niedziela, 28 lipca 2013

Od Kane'a


- Shrik! – warknąłem, kiedy chłopak urwał gwałtownie i złapał się za głowę. Tygrys stanął przy mnie warcząc i jeżąc sierść, równie uważnie jak ja spoglądał jak chłopak prostuje się. Dzieciak spojrzał w moją stronę, jego oczy były całkowicie srebrne, bez białek czy tęczówek, źrenica przypominała natomiast cienką szparę. Uśmiechnął się dziko i wyciągnął dłonie w moim kierunku. Uskoczyłem ale nie całkiem. Fale energii cisnęła mnie na ścianę, natomiast w miejscu, w którym przed chwilą stałem była spora dziura. Pozbierałem się migiem i skoczyłem w kierunku moich rękawic z dwimerytu. Tym razem dziękowałem w duchu za swoje lenistwo i że nie odniosłem ich do zbrojowni. Dajmon w tym czasie odwrócił uwagę potwora, bo tym teraz był Hebi.
Do pokoju wpadła Vicca.
- Co się...? – zapytała. Potwór zaczął obracać się w jej stronę, ale wymierzyłem mu solidny cios w szczękę. Hebi to jutro poczuje, ale nie miałem lepszego sposobu na skierowanie jego uwagi w moją stronę.
- Gówno, jeśli nie widać! – warknąłem dbając o to, żeby demon skupił na mnie wzrok. -  Zabierzcie z Remesem ludzi z okolicy! Migiem!
Vicca wybiegła. Ja natomiast skoczyłem w kierunku wyrwy w murze. W samą porę bo posypała się za mną kolejna partia gruzu. Jak to dobrze, że miałem kocią zwinność i potrafiłem lądować nawet ze sporych wysokości. Hebi tez wylazł za mną pędząc w moją stronę z tym swoim przerażającym uśmieszkiem. Pobiegłem  w stronę ogrodu, tam było sporo miejsca na wszelkiego rodzaju potyczki.
Biegłem alejką uciekając przed kolejną falą energii, kiedy wpadłem prosto na Irezaję, Kaelusa, Ogiona i trzy wilkołaki.
- Wypad stąd! Migiem! – warknąłem. Nie wiedzieli co się stało i nie zareagowali od razu.
- H...Hebi? – zapytała Irezaja widząc idącego ku nam potwora.
- To nie... – urwałem i skoczyłem w kierunku dziewczyny. Odepchnąłem ją w ostatniej chwili, ale sam oberwałem. Żebra zabolały, ale mimo to podniosłem się błyskawicznie. – Kael! Zabierz ją stąd!
Anioł bezzwłocznie wykonał moja polecenie.
- Merrk! – warknął nekromanta. Z portalu w niebie wyleciał drakolicz. Do kościanego smoka wkrótce dołączyły swa następne. Jeden biały, to był Rakyo, drugi czarny i zdecydowanie większy, Eirinn.
Shrik okrążył Hebiego i skutecznie mylił go, zwracał jego uwagę po to by z gracją uskoczyć.
- Potrzebuję czasu na zaklęcie wiążące. Tego stwora nie można spętać tak łatwo – powiedział nekromanta.
- Rób co musisz ja zwrócę na siebie jego uwagę. Eirinn! Zróbcie nam tu krąg ognia! – warknąłem. Oba smoki zabrały się do dzieła i wkrótce zamknęły mnie Shrika i Hebiego, w kręgu płomieni. Musiałem kupić dla Ogiona dość czasu.
Ruszyłem na potwora. Uskakiwanie przed ciosami zaczęło mi sprawiać trudności, tym bardziej, że żebra miałem najprawdopodobniej połamane.
- Cholerny Kane! Po co się wtrąca?! Po co chce wiedzieć?! – warczałem sam do siebie. – Najlepiej zataić wszystko co ważne tylko po to, żeby Kane i wszyscy po drodze zarobili po dupie! – znów dostałem. Tym razem atak był inny i wiązki energii pocięły mi skórę na lewej ręce i częściowo na piersi. Hebi zaśmiał się dziko czując zapach krwi. Energia wokół niego szalała. Z nieba zaatakował smok Ogiona.
- Nie!! – wrzasnąłem i rzuciłem się w kierunku bestii. Nie miałem zamiaru pozwolić, żeby Hebiemu stało sie coś poważnego. Drakolicz rozproszył się. Ta chwila nieuwagi mogła sporo kosztować kościeja, ale na całe szczęście Shrik wskoczył z  impetem na Hebiego powalając go na ziemię. Wściekły demon rzucił tygrysem jak szmacianą lalką. A w moją stronę posłał kolejną falę energii. Znowu ledwo udało mi się uskoczyć, żeby nie zebrać pełnej siły uderzenia. Upadłem jednak. Hebi podszedł do mnie. Shrki czuł, że słabnę, on także opadał z sił. Kiedy myślałem, że juz po mnie świetlista poświata zamknęła się wokół Hebiego. Demon zawył wściekle. Zaczął szamotać się. Wiedziałem, że jeżeli potrwa to wystarczająco długo to rozerwie więzy. Ostatkiem sił wstałem i wyciągnąłem z kieszeni piersiówkę. Miałem nadzieję, że to podziała. Wlałem całą zawartość buteleczki do ust Hebiego i silnym chwytem zamknąłem mu usta, żeby wszystko połknął. Prze zdłuższą chwilę nic się nie działo. Opadłem na ziemię czując jak coraz gorzej mi utrzymać przytomność, a Hebi powoli przełamywał zaklęcie Ogiona. Nagle jednak chłopak przestał się szamotać i zwiodczał. Mnie także ogarnęła ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz