Nie wiem, ile spałem. Ale, tak czy tak, byłem zmęczony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Miałem dość całego świata: rozpieszczonych bachorów, rycerzy z przerośniętym ego, demonów, wyroczni, wspaniałej rodzinki i wszystkich innych z resztą też. W dodatku, ostatnio musiałem użyć aż dwa razy swoich demonicznych mocy w okresie niemalże jednego dnia.
Wszystko mnie bolało, jak gdyby trzymane w ogniu wulkanicznym. Sam się zdziwiłem, że sen w końcu nadszedł. Ale był zbawieniem, niemal tak dobrym jak śmierć. Z tym, że tymczasowym rozwiązaniem. Gdy tylko otworzyłem oczy, wszystko wróciło. Może i nie aż tak nasilone, jak wcześniej, ale wciąż obecne.
Wstałem bez większego entuzjazmu i rozejrzałem się dookoła. Powoli zaczynałem sobie przypominać, gdzie jestem i dlaczego. Sam nie wiem, dlaczego się zdecydowałem zamieszkać u ojca mojego brata... tak, bo TYM był Atrael, nie moim ojcem. Zarówno biologicznie, jak i mentalnie byliśmy sobie obcy i nie spieszyło mi się tego zmienić. Ktoś zapukał do drzwi. Nie byłem zbyt chętny na odwiedziny, ale wymamrotałem coś, co powinno być "wejść, proszę" ale nie ręczę, że nim było.
- Cześć, stary! Przyszedłem... - zaczął Kaelus, stanowczo zbyt głośno. Na szczęście zreflektował się szybko i dalej mówił szeptem. - Przyszedłem ci powiedzieć, że Argo spodobało się u innych drakon i przez najbliższe kilka godzin raczej się stamtąd nie ruszy. A tak w ogóle, to jak ci jest? - wyczułem w jego głosie troskę.
- Żyję i tyle na razie musi starczyć - wzruszyłem ramionami, siadając.
- O, jasne. Możemy pogadać?
- Skoro musisz. O co chodzi? - popatrzyłem na niego mętnym wzrokiem. Podejrzewałem, że nie wyglądam jak entuzjastyczny rozmówca, ale na nic więcej nie było mnie stać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz