Wpadłem do rezydencji jak burza.
Strażnicy czmychali przede mną gdzie pieprz rośnie. Byli gotowi na ściany się
wdrapywać byle zejść mi z drogi.
- Gówno mnie to obchodzi jak, ale
macie coś znaleźć! Cokolwiek, co doprowadzi nas do dziewczyny! – warczałem
wściekle, a Shrik mi wtórował. - Choćbyście, kurwa mieli każde ziarenko piasku
obejrzeć, to ją znajdziecie! Jak nie to wam wszystkim łby poobrywam i
przyprawię do tyłków!
- T... Tak jest! – usłyszałem.
Remes przywołał swojego orła i
oboje próbowali wytropić ślad magiczny portalu.
Scaliłem się z tygrysem i
ruszyłem do komnat Hebiego, jego pomoc mogła być przydatna. Tym bardziej, że
potrzebne mi teraz było trochę jego spokoju.
- Młody, potrzebuję cię
natych...- wrzasnąłem wchodząc do pokoju dzieciaka i urwałem, bo moim oczom
ukazał się dość niedwuznaczny obrazek. No to młody się wścieknie. No nic,
później się pobawią ogonkami. - Ubierz się, potem idziecie ze mną – stwierdziłem
i odwróciłem się. Na co ja na co, ale na dwóch mizdrzących się młokosów patrzeć
nie miałem zamiaru.
- Dzięki – usłyszałem, kiedy
szliśmy do mojej rezydencji. Byłem nieźle zdziwiony. Raczej stawiałbym na
kolejny napad furii i wyrzut, że dzieciakowi przeszkadzam w zabawie, a tu proszę. Nie
miałem jednak nastroju się nad tym zastanawiać.
W rezydencji dowiedzieliśmy się tyle,
że Remes znalazł niewielki ślad magiczny portalu, ale potrzebuje czasu, żeby go
wytropić. Irweth, Kinian i JAM mieli mu pomóc.
Wyszedłem ukradkiem i wdrapałem
się na dach. Czułem się źle. Chociaż „źle” to nie było dobre określenie. Byłem
wyczerpany psychicznie. Wściekły, że
ktoś ośmielił się wejść do mojego domu i porwać dziewczynę, za bezpieczeństwo
której byłem odpowiedzialny. Na dodatek rozmowa z Normenel też odbiła się nie
za dobrze na moim stanie emocjonalnym.
Położyłem się z jękiem na
dachówkach i przycisnąłem dłonie do oczu. Dawno nie czułem się tak bezsilny. Usłyszałem
jakiś szelest, ale nie miałem siły nawet się podnieść i sprawdzić kto to.
- Wszystko ok? – to był Hebi. Kto
by pomyślał, że usłyszę takie pytanie z jego ust. Pomyśleć, że dzieciak mnie
jeszcze niedawno nie znosił.
- Nie. Nic nie jest, kurwa, ok...
– wymamrotałem. – Dziewczynę porwali i to sprzed nosów moich ludzi, z mojego
domu. Jak się dowie senator jeszczurzyca to będzie panika. Dowiedziałem się, że
zostanę ojcem, a na domiar złego nawet spić się, do cholery, nie mogę....
- Chwila... Jak to „ojcem”? –
zapytał chłopaka, no tak reszta go mało obchodziła za to ten szczególik bardzo.
- Wiem, że gustujesz w chłopcach,
przynajmniej na jawie, ale nie sądziłem, że będę ci musiał tłumaczyć skąd się
biorą dzieci... – skwitowałem.
- Nie o to mi chodzi – mruknął Hebi.
- Wiem, ale wolałbym, żeby o to
ci chodziło...
- No to kim jest ta nieszczęsna
dziewczyna? – zapytał po chwili. Spojrzałem na niego spod byka rozważając
zrzucenie go z dachu.
- To Normenel – powiedziałem. Chłopak
wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu.
- Nieźle... – zaśmiał się. - Chociaż
nie wiem, dlaczego mnie dziwi, że do niej też się dobrałeś... – dodał po
chwili.
- To nie był mój pomysł –
wyjaśniłem. Na twarzy chłopaka malował się jeszcze większe zdziwienie niż
poprzednio. Sapnąłem tylko gniewnie.
- No cóż... Teoretycznie znam
takich co się do roli ojców nadają jeszcze mniej niż ty, a mimo to nimi są –
powiedział młody. Spojrzałem na niego z ukosa.
- Nie wiem, czy powinienem się
cieszyć, że uważasz, że jest ktoś gorszy niż ja, czy z miejsca cię udusić za
porównywanie mnie do starego...
- Cieszyć – odpowiedział szybko.
- I wyluzuj troszkę, bo czuję się przez
ciebie okropnie.
Westchnąłem i położyłem się z powrotem. Shrik wylazł i położył się obok mnie. Nerwowo poruszał ogonem i powarkiwał. Moje emocja aż za bardzo go nakręcały. Czekała mnie jeszcze mało przyjemna rozmowa z Viccą. Ale wolałem, żeby dowiedziała się ode mnie. Przynajmniej był cień szansy, że walkiria nie wywinie nic głupiego. Nie byłem pewien, czy jako demon mogę mieć migrenę, ale miałem coś bardzo podobnego, bo łeb bolał mnie coraz bardziej.