poniedziałek, 29 lipca 2013

{Od Kane'a}


Żadne z nich nie było zachwycone. Myśli każdego krążyły wokół leżącego bez życia mężczyzny, który tyle dla nich znaczył. Dla Viccy, by jedynym mężczyzną, którego była w stanie pokochać. Jej mistrzem w boju i świątynią, w której mogła się zatrzymać, by czuć się bezpieczna i chciana. Dla Eirinna był panem, w takim sensie w jakim rozumie to tylko smok. Słowa dajmona były dla niego prawem. Był w stanie spopielić świat jeżeli tego Kane by zapragnął. Dla Remesa zaś był jedyną osobą, która całkowicie go akceptowała, jedynym, dla którego duma orła była zaletą i siłą, a nie wadą godną pogardy.
A teraz wysyłano ich na misję, daleko, tak bardzo daleko od niego. Musieli go zostawić i liczyć na to, że będą mieli do czego wracać.
- Pójdę z wami - oznajmił Kari
- Dziękuję - wyszeptała Vicca. Wiedziała, że musi wyjść, ale nie mogła przemóc się, żeby go opuścić, choć na chwilę spuścić go z oczu. Walkiria podeszła do Normenel. – Zaopiekujesz się nim prawda? – zapytała słabym głosem. Tak bardzo trudno było ją o to pytać. Ją, anielicę, którą Kane posiadł, a przecież nigdy nie chciał tknąć Viccy.
- Wiesz, że tak... – po twarzy Normenel przemknął ciepły uśmiech jednak bez grama wesołości.
- Choć Vi... Musimy się pospieszyć – to Remes podszedł do dziewczyny i pociągnął ją za sobą.
Cała czwórka poszła się przygotować. Vicca poszła do swoich kwater, by skompletować uzbrojenie, zabrała sztylety, które podarował jej Kane. Eirinn również poszedł zabrać to co potrzebne. Natomiast Rems pobiegł do domu. Do swej ukochanej. Oriana powitała go z ciepłym uśmiechem. Jej brzuch wydawał się jeszcze większy niż rankiem. Podziwiał Orianę, była tak drobna i wyglądała na kruchą, a mimo to było w niej tak wiele siły. Dzielnie nosiła w swym łonie dwójkę synów i choć była bliska rozwiązania nie skarżyła się.
- Hej pączusiu – dajmon powitał swoją żonę.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie pączkiem to śpisz na kanapie – zagroziła i zmrużyła oczy.
- Zawsze tak mówisz – chciał się uśmiechnąć, ale nie mógł.
- Co się stało? – zapytała od razu.
- Kane... Jest.... ciężko chory. Muszę wyjechać na jakiś czas...
- To coś poważnego? Co z nim? Wyzdrowieje? Jak daleko jedziesz? Kiedy wrócisz? – zawsze zasypywała wszystkich gradem pytań kiedy się denerwowała.
- Uspokój się kochanie. Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolimy, żeby coś poważnego mu się stało. A wrócę jak najszybciej będę mógł.
- Dobrze...
Dajmon ucałował swoją żonę i wyszedł pospiesznie.
Droga do portalu nie zajęła im zbyt wiele czasu. Eirinn użył swych mocy, aby przenieść ich możliwie jak najbliżej miejsca, które wskazał Hebi.  Zarówno Eirinn jak i Vicca, dobrze znali Świat byli w nim niejednokrotnie wraz z Kan’em. Remes mniej, to on zawsze miał „pilnować żony, a nie się szwendać”.
Portal przeniósł ich w miejsce odludne, tak jak tego chcieli. Żadne nie było zbyt rozmowne. W milczeniu zmieniali stroje na takie, które pozwalały im wtopić się w tłum i ukryć swoją broń. Remes miał przy sobie pistolet, który podarował mu Kane. Wiedział, że dajmon lubił wszystko co strzela.
Wytropienie skupiska demonicznej energii nie było łatwe, pomógł Kari, który wyczuwał demony lepiej niż inni, w końcu sam nim był w połowie.
Dotarli do sporego ludzkiego lokalu szybko. Weszli do środka.
- Cześć kotku – zamruczała jakiś mężczyzna na widok Viccy.
- Radzę trzymać ręce przy sobie – ostrzegł Eirinn.
- Szukamy niejakiego RoUy – dodał Remes.
- A niby dlaczego go szukacie? – zapytał inny człowiek.
- Mamy dla niego bardzo ważną wiadomość, to pilne – odezwała się Vicca. Wiedziała, że lepiej będzie jeżeli to ona się odezwie nie dopuści do głosu mężczyzn, oni byli porywczy. Jedynie Kari był spokojny.
- Schodami do góry i radzę nic nie kombinować. Szef nie z takimi sobie radził...
- Oczywiście – odezwał się pół anioł.
Kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia, w którym znajdował się poszukiwany przez nich demon cała czwórka opadła na ziemię nie mogąc się ruszyć. Wszyscy walczyli o oddechy.
- Witam w moich skromnych progach – odezwał się czarnowłosy mężczyzna podchodząc do czwórki leżących. – Wiem po co przyszliście. Mały Hebi myśli, że wyzionie ducha. Bardzo chętnie wysłucham co macie do powiedzenia.
Zaklęcie które ich wiązało zelżało, na tyle tylko by mogli się z trudem podnieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz