Obecność Kane’a dziwnie na mnie
działała. Bałam się go. Czułam w nim ten sam chłód, który promieniował od
Orobasa i Kagatha.
- Dobrze się czujesz? – zapytał
Aeoran.
- Tak – odpowiedziałam ciut za
szybko. Pół smok spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
Kiedy wszyscy się rozeszli
spoglądałam jak Hebi i Rakyo wychodzą razem. Smok był nieco podniecony i
niecierpliwy. Kierując się do swoich komnat czułam jak dusza Hebiego oddala
się. Miałam nadzieję, że gdziekolwiek zabrał go smok wszystko będzie w porządku.
- Jak się mają Hebi i Kane? –
zapytała Gizelle, kiedy usiadłam w swoim pokoju.
- Hebi dobrze, choć był trochę
skołowany. Rakyo gdzieś go zabrał, ale skora z nim będzie to wszystko w
porządku. Co do Kane’a to... cóż niektórzy mogą doznać sporego szoku, kiedy
rozejdzie się wszem i wobec, czym teraz jest...
- Nie sądzę, żeby mu to za bardzo
zagroziło – podsumowała nimfa.
- Jest teraz demonem... Demon w
Straży Cesarskiej...
- Kane zawsze był mroczną
postacią. Od zawsze dbał by inni czuli do niego respekt i strach. Władzę dają
strach, pieniądze lub uwielbienie. Kane bardzo sprytnie posługiwał się strachem
i majątkiem, żeby dojść do władzy i dzięki temu jest dziś jednym z najbardziej
wpływowych ludzi w cesarstwie. Poza tym jego tygrys już od dawna nie był zwykłym
dajmonem, o ile kiedykolwiek nim był.
- Jak to nie był zwykłym
dajmonem? – zapytałam. Shrik owszem przerażał mnie, ale chyba jak każdego.
- Dajmon to część duszy. Owszem,
ma w pewnym sensie wolną wolę i tak dalej, ale żaden dajmon nie skrzywdzi swego
pana. To po prostu nie możliwe. A Shrik nie tylko sprawiał ból Kane’owi, ale
robił to celowo. To nie jest normalne.
- Skąd tyle o nim wiesz?
- Cóż... – Gizelle westchnęła. –
To właśnie Kane przekreślił moją karierę skrytobójczyni.
- Jak to...?
- Widzisz, skrytobójca musi
wykonać zlecenie lub umrzeć próbując. Takie są zasady. Byłam dobra, nawet
bardzo, w tym co robiłam, aż pewnego razu dostałam zlecenie, które mnie
przerosło...
- Twoim celem był Kane?
- Owszem. Próbowałam go zabić,
ale nie udało mi się. Podczas naszego małego pojedynku Shrik uwolnił się i
rzucił na mnie. Cudem się uratowałam. Kane się wściekł i zaatakował własną
bestię. Obronił mnie przed tygrysem i sam został przy tym ranny. Byłam tak
zaskoczona, że nawet przez myśl mi nie przeszło kontynuowanie zlecenia. A Kane,
jak gdyby nigdy nic, puścił mnie wolno.
- Dlaczego to zrobił? Przecież
chciałaś go zabić...? – zapytałam.
- Nie wiem... Nigdy nie pytałam.
Wiesz... Kane jest... Nawet trudno to określić. On po prostu chodzi własnym
ścieżkami i robi co mu się podoba. Tak było chociażby gdy pomógł chłopcom z FALCON’u
mnie uwolnić. Informacje, które posiadałam nie były warte aż tyle. A
przekupienie straży, zdobycie klucza, to wcale nie mogło być łatwe i tanie.
Podobnie z pomocą tobie czy Hebiemu. Teoretycznie Kane nie ma z tego żadnej korzyści.
A przecież nikt nie stwierdziłby, że robi to z czystego serca. Jaki ma w tym cel, tego nikt nie wie.
- Mówił, że Assamira zapłaciła...
- Tak ci powiedział? – na twarzy
nimfy zaigrał uśmiech. Nie chciałam pytać dalej.
Czułam się nieco dziwnie. Byłam
zmęczone.
- Położę się... – powiedziałam.
- Oczywiście – Gizelle wyszła.
Sen przyszedł szybko. Czułam się
dziwnie, jakbym latał. Byłam dziwnie radosna i jakby czymś odurzona.
Spoglądałam na dziki teren pode mną. Kiedy zatrzymałam się stałam w wielkiej
grocie. Czułam magię, przepływała przeze mnie.
- Czekałem na ciebie... – odezwał
się dźwięczny głos. To był Hebi. Stał nieopodal. Przyglądał mi się z uśmiechem.
Chłopak był jakby nieco inny, coś zakłóciło jego chłopięcą niewinność, która
tak budziła moją sympatię. W jej miejsce pojawiało się jednak coś innego, coś
od czego płonęłam.
Rozejrzałam się uważnie szukając
Rakyo.
- Jest za zasłoną, nie musisz się
martwić. Śpi teraz, nie może dostrzec ani mnie, ani ciebie – powiedział.
- Tak... on... – wymamrotałam.
- Jesteś zazdrosna – skwitował z
zalotnym uśmiechem i podszedł do mnie.
- Oczywiście, że nie jestem – żachnęłam
się.
- Och, El. Gdyby nie to, że mnie
nie okłamiesz, to może i bym ci uwierzył – położył mi dłoń na policzku.
- Kochasz go... – powiedziałam,
ale nie odsunęłam się od niego.
- W tym życiu... – wymruczał mi
do ucha. No tak, Rakyo, był dla niego ważny teraz, ale on przeminie. A ja trwać
będę wiecznie. Zawsze, życie po życiu, będziemy się spotykać, gdy tylko nasze
dusze będą gotowe. W końcu mi to obiecał.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie
i pocałował. Pragnęłam go bardzo. Jego dłoni na swoim ciele, jego oddechu tuż
przy mojej skórze. Nie protestowałam gdy poprowadził mnie w głąb jaskini.
Zasyczałam z bólu, gdy stałam się
jego własnością.
- Krwawisz... czyżbym był
pierwszy? – zapytał z troską i czymś jeszcze. Satysfakcją.
- Zawsze jesteś... – wymruczałam i
zachęciłam by kochał mnie dalej.
Nie chciałam opuścić jego ramion.
Było mi tu tak dobrze. Ale wiedziałam, że muszę. Oboje musimy wrócić do naszych
obecnych żyć.
- Do zobaczenie... – wyszeptał
gdy odchodziłam. Nie odezwałam się, a jedynie uśmiechnęłam. Pozwoliłam by wir
porwał mnie z powrotem. Daleko od tego miejsca, daleko od magii, daleko od
niego.
Obudziłam się rozpalona. Oddech
mi się rwał. Pierwszy raz w życiu miałam tak realistyczny sen. Spróbowałam
usiąść i wtedy poczułam ucisk w podbrzuszu. Odrzuciłam nakrycie, na prześcieradle
były krople krwi, krwi, której być tam nie powinno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz