Obudziłem się zlany potem, a moja psychika była zmęczona, jak gdyby walczyła całą noc... bo tak właściwie walczyła. Nie wiem, dlaczego, ale miałem sen wizyjny, nad wyraz realistyczny i szczegółowy. A najgorsze było, że chyba miał wpływ na rzeczywistość. Byłem w nim ja... drugi ja i Irezaja. W sumie, to nie mam pojęcia nawet, jak to opisać. Toczyłem walkę z samym sobą, jak gdyby coś we mnie było i miało odmienny pogląd na życie, niż moje "normalne" ja. Gdy otwarłem oczy, po policzkach spływały mi łzy bezsilności. Rozejrzałem się, Rakyo spał w formie smoka, zwinięty w kulkę pod ścianą. Wyglądał wyjątkowo rozczulająco i bezbronnie jak na potwora z kłami wielkości mojego przedramienia. Podszedłem do niego na czworakach i pogładziłem po nozdrzach. Nie pomogło się uspokoić.
- Rakyo... przepraszam... ja nie... - nie wiedziałem, co mam powiedzieć śpiącemu smokowi, ale wiedziałem, że nie może się bezpośrednio dowiedzieć. Zabiłby dziewczynę na miejscu, likwidując wszystko w otoczeniu dla "marginesu błędu". Pod ścianą zabrzęczało coś metalicznie. Zdziwiony popatrzyłem w tamtym kierunku i zobaczyłem Tyflinga z owiniętym na rękojeści Toshiro.
- Na mnie się nie patrz, ja tu jestem od ostrza, a nie twoich fantazji na tle erotycznym - miałem wręcz wrażenie, że Toshiro wzrusza czymś, co przypuszczalnie byłoby ramionami, gdyby je miał.
- Toshi... Nie powiesz mu, prawda? Nie możesz... ja...
- Tak, tak, wiem. Lubię stolicę w takim stanie, jak jest na razie. No, może wyłączając kilku nieproszonych gości, ale... Co zamierzasz zrobić? - spytał wąż, zachęcając mnie gestem, żebym wziął miecz do ręki. - Uspokoi cię. Nie zapominaj, że ja żywię się uczuciami, ale on strachem. Poza tym, niejedno już widział z twoim udziałem.
- Nie mam pojęcia, co powinienem zrobić... - zawahałem się, zaplatając palce na czarnej skórze. Była ciepła i lekko pulsowała. Świadomość miecza natychmiast pojawiła się w moim umyśle, rzucając kilka fachowych uwag na temat błędów technicznych, jakie popełniłem w nocy. Miałem tego dosyć i już miałem rzucić ostrzem, gdy się uspokoił.
Przepraszam, przepraszam. Po prostu dawno nie byliście razem, to mógłbyś się choć trochę bardziej postarać nad pierwszym po latach wrażeniem. wydawało mi się, że miecz się ze mnie śmieje. Ja nie podzielałem jego optymizmu.
Jakie znowu pierwsze po latach spotkanie? Co ty chrzanisz?
To ty nie pamiętasz?
Co mam pamiętać?! brała mnie złość, gdy miecz zaczął ze mną grać.
W takim razie, ja nie mogę ci powiedzieć. Nie jestem do tego uprawniony.
Teraz mi jeszcze każesz jakieś podanie napisać, co? prychnąłem.
- Miecz ma rację. Jeśli nie pamiętasz, to znaczy, że w przeszłości zażyczyłeś sobie, żeby tak było. Więc nam nic do tego, póki sam nie znajdziesz odpowiedzi - Toshiro był wyjątkowo zgodny z Tyflingiem.
Przerwaliśmy, gdy Rakyo obudził się z głośnym ziewnięciem. Nieśpiesznie wstał, rozprostowując kolejno łapy, skrzydła i szyję.
- Nie zmieniaj się z powrotem - powiedziałem do niego. Smok popatrzył się na mnie zdziwiony. - Możemy wracać? - kiwnął głową bez większego przekonania. Wsiadłem na jego grzbiet, zabierając ze sobą Tyflinga.
Gdy tylko wróciliśmy, udałem się do kwatery strażników. Podejrzewałem, że to tam będzie Kane o tej porze. Nie myliłem się. Rozmawiał z jakimś dajmonem, pewnie swoim podwładnym lub nowym Strażnikiem.
- Kane - przerwałem mu w pół słowa. Dajmon popatrzył na mnie ze złością, ale szybko zmienił ją na czyste zdziwienie, gdy zobaczył, kim jestem.
- Panicz Hebi! - wstał, kłaniając się. Starannie ułożona koszula, dopięte wszystkie guziki, włosy zaczesane w idealnie składny sposób. Nie zaprotestowałem. Wyglądał mi na typ salonowca, mój sprzeciw tylko by go zakłopotał.
- Myślałem, że jesteś na wycieczce, cóż to się stało? - Kane był cyniczny jak zwykle. Może i dobrze, bo jego uprzejmość jakoś by mi nie pasowała do jego obrazka. - I to w dodatku bez tego swojego... - nie dokończył, gdy odrzuciłem połę tuniki, ukazując Tyflinga.
- Wstawaj, chcę pojedynku - zażądałem.
- Tutaj? - demon był wyraźnie zdziwiony i niepewny, jak powinien się zachować. Skinąłem głową. Podejrzewałem, że znał jakieś moje uczucia, ale po pierwsze moja propozycja było dla niego zbyt dużym szokiem, a po drugie Tyfling z czystą radością na zbliżającą się walkę potencjalnie zaburzał mu przekaz. Mimo wszystko, miecz był spokojny, jak gdyby rozumiał, że nie chcę zbyt dużego przelewu krwi. Na razie był. - No tak... w końcu chyba lepszego miejsca jak koszary w okolicy nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz