sobota, 24 sierpnia 2013

Od Irezaji

Kiedy tylko byłam pewna, że zniknęłam z oczu Hebiego puściłam się biegiem. Po drodze niemal wpadłam na jakąś damulkę. Spojrzała na mnie jakbym, Wyrocznia jedna wie, co jej zrobiła.
- Przepraszam.. – wybąkałam szybko i pobiegłem dalej.
Zwolniłam dopiero w najdalszym kącie ogrodów pałacowych. Tam po prostu opadłam na ziemię. Podciągnęłam kolana pod brodę i rozpłakałam się. Hebi nie chciał ze mną rozmawiać. Okłamał mnie, czułam to. Bałam się, że już nigdy się do mnie nie odezwie. A Aeron... Co on powie gdy się o wszystkim dowie? Nie wiem czy kochałam pół smoka. Nawet jeżeli i tak nie było dla nas większej przyszłości, to zależało mi na nim, w pewnym sensie, a już na pewno nie chciałam go ranić. A to co się stało, zapewne by go zraniło.
Choćbym nie wiem ile się zastanawiała, nie mogłam wymyślić nic, co choć trochę mogłoby poprawić sytuację. W końcu po prostu zostało mi tylko siedzieć i ryczeć. Nie pamiętałam kiedy ostatnio tak płakałam. Nienawidziłam być słaba. Nie mogłam się jednak powstrzymać. Za dużo emocji nagromadziło się we mnie i po prostu pękłam. Miałam tylko ogromną nadzieję, że nikt mnie tu nie znajdzie w takim stanie.
No i niestety na nadziei się skończyło.
- Irezaja? – usłyszałam wystraszony głos. Podniosłam głowę. Kari ukląkł obok mnie pospiesznie i przyglądał mi się z mieszaniną strachu i czujności.
- N...nic... – wymamrotałam i próbowałam pospiesznie doprowadzić się do porządku, choć wiedziałam, że to na nic. Dłonie mi drżały. Spojrzałam na niego i znowu zaniosłam się spazmatycznym szlochem.
- Co ci jest? Ktoś zrobił ci krzywdę? – dopytywał się mężczyzna i oglądał mnie dokładnie, chyba w poszukiwaniu jakichś ran, czy innych fizycznych przyczyn mojego stanu. Zdołałam tylko pokręcić przecząco głową, a kiedy chciałam się odezwać tylko dziwnie jęknęłam. Przycisnęłam dłonie do twarzy. Poczułam jak półanioł delikatnie przyciąga mnie do siebie.
- Spokojnie... Już dobrze...  – mruczał kołysząc mnie jak małe dziecko. Nikt mnie nigdy tak nie trzymał.  Tak po prostu, otaczając opieką.
Po dłuższej chwili uspokoiłam się na tyle, żeby spróbować usiąść o własnych siłach.
- Przepraszam – wyszeptałam. Było mi wstyd, że ktoś musiał mnie pocieszać, że pozwoliłam by oglądał mnie taką.
- Nie musisz przepraszać. Tylko... – zawahał się. Nie chciał naciskać, ale chciał też wiedzieć co się stało.
- To... Nikt mi nic nie zrobił... tylko... Och, trudno to wyjaśnić... – No bo jak mu miałam niby to wszystko opowiedzieć?
- Wiem coś o sprawach, które trudno wyjaśnić – powiedział i usiadł obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię. Siedzieliśmy tak, milcząc, przez dość długi czas. Jego też coś trapiło, byłam tego pewna. Ale jakoś nie miałam siły, żeby zacząć rozmowę. Wystarczyło mi, że jest obok ktoś, z kim mogę po prostu pobyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz