Kiedy tylko byłam pewna, że zniknęłam
z oczu Hebiego puściłam się biegiem. Po drodze niemal wpadłam na jakąś damulkę.
Spojrzała na mnie jakbym, Wyrocznia jedna wie, co jej zrobiła.
- Przepraszam.. – wybąkałam szybko
i pobiegłem dalej.
Zwolniłam dopiero w najdalszym
kącie ogrodów pałacowych. Tam po prostu opadłam na ziemię. Podciągnęłam kolana
pod brodę i rozpłakałam się. Hebi nie chciał ze mną rozmawiać. Okłamał mnie,
czułam to. Bałam się, że już nigdy się do mnie nie odezwie. A Aeron... Co on
powie gdy się o wszystkim dowie? Nie wiem czy kochałam pół smoka. Nawet jeżeli
i tak nie było dla nas większej przyszłości, to zależało mi na nim, w pewnym
sensie, a już na pewno nie chciałam go ranić. A to co się stało, zapewne by go
zraniło.
Choćbym nie wiem ile się
zastanawiała, nie mogłam wymyślić nic, co choć trochę mogłoby poprawić
sytuację. W końcu po prostu zostało mi tylko siedzieć i ryczeć. Nie pamiętałam
kiedy ostatnio tak płakałam. Nienawidziłam być słaba. Nie mogłam się jednak
powstrzymać. Za dużo emocji nagromadziło się we mnie i po prostu pękłam. Miałam
tylko ogromną nadzieję, że nikt mnie tu nie znajdzie w takim stanie.
No i niestety na nadziei się
skończyło.
- Irezaja? – usłyszałam wystraszony
głos. Podniosłam głowę. Kari ukląkł obok mnie pospiesznie i przyglądał mi się z
mieszaniną strachu i czujności.
- N...nic... – wymamrotałam i
próbowałam pospiesznie doprowadzić się do porządku, choć wiedziałam, że to na
nic. Dłonie mi drżały. Spojrzałam na niego i znowu zaniosłam się spazmatycznym
szlochem.
- Co ci jest? Ktoś zrobił ci
krzywdę? – dopytywał się mężczyzna i oglądał mnie dokładnie, chyba w
poszukiwaniu jakichś ran, czy innych fizycznych przyczyn mojego stanu. Zdołałam
tylko pokręcić przecząco głową, a kiedy chciałam się odezwać tylko dziwnie
jęknęłam. Przycisnęłam dłonie do twarzy. Poczułam jak półanioł delikatnie przyciąga mnie do siebie.
- Spokojnie... Już dobrze... – mruczał kołysząc mnie jak małe dziecko. Nikt
mnie nigdy tak nie trzymał. Tak po
prostu, otaczając opieką.
Po dłuższej chwili uspokoiłam się
na tyle, żeby spróbować usiąść o własnych siłach.
- Przepraszam – wyszeptałam. Było
mi wstyd, że ktoś musiał mnie pocieszać, że pozwoliłam by oglądał mnie taką.
- Nie musisz przepraszać.
Tylko... – zawahał się. Nie chciał naciskać, ale chciał też wiedzieć co się
stało.
- To... Nikt mi nic nie zrobił...
tylko... Och, trudno to wyjaśnić... – No bo jak mu miałam niby to wszystko
opowiedzieć?
- Wiem coś o sprawach, które
trudno wyjaśnić – powiedział i usiadł obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię.
Siedzieliśmy tak, milcząc, przez dość długi czas. Jego też coś trapiło, byłam
tego pewna. Ale jakoś nie miałam siły, żeby zacząć rozmowę. Wystarczyło mi, że
jest obok ktoś, z kim mogę po prostu pobyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz