Spoglądałem za odchodzącym Karim. Nie chciałem budzić w nim
nieprzyjemnych wspomnień i go ranić. Było mi strasznie głupio. Argo ułożyła się
na moich kolanach. Podrapałem ją pod brodą, na co zareagowała zadowolonym
pomrukiem.
- Kaelu...? – drakona spojrzała na mnie.
- Tak Złociutka?
- Jak długo można kogoś kochać? Kogoś... kogo już nie ma...
– to pytanie zaskoczyło mnie.
- Nie wiem, maleńka. Ale sądzę, że długo, bardzo długo.
Miałem cztery lata, kiedy moja mama umarła, a mimo to wciąż ją kocham... –
powiedziałem.
- Acha... A ile to było temu?
- Szesnaście lat...
Argo westchnęła.
- Chciałabym, żeby Kari przestał ją już kochać.
- Dlaczego?
-Bo go to boli. Mnie też boli, ale mniej i już nie boli tak
mocno, ale jego boli dalej, bardzo. A ja nie chcę, żeby tak było... - Nie wiedziałem
co na to odpowiedzieć. Z jednej strony chciałem wiedzieć więcej o tej Yuki.
Jaka była i dlaczego Kari stwierdził, że jestem do niej podobny. Nie
ośmieliłbym jednak pytać o nią, ani swojego brata, ani nawet Argo. Nie chciałem
przywoływać złych wspomnień.
- Paniczu Kaelu?
Odwróciłem się. Zobaczyłem jednego ze służących.
- Tak?
- Goście do panicza – oświadczył.
- Tak, już idę – Argo usadowiła mi się na ramionach gdy
wstałem. Uśmiechnąłem się do drakony. Ledwie wszedłem do hallu gdy poczułem
czyjeś ramiona zaciskające się wokół mnie.
- Kal! – krzyknęła Bianca uradowana – Oj! Wybacz Argo... –
elfka pogłaskała drakonę po głowie.
- Część Bianca! –zawołała Argo.
- Witaj... Tylko co ty tu robisz? – zapytałem, byłem nieźle
zaskoczony jej widokiem.
- No wiesz co?! Zamiast się uciszyć, objąć mnie i pocałować,
ty pytasz co ja tu robię? – dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła
nosek.
- Cieszę się! Oczywiście , że się cieszę... – powiedziałem i
pogłaskałem Biancę po policzku. – Jestem po prostu zaskoczony.. no i..
- Oj nie tłumacz się już, tylko mnie pocałuj – zażądała. Argo
zeskoczyła na ziemię, a ja z przyjemnością spełniłem prośbę dziewczyny i
pocałowałem ją namiętnie.
- Ej gołąbeczki! Ładnie to tak, podrywać moją małą kuzyneczkę?
Wstydziłbyś się! – zganił mnie znajomy, kobiecy głos. Oderwałem się od
dziewczyny spłoszony. Przede mną stała ładna, rudowłosa elfka.
- Ashley? – Ashley była kuzynką Biancy. Jedyną, dorosła już,
córką jej dość strasznej ciotki. Dość dawno już jej nie widziałem.
- No, a kogo się spodziewałeś? Matka nigdy by nie puściła
Biancy samej. Dlatego jestem tu z nią.
- Czy Brann jest z tobą...? – zapytałem ostrożnie. Brann
był chłopakiem Ash i bardzo mnie nie lubił. Chociaż szczerze nie wiem dlaczego.
- Nie... – powiedziała. Przez moment wydawało mi się, że
jakiś cień przebiegł przez jej twarz. Czyli wiadome było, żeby dalej nie pytać.
- Chodźcie. Usiądziemy, musicie być zmęczone po.... – nie skończyłem,
bo usłyszałem biegnące stado.
- Bianca!! – zawołały wilkołaki chórem. Kiedy jednak
spostrzegły drugą dziewczynę stanęli jak wryci, aż posadzka zapiszczała.
- A....Ash....Ashley...? – jąkał się Jori. Wilkołaki
uważały, że rudowłosa elfka jest, co najmniej, straszną wiedźmą, jak jej matka.
I trzeba było przyznać, że się jej bały.
- Ooo... Właśnie się zastanawiałam skąd wziąć wilczą skórkę
na dywan – powiedziała Ash i zmrużyła oczy.
- To my będziemy tam... – każdy wilk pokazał inny kierunek,
ale w końcu wszystkie biegiem pognały po schodach do góry.
- Musisz ich tak straszyć? – zapytałem.
- Ktoś musi trzymać dyscyplinę – posłała mi ciepły uśmiech.
Westchnąłem tylko i poprowadziłem dziewczyny do salonu,
gdzie mogły w spokoju usiąść. Argo łypała nieco podejrzliwie na Ashley, ale
uznała, że skoro ja ją znam, to nie stanowi zagrożenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz