- Jak to: "wyzionie ducha"? Przecież... - nie za bardzo wiedziałem, o co chodzi. Nie podobało mi się to. Wstałem, używając niemal całej swojej demonicznej siły ducha. Miałem przewagę nad resztą w postaci krwi demona w swoich żyłach. Poczułem, jak symbole na moim ciele budzą się do życia, wchodząc czarnymi smugami aż na policzki i niemal oplatając oczy.
- Przecież chce spłacić swój dług, prawda? - demon uśmiechnął się. Pomimo swojej potęgi, nie wyczuwałem u niego chęci pozbycia się nas. Był to raczej skutek uboczny długiego przebywania wśród podwładnych, niekontrolowany przepływ energii. Wyczuwałem również, że nie było to zwykłe zaklęcie rzucone na szybko, ale misternie utkana sieć, omijająca swoimi wpływami wszystkich niemagicznych i słabo magicznych, nie zwracając uwagi na siebie w najmniejszym stopniu. - Cóż, widzę, że mój ulubieniec niewiele wam powiedział. Nie będę więc psuł jego planów, zapomnijcie, co powiedziałem przed chwilą - oczywistym był fakt, że nie zapomnimy. Ale lepiej było omijać temat.
- Więc? Pójdziesz z nami? - spytałem.
- Zależy. W końcu, Hebi to mój pupilek, a ja nie jestem okrutny - uśmiech mężczyzny rzeczywiście miał w sobie pewną miękkość. - W co tym razem się wplątał?
- Dobrze go znasz? - odpowiedziałem pytaniem.
- Czyli ten parszywy idiota się obudził, tak? - było to bardziej stwierdzenie. - W takim razie, jak...
- Hebi jest cały. Ale zgodził się uratować naszego pana tylko jak cię spotka - odpowiedziała za mnie walkiria, krzywiąc się z powodu siły zaklęcia.
- Wasz pan... jeśli Hebi jest cały, to nie mam powodu, by się tam wybierać. Mimo wszystko, nie jestem instytucją charytatywną, ratując tyłek każdemu w okolicy, tylko dlatego, że poprosi - prychnął, odrzucając w tył długie włosy. Miał niemal kobiecą urodę, nie dziwiłem się, Ze jest artystą w tym świecie, gdzie wszyscy dążą do ideału, a normalność uważają za brzydotę.
- Ale on nie chce, żebyś ty pomógł Kane'owi - powiedziałem. Demon zwrócił na mnie swoje oczy w czujnym zdziwieniu.
- Chyba nie chce... - Orobas chyba doszedł do pomysłu Hebiego i Ogiona. Skinąłem głową.
- Ten kretyn... prosiłem go, żeby się w nic nie pakował, a on jak zwykle mnie nie słucha. Będzie czekał na mnie, tak? - oczy demona miały w sobie coś, czego nie potrafiłem zidentyfikować, jakąś dziwną emocję bez kształtu i nazwy. Skinąłem głową.
- W takim razie zaprowadźcie mnie do niego. Nie pozwolę, żeby dusza Adriana ucierpiała przez jakiegoś idiotę - zaklęcie zupełnie straciło moc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz