niedziela, 28 lipca 2013

od Kariego

- Teraz najważniejsze, żeby oboje doszli do siebie - powiedziałem to akurat w momencie, gdy z łóżka Hebiego doszedł szelest. Rakyo był pierwszy na nogach, momentalnie podchodząc do łóżka chłopaka. Po twarzy bruneta przeszedł smukły cień bólu, a palce dłoni ścisnęły się w mimowolnym odruchu.
- Już, już, spokojnie. Wszystko jest w porządku - szeptał smok, chwytając delikatnie za dłoń chłopaka. Wiedziałem, że w tym momencie świat zewnętrzny przestał się dla niego liczyć, był tylko on i jego pan. Patrzeliśmy wszyscy w ciszy na ten obrazek. Sam nie wiem, dlaczego, ale obiecałem sobie w duchu, że jeśli ktoś jeszcze powie coś na tą dwójkę, to osobiście się do niego pofatyguję.
Ale Hebim mogłem się już przestać martwić, on już nie był nieprzytomny, a śpiący, co oznaczało, że przeszedł najgorsze. Bardziej jednak chodził mi po głowie Kane. Przyjął na siebie większość uderzenia demona.
- Rakyo, musimy porozmawiać - w końcu powiedziałem głośno i dosadnie, by wybić go z półtransu. - Na osobności - smok popatrzył na mnie zdziwiony. Nie on jeden.
- Co ty odwalasz, zasra... - zaczął smok Kane'a, ale moje spojrzenie nie pozwoliło mu dokończyć. Nie chciałem się z nim teraz użerać, a biorąc pod uwagę, że on był zmęczony walką, a ja dobrze wyspany, wiktoria byłaby po mojej stronie. Rakyo bardzo niechętnie odszedł od łóżka i podążył za mną.
- Nie chcę ci zabierać dużo czasu, więc będę się streszczał - powiedziałem, gdy znaleźliśmy się za ścianą. - Potrzebuję imiona tych syren. A przynajmniej jedno.
- Nic ci to nie da - smok nie był zdziwiony moim pytaniem, ale też nie miał do niego entuzjazmu. - Nawet, jak je odszukasz, nic się nie dowiesz.
- Dlaczego tak uważasz. Mam dużo możliwości wpływu...
- Nie żyją - smok urwał moją wypowiedź. - Poza jedną, ale ona jest ślepa i niema, nie pomoże ci, nawet gdyby jakimś cudem chciała. Cesarzowa jest zapobiegliwa - dopiero teraz odkryłem, że jego głos nie był bez emocji, jak wcześniej sądziłem. Kryła się w nim nienawiść, gardłowo brzęcząc pośród ochrypłych słów. Nienawiść do całego świata, że miał czelność tknąć jego świętość. Wiedziałem, że gdyby był choć cień szansy, że choć na chwilę Hebi się uśmiechnie dzięki temu, chłopak umarłby w najgorszy z możliwych sposobów. Nawet jako smoka, jego przywiązanie było nadzwyczajne, niezachwiane, bezwarunkowe i w pełni posłuszne, bez pytań, bez sprzeciwu, bez własnej woli. Nie byłem pewny, czy to dobrze, czy źle.
- W sumie... - zawahał się Rakyo, niepewny, czy mówić, czy nie. - To chyba znam sposób, jak możecie pomóc Kane'owi. Ale nie pozwolę wam tego zrobić, jeśli tylko będę miał jakikolwiek cień wątpliwości.
- Jaki sposób? - spytałem ostrożnie, by nie przygasić go swoim entuzjazmem. Podejrzewałem, że ma to coś wspólnego z Hebim i nadmierna emocjonalność wyraziłaby chęć poświęcenia chłopaka dla strażnika. Przynajmniej, w oczach Rakyo.
- Lymeryth jest połączony z Hebim poprzez serce... - zawahał się, ale bałem się mu przerwać. -... i tam trż jest krew, która jeszcze ma w sobie jego kod genetyczny. Kod, który chroni demona przed urazami zadanymi przez siebie samego.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że...
- Jedynie Lymeryth może go uleczyć. A jego wpływ na organizm kończy się tylko w obwodzie serca, dalej antyciała Hebiego niszczą obce geny, oczyszczając organizm z wszelkich ciał obcych - odpowiedział w końcu.
Gdy wszedłem do sali, wszyscy popatrzyli na nas podejrzliwie. Poaptrzyłem pytająco na smoka, prosząc o zgodę na powiedzenie wszystkim informacji. Skinął nieznacznie głową, podchodząc do łóżka śpiącego chłopaka. Gdy powiedziałem zgromadzonym, jak można uratować Kane'a, zapadła cisza. W końcu przerwa ją Ogion.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz