czwartek, 8 sierpnia 2013

Od Ogiona

Obawiałem się tego co budził we mnie Orobas. Moja dusza drżała, a moc szalała. Tak właśnie reagowałem na demony. Moja dusza nie była kompletna i otaczała ją pustka. Ta pusta, ciemna cześć mnie żywiła się demoniczną aurą. Ten demon był potężny i budził we mnie to co najgorsze. Musiałem być teraz jednak spokojny i myśleć trzeźwo.
Razem z Irezają weszliśmy do pokoju Hebiego. Otworzył nam Moon, który uśmiechał się uprzejmie.
- Możesz odetchnąć. Ogion wcale się nie gniewa... – zaszczebiotała Irezaja siadając obok Hebiego. -  No przynajmniej na ciebie, co do smerfa to tu bym polemizowała...
- To miał być mój przyjaciel... – wyszeptał Hebi.
- A tak wybacz... – dziewczyna uśmiechnęła się i położyła dłoń na ramieniu chłopaka. Ten nawet nie zaprotestował. To dobrze, że ta dwójka się polubiła.
- Czy moglibyście zostawić nas samych? – zapytał Hebi. Moon wyszedł posłusznie.
- To do zobaczenia później  - Irezaja wstała. – I Hebi...
- Tak?
- Uważaj na siebie... – wyszeptała. Szybko odwróciła wzrok i wyszła.
- Ogion... ja... – zaczął chłopak.
- Wiem. I miałem wielką nadzieję, że Orobas nie powiedział ci o cenie za przywrócenie Kane’a do tego... „życia”.
- Nie powiedział. Gdyby to zrobił nigdy nie przyszedłbym do ciebie z tym pomysłem.
- Cieszę się, że to słyszę – powiedziałem. Nastąpiła chwila milczenia. – Hebi, jeżeli nie chcesz...
- Chcę. Muszę... On mnie uratował. Ja nie mogę go tak zostawić. Nie mogę pozwolić mu umrzeć. Kane może być czasami jak uciążliwy wrzód na dupie, ale... – chłopak umilkł. Bał się, a mimo to był pewny tego co chce zrobić.
- Posłuchaj mnie uważnie. Jeżeli cokolwiek zacznie iść nie tak, pamiętaj, że twoje życie będzie priorytetem. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyście oboje wyszli z tego cało.
- Taa.. Jak się Kane obudzi to znowu będzie wściekły, że się wtrącam, głupio narażam, że słońce świeci nie tak jak powinno czy co tam jeszcze może go wkurzać... – chłopak uśmiechnął się lekko.
Wyprostowałem się. Wyczułem obecność ducha. Zjawa podeszła do mnie nie ujawniając Hebiemu swojej obecności, ja jednak widziałem ją dobrze.
- Zwołaj banshee – przekazałem duchowi mentalnie. Zwróciłem się następnie do Hebiego, - Kiedy będziesz w stanie ruszać?
- Czym szybciej tym lepiej. Prawda?
- Chodź więc.
Poszliśmy prosto do pokoju, w którym leżała Kane. Dajmon był blady i ledwo oddychał. Hebi spojrzała na niego smutno.
- Czy możesz poprosić Eirinna, żeby tu przyszedł? – spytałem jednego ze służących. Młody elf wyszedł w pośpiechu. Odwróciłem się gdy usłyszałem czyjeś westchnienie. To była Normenel.
- Wybaczcie, nie wiedziałam, że tu jesteście – powiedziała cichym głosem. Miała podkrążone oczy i była blada. Było to dobrze widać choć starała się jak mogła to ukryć.
- Musimy przenieść Kane’a w inne miejsce  - oznajmiłem.
- Jak to? Dokąd?
- Gdzieś gdzie będzie więcej dusz.
- Dobrze... tylko się przygotuję...
- Nie – anielica odwróciła się do mnie jakby nie rozumiejąc co do niej mówię. – Nie możesz być tam z nami, nikt, kto posiada w sobie czyste światło nie może. Ogólnie, czym mniej żywych dusz będzie na miejscu, tym lepiej, dlatego poleci z nami tylko Eirinn.
- Ale... Jeżeli coś pójdzie nie tak...
- W takim wypadku będę mógł uleczyć ciało Hebiego tak długo jak choćby fragment jego duszy w nim pozostanie.
- Ale Kane... – dziewczyna zacisnęła oczy i z całych sił starała się powstrzymać łzy.- Przepraszam. Hebi ja... dziękuję... – powiedziała i wyszła pospiesznie. Drzwi otworzyły się ponownie, stanął w nich smok Kane’a, a tuż za nim służący.
- Proszę abyście ostrożnie wynieśli Kane’a,  musimy przewieźć go w inne miejsce.
- Dobrze – smok podszedł do swojego pana i używając magii powietrza delikatnie go uniósł. Wyszliśmy na zewnątrz do ogrodu.
-Merrk! – drakolicz posłusznie zjawił się na wezwanie. Kościany smok zawarczał i zadrżał kiedy jeden z jego kręgów zmodyfikowałem tak by można na nim było bezpiecznie ułożyć dajmona.
- Hebi?! Co ty wyprawiasz?! – To był Rakyo. Smok szedł pospiesznie ku synowi cesarza.
- Rakyo wiesz, że muszę..
- Nie! Nic nie musisz. Proszę! A jak coś ci się stanie?
- Ogion mówił...
- Nie obchodzi mnie to! – młody smok był bliski płaczu. – Proszę... zostań...
Eirinn stał jak skamieniały. Nawet jeżeli więzy, które łączyły go ze Strażnikiem nie były tak silne jak te łączące Rakyo i Hebiego, to smok doskonale wiedział jak to jest obawiać się o życie swego pana i przyjaciela.
- Rakyo. Ja to muszę zrobić, nic mi nie będzie. Naprawdę  - Hebi przytulił swego kochanka.
- Masz wrócić – zażądał Rakyo łamiącym się głosem.
- Oro – demon pojawił się na wezwanie chłopaka – ruszajmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz