czwartek, 8 sierpnia 2013

od Hebiego

Byłem zaszokowany tym, co usłyszałem. Bezwolna kukła, marionetka bez własnej świadomości... nie mieściło mi się to w głowie.
- Okłamałeś mnie - stwierdziłem, ledwo tamując gniew. Oro popatrzył na mnie.
- Zrobiłem to dla twojego dobra. wiesz, że...
- Że jesteś kolejną osobą, która stara się ułożyć moje życie tak, jak jej pasuje. Mam tego dosyć. Chciałem tylko wywiązać się z obietnicy, ale jak widać to nie wystarcza - prychnąłem. - Ostatnio na prawdę nie mam szczęścia do ludzi - wyszedłem, nie oglądając się za siebie. Wiedziałem, że demon chciał za mną podążyć, ale wybrałem jak najbardziej krętą ścieżkę, by mnie w końcu zgubił. Przez przypadek natknąłem się na Atraela. Siedział pod ścianą, plącząc. W życiu nie widziałem go w takim stanie.
- Przepraszam... - podszedłem, niepewny, czy dobrze robię. Anioł popatrzył na mnie, nawet nie kryjąc swojego stanu. - Coś się stało?
- Powiedzmy, że sprawy rodzinne trochę mnie przerosły - westchnął anioł.
- Duże to trochę - skwitowałem, siadając obok. Sam nie byłem pewny, dlaczego, ale czułem, że anioł tego potrzebuje. - Jakby coś, to ja mogę...
- Dziękuję, ale nie - przerwał mi Atrael. Wiedział, do czego zmierzałem. Mimo wszystko, nie przegonił mnie, więc siedzieliśmy we dwójkę.
- Możemy porozmawiać o moim dobrym przyjacielu kotołaku? - spytał w końcu. Trochę się zdziwiłem, ale kiwnąłem głową. - Widzisz, mój przyjaciel jest bardzo poważanym kotołakiem, słynnym ze swoich, jakby to powiedzieć... "nacjonalistycznych"... poglądów. Jego żona była najpiękniejszą kotołaczką w całym Kontraświecie. Najpiękniejszą i chyba najmniej ostrożną. Dlatego też pewno dnia po upojnej nocy okazało się, że wylądowała w łóżku z pewnym wilkołakiem, choć nie do końca tego chciała. I zaszła z nim w ciążę. Gdy się o tym dowiedziałem, to...
- Chwila - przerwałem mu. - To znaczy, że ona ci powiedziała, zanim poinformowała męża? - uniosłem brew z lekkim rozbawieniem.
- A... e... no tak, trochę nie wiedziała, jak to zrobić... - Atrael zmieszał się. - Mniejsza z tym, sytuacja naszej trójki jest dosyć zagmatwana - tylko pokiwałem głową. - Wracając do tematu. Gdy tylko się o tym dowiedziałem, bylem wzburzony. Ale nie może się to równać z gniewem mojego przyjaciela. Znienawidził to dziecko, jeszcze nim się urodziło. Zwłaszcza, że dziewięć miesięcy potem, przy porodzie, to dziecko zabrało mu jego żonę. A przynajmniej tak wtedy mu się wydawało. Dlatego też nie chciał widzieć na oczy jedynego, co jego żona zostawiła mu po sobie oprócz bolesnych wspomnień. Ale w miarę upływu czasu, mój przyjaciel zrozumiał, że jego złość na dziecko jest nieuzasadniona i chciałby się z nim jakoś pogodzić. Ale dziecko nie chce i nie wiem, co robić...
- Ty nie powinieneś nic, to w końcu ich sprawy rodzinne, nie twoje - znowu się uśmiechnąłem. A co do niego... to może niech porozmawia z nim szczerze i na spokojnie. Bez świadków, oczywiście. Sam jestem dzieckiem niechcianego związku, więc trochę o tym wiem. I mogę ci zaręczyć, że nie wyobrażam sobie dogadania się ze swoim ojcem, nawet, gdyby coś mu się odwidziało. Za dużo już nas dzieli. Może niech po prostu, krok po kroku, spróbują znaleźć coś, co ich może połączyć. Czy to będzie miłość do znaczków pocztowych, meczów, poglądy polityczne, czy wspólni znajomi. Inaczej nie ma szansy na dogadanie się - wstałem. - I spokojnie, twój przyjaciel potrzebuje teraz spokoju, więc go zbytnio nie stresuj - odszedłem, śmiejąc się. Oczywiście, wiedziałem, że historia o przyjacielu kotołaku była zmyślona. Ale tak było mu łatwiej, wiec czemu nie?
Po rozprawieniu się z cudzymi problemami, przyszła kolej na moje własne... i tu znowu jakimś cudem na mojej drodze stanęła ONA - Ireazaja.
- Cześć! - uśmiechnęła się, chyba nie wiedząc, że to ja wywołałem zamieszanie z Kane'em. Albo tylko dobrze się maskowała.
- Ta, cześć - odpowiedziałem bez większego entuzjazmu.
- Coś się stało? - spytała zaciekawiona.
- Ta, widzisz... bo to chodzi o pewnego mojego przyjaciela - sam nie wiem, czemu to powiedziałem. Chyba mi się dziś coś udzielało.
- Przyjaciela... ? - tak. No, bo widzisz, mój przyjaciel ma takiego przyjaciela, co jest teraz w ciężkim stanie. I początkowo miał mu pomóc Ogion, wiesz, przyleciałaś tu z nim - Irezaja skinęła głową. - No i wszystko by było dobrze, gdyby w sprawę się nie wmieszał pewien smerf, który namieszał mojemu przyjacielowi trochę w głowie. I teraz jest pokłócony z Ogionem, ale zrozumiał, że zrobił źle i chciałby, aly Ogion pomógł jego przyjacielowi, ale się wstydzi i ...
- Porozmawiam z nim - uśmiechnęła się wiwerna z rozbawieniem. Musiałem wyglądać jeszcze gorzej, jak przed chwilą Atrael.
- Dzięki - tylko wyszeptałem. Dziewczyna odeszła, a ja doczłapałem do własnego pokoju, już pustego, jeśli nie liczyć Moona i rzuciłem się na łóżko, nie dbając nawet o to, żeby się przebrać.
Byłem wyprany emocjonalnie, ale teraz mogłem tylko czekać. Na innych. Niby wszyscy byli po mojej stronie. Niby mogłem wszystko. Ale tylko wtedy, gdy nic się nie działo. Najmniejsze zamieszanie, i byłem bezsilny jak liść na wietrze. Czas uczy pokory...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz