Żadne z nich nie było zachwycone.
Myśli każdego krążyły wokół leżącego bez życia mężczyzny, który tyle dla nich
znaczył. Dla Viccy, by jedynym mężczyzną, którego była w stanie pokochać. Jej
mistrzem w boju i świątynią, w której mogła się zatrzymać, by czuć się
bezpieczna i chciana. Dla Eirinna był panem, w takim sensie w jakim rozumie to
tylko smok. Słowa dajmona były dla niego prawem. Był w stanie spopielić świat
jeżeli tego Kane by zapragnął. Dla Remesa zaś był jedyną osobą, która
całkowicie go akceptowała, jedynym, dla którego duma orła była zaletą i siłą, a
nie wadą godną pogardy.
A teraz wysyłano ich na misję,
daleko, tak bardzo daleko od niego. Musieli go zostawić i liczyć na to, że będą
mieli do czego wracać.
- Pójdę z wami - oznajmił Kari
- Dziękuję - wyszeptała Vicca.
Wiedziała, że musi wyjść, ale nie mogła przemóc się, żeby go opuścić, choć na
chwilę spuścić go z oczu. Walkiria podeszła do Normenel. – Zaopiekujesz się nim
prawda? – zapytała słabym głosem. Tak bardzo trudno było ją o to pytać. Ją,
anielicę, którą Kane posiadł, a przecież nigdy nie chciał tknąć Viccy.
- Wiesz, że tak... – po twarzy
Normenel przemknął ciepły uśmiech jednak bez grama wesołości.
- Choć Vi... Musimy się
pospieszyć – to Remes podszedł do dziewczyny i pociągnął ją za sobą.
Cała czwórka poszła się
przygotować. Vicca poszła do swoich kwater, by skompletować uzbrojenie, zabrała
sztylety, które podarował jej Kane. Eirinn również poszedł zabrać to co
potrzebne. Natomiast Rems pobiegł do domu. Do swej ukochanej. Oriana powitała
go z ciepłym uśmiechem. Jej brzuch wydawał się jeszcze większy niż rankiem. Podziwiał
Orianę, była tak drobna i wyglądała na kruchą, a mimo to było w niej tak wiele
siły. Dzielnie nosiła w swym łonie dwójkę synów i choć była bliska rozwiązania
nie skarżyła się.
- Hej pączusiu – dajmon powitał
swoją żonę.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie pączkiem
to śpisz na kanapie – zagroziła i zmrużyła oczy.
- Zawsze tak mówisz – chciał się uśmiechnąć,
ale nie mógł.
- Co się stało? – zapytała od
razu.
- Kane... Jest.... ciężko chory.
Muszę wyjechać na jakiś czas...
- To coś poważnego? Co z nim?
Wyzdrowieje? Jak daleko jedziesz? Kiedy wrócisz? – zawsze zasypywała wszystkich
gradem pytań kiedy się denerwowała.
- Uspokój się kochanie. Wszystko
będzie dobrze. Nie pozwolimy, żeby coś poważnego mu się stało. A wrócę jak najszybciej
będę mógł.
- Dobrze...
Dajmon ucałował swoją żonę i wyszedł
pospiesznie.
Droga do portalu nie zajęła im
zbyt wiele czasu. Eirinn użył swych mocy, aby przenieść ich możliwie jak
najbliżej miejsca, które wskazał Hebi.
Zarówno Eirinn jak i Vicca, dobrze znali Świat byli w nim niejednokrotnie
wraz z Kan’em. Remes mniej, to on zawsze miał „pilnować żony, a nie się szwendać”.
Portal przeniósł ich w miejsce
odludne, tak jak tego chcieli. Żadne nie było zbyt rozmowne. W milczeniu
zmieniali stroje na takie, które pozwalały im wtopić się w tłum i ukryć swoją
broń. Remes miał przy sobie pistolet, który podarował mu Kane. Wiedział, że
dajmon lubił wszystko co strzela.
Wytropienie skupiska demonicznej
energii nie było łatwe, pomógł Kari, który wyczuwał demony lepiej niż inni, w
końcu sam nim był w połowie.
Dotarli do sporego ludzkiego
lokalu szybko. Weszli do środka.
- Cześć kotku – zamruczała jakiś
mężczyzna na widok Viccy.
- Radzę trzymać ręce przy sobie –
ostrzegł Eirinn.
- Szukamy niejakiego RoUy – dodał
Remes.
- A niby dlaczego go szukacie? –
zapytał inny człowiek.
- Mamy dla niego bardzo ważną
wiadomość, to pilne – odezwała się Vicca. Wiedziała, że lepiej będzie jeżeli to
ona się odezwie nie dopuści do głosu mężczyzn, oni byli porywczy. Jedynie Kari
był spokojny.
- Schodami do góry i radzę nic
nie kombinować. Szef nie z takimi sobie radził...
- Oczywiście – odezwał się pół
anioł.
Kiedy tylko przekroczyli próg
pomieszczenia, w którym znajdował się poszukiwany przez nich demon cała czwórka
opadła na ziemię nie mogąc się ruszyć. Wszyscy walczyli o oddechy.
- Witam w moich skromnych progach
– odezwał się czarnowłosy mężczyzna podchodząc do czwórki leżących. – Wiem po
co przyszliście. Mały Hebi myśli, że wyzionie ducha. Bardzo chętnie wysłucham co macie do powiedzenia.
Zaklęcie które ich wiązało zelżało, na tyle tylko by mogli się z trudem podnieść.
Zaklęcie które ich wiązało zelżało, na tyle tylko by mogli się z trudem podnieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz