie tylko koty z resztą. Smoki też były całkiem, całkiem, ich skóra szczególnie nadawała się na buty i gorsety.
Nieopodal mnie siedziała Annika. Była moja, w każdym znaczeniu tego słowa. Siedziała i śpiewała jedną ze swych wciąż zmieniających się pieśni. Kiedyś była syreną, i choć wraz z ogonem straciła część swojej magii, jej głos dalej był niesamowicie piękny. Hipnotyzował mnie. Nie tylko on z resztą. Jej pierś unosząca się gdy śpiewała, szyja wygięta w łuk, dłonie wędrujące co chwilę w kierunku piersi. Mmmmmm... Od tego widoku robiło mi się gorąco.
Wstałam i podeszłam do niej od tyłu. Objęłam ją i położyłam jej dłonie na biuście. Zaśmiałam się gdy głos dziewczyny zadrżał. Właśnie miałam pochylić się nad nią aby ja ukąsić, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Won! - wrzasnęłam, nie chciałam, żeby mi przeszkadzano.
- Pan Kagath panią wzywa - usłyszałam w odpowiedzi.
- Przekaż mu, żeby się w rzyć pocałował!
- Ale pan nalegał, żeby panią przyprowadzić - głos był stanowczy. Złościł mnie.
Wstałam wściekle i z hukiem otwarłam drzwi. Za nim stał jakiś kretyn, któremu chyba robiono lifting szpachlą i to po pijaku. Pierwszy raz widziałam go na oczy i cieszyłam się z tego. On chyba też pierwszy raz widział mnie, przynajmniej z tak bliska, bo gdy jego wzrok padł na mój biust, ślepia o mało z orbit mu nie wyszły. Rozdziawił japę i miałam wrażenie, ze zaraz się zacznie ślinić.
- Czego się do kurwy nędzy gapisz?! - warknęłam. Wtedy demon zrobił coś czego nie powinien, zbliżył się do mnie. Jeden szybki ruch i z impetem chwyciłam go za gardło, po czym przycisnęłam do ściany. Na nieszczęście ściana ucierpiała, ale ku mojemu zadowoleniu łeb faceta bardziej.
- Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się w ten sposób do mnie, to wyrwę ci oczy i wepchnę głęboko do gardła, żebyś mógł widzieć jak rozszarpuję ci brzuch - idiota wycharczał coś co miało być przeprosinami. Kiedy tylko go puściłam, pobiegł szybko, przyciskając dłoń do pękniętej czaszki.
- Powinnaś iść - wyszeptała Annika, podchodząc do mnie.
- Tego chcesz? - zapytałam i pocałowałam ją. Pokręciła przecząco głową. Niestety wiedziałam, że jak Kagath się uparł to zacznie tu przysyłać hordy swoich przydupasów, dotąd, dopóki się do niego nie pofatyguję.
                Westchnęłam i odsunęłam dziewczynę od siebie.
                - Niedługo wrócę - powiedziałam i posłałam jej niedwuznaczne spojrzenie. Annika posłała mi w odpowiedzi znaczący uśmiech.
                Przeszłam przez czarny pałac w stronę komnat władcy demonów. Weszłam bez pukania. Jak zwykle siedział na balkonie. Cały pałac zbudowany był tak, by to konkretne pomieszczenie znajdowało się idealnie nad żyłami magii, a cała budowla działała jak wzmacniacz prądów magicznych. Z tego balkonu można było zobaczyć niemal cały Kontraświat, jeśli wiedziało się jak pokierować zawirowania magii. Kagath oczywiście wiedział i korzystała z tego nader często.
                - Czego chcesz tym razem? - zapytałam. Nie miałam ochoty silić się na uprzejmość.
                - Chcę, żebyś złożyła wizytę senatorowi Yrazzowi - oznajmił wstając.
                - Poślij porąbańca, albo kundla.
                - Nie. Jackie nie nadaje się do tej roboty, bo potrzebuję jaszczura żywego. A Alerarti ma teraz inne sprawy i za wszelką cenę musi nam zaskarbić przychylność jednej osoby.
                - Więc ja mam się uganiać za jaszczurcem? Dziękuje, nie skorzystam - powiedziałam. Nie lubiłam opuszczać Cziert, było tam za dużo światła.
                - Lithrill, to był rozkaz... - oznajmił szorstkim, władczym tonem.
                - Pokazać ci część ciała, w której mam twoje rozkazy? - zapytałam uprzejmie. Byłam niemal tak stara i silna jak Kagath i na ścisłe nie mógł mi jakoś bardzo zaszkodzić, nawet gdyby chciał.
                - Lithrill! - warknął wściekle. Założyłam ręce na piersi. Przez dłuższą chwilę patrzeliśmy sobie w oczy prowadząc mentalną bitwę. W końcu jednak ustąpiłam, wiedziałam, że się nie odczepi i będzie mi zatruwał życie, aż zrobię co chciał.
                - To co mam z nim zrobić? - zapytałam niechętnie. Kagath westchnął z ulga. Widać było, że faktycznie byłam dla niego ostatnią deską ratunku.
                - Senator ośmielił się pokrzyżować mi plany i zabrać coś co już do niego nie należy
                - A owo coś... to...
                - Irezaja, jego córka.
                - Dziewczyna... - uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że przynajmniej była ładna i będę miała czym nacieszyć oczy podczas wykonywania zadania.
- Senatora możesz sponiewierać według uznania, ma tu dotrzeć żywy, to wszystko. Mam z nim do pogadania, i nie będzie to miła dla niego rozmowa. Dziewczynie natomiast włos z głowy spaść nie może. Irezaja musi wrócić do pałacu cesarskiego. Nasz drogi Kane i jego ludzie będą jej szukać. Możesz nieco ułatwić im zadanie. Postaraj się jednak, żeby nie dowiedzieli sie o twoim udziale w sprawie.
- Taa... Jasne. Jeszcze coś czy mogę już iść?
- To wszystko - Kagath wrócił na swoje miejsce na balkonie spoglądając w dal, w miejsce, które było gdzieś daleko stąd. Ja natomiast wyszłam i skierowałam się do swoich pokoi.
Annika czekała na mnie. Podeszłam do niej i odpięłam broszę podtrzymującą jej himation. Materiał spłyną na ziemię. Miałam ochotę na długą chwilę relaksu, zanim wyruszę uganiać się za jaszczurem.