Po rozmowie z Kane'em byłem jeszcze bardziej przybity. Strażnik dokładnie czuł moje uczucia, a mimo to byłem pewny, że gdy tylko będzie mógł, będzie robił aluzyjki do "mojej techniki i ducha playboy'a" jeszcze przez długi, długi czas. Dlatego też, gdy na korytarzu spotkałem wiwernę, wyglądałem jakby mnie przejechał stary, zardzewiały traktor. Moje spotkanie z Irezają było niespodziewane i bardzo mi nie na rękę. Dlaczego musiałem akurat tędy przechodzić... głupie skróty.
- O, Irezaja, witaj - kiwnąłem głową formalnie. Zbyt formalnie.
- Hebi... ja... musimy porozmawiać - widziałem, że dziewczyna myśli o ubiegłych wydarzeniach. Powienienem się zgodzić, Kane też był tego zdania, ale nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Bałem się, że spieprzęi tak już przegraną sprawę. Nie chcialem też podchodzić do tego sam. Nie byłem tylko pewny, kogo powinienem spytać. Na pewno nie Rakyo, bo to bylo coś, o czym on nigdy nie powinien się dowiedzieć. Nie byłem też zbytnim fanem Strażnika jako mediatora, z jego końskim poczuciem humoru i "chropowatą" osobowością. Przez myśl przemknął mi JAM, ale on pewnie miał dużo pracy przy FALCON'ie. Może więc mistrz? Ale nie teraz pora na zastanawianie się.
- Irezajo... przepraszam, ale teraz mam coś pilnego do zrobienia, może potem, dobrze? Mam nadzieję, że to nic pilnego - moja osobowość salonowa była teraz dla mnie zbawieniem.
- A... tak, oczywiście - wiwerna speszyła się i odeszła. Doszedłem do pokoju, ale zanim otworzyłem drzwi, oparłem się o ścianę i zacząłem głęboko oddychać. Bałem się wejść w takim stanie, Rakyo na pewno by coś zwęszył.
- Pan Hebi... - zza zakrętu korytarza wyszedł Moon. Gdy tylko mnie zobaczył, podbiegł. - Czy wszystko w porządku? Mam wezwać... - nie dokończył, bo machnąłem ręką.
- nic mi nie jest. Przynajmniej fizycznie. A wątpię, żeby był tu ktoś, kto potrafi leczyć zapalenie serca - uśmiechnąłem się, ale był to śmiech przez łzy.
- Czy coś się stało? Jeśli tylko mogę pomóc, proszę się nie krępować.
- Moon... - zawahałem się. - Dziękuję - wymruczałem. Nagłym impulsem objąłem wampira mocno i ukryłem twarz w jego włosach. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem, po prostu potrzebowałem bliskości drugiej osoby, bez względu na to, kto to był.
- Panie Hebi...! - służący był co najmniej mocno zszokowany.Jego mięśnie napięły się jak do ucieczki.
- Pozwól mi tak chwilę pobyć, nic więcej nie zrobię - wymruczałem niskim głosem. Mimo dość intymnej sytuacji, byłem pewny, że nic się nie stanie. Wampir był dla mnie bardziej ciepłą, wygodną poduszką, niż obiektem zainteresowania fizycznego.
- Oczywiście - poczułęm, jak jego mięśnie się rozluźniają, ale oddech wciąż pozostawał szybszy niż zwykle. A może to tylko moja wyobraźnia... Nagle usłyszałem czyjeś brawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz