czwartek, 8 sierpnia 2013

Od Irezaji

Hebi był naprawdę przeuroczy, kiedy tak się motał. Było w nim coś co mnie szczerze urzekało. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem gdy byłam blisko niego miałam ochotę go przytulić. Nie chodziło tu już nawet o to, że był piękny i pociągał mnie w sposób fizyczny, bo to jakoś mi przeszło, ale o to, że czułam do niego jakąś dziwną sympatię.
Historia o jego „przyjacielu” rozbawiła mnie. Chociaż wiedziałam, że sytuacja jest bardzo poważna. Czułam, że Hebi jest niespokojny, że jest mu ciężko. Posłałam mu więc ciepły uśmiech, żeby choć troszkę podnieść go na duchu.
- Porozmawiam z nim – zapewniłam. Odpowiedziało mi westchnienie ulgi i ciche „dzięki”.
Znając Ogiona siedział w ogrodzie. Dlatego tam właśnie skierowałam swoje kroki. Nie myliłam się. Elf siedział na trawie wystawiając bladą twarz ku słońcu. Promienie słońca rozświetlały jego oczach, które teraz zdawały się złote.
- No i czego się gapisz, cholerna gadzino?! – to był oczywiście nie kto inny jak Sękol. Stwór mnie szczerze nienawidził. I oczywiście ze wzajemnością.
- Dość. Wynocha! – warknął Ogion. – Przepraszam za niego...
- Nie ma za co. Zdążyłam się już przyzwyczaić – Ogion westchnął. Wyglądał na przybitego.  – Chciałam porozmawiać o Hebim...
- Coś się stało? – zapytał szybko nekromanta i spojrzała na mnie wystraszony.
- Nie. To nic z tych rzeczy, chociaż faktycznie ma teraz sporo na głowie i nie wygląda najlepiej – powiedziałam szybko. – Chodzi o to, że ktoś nie był z nim do końca szczery. Nie wiem co między wami zaszło, ale Hebi obawia się, że jesteś na niego zły. No i nieco się hmm... wstydził przyjść tu, do ciebie osobiście. Ale bardzo chce, żebyś pomógł Kane’owi.
- Dzięki niech będą starożytnym bogom... – usłyszałam w odpowiedzi. Ogion nie ukrywał ulgi.
- Przepraszam, ale ja chyba nie w temacie... – zaczęłam.
- Nic. Wybacz, ale muszę szybko porozmawiać z Hebim – mężczyzna wstał by odejść. Złapałam go za rękaw. Wiedziałam, że nie lubi jak go dotykam, ale chciałam go o coś zapytać.
- Ogion... Powiedz mi szczerze – spojrzałam na niego.  Nie potrafiłam już udawać dobrego nastroju. – Czy z Kane’em i z Hebim wszystko będzie dobrze? – Ogion zaskoczył mnie kładąc dłoń na mojej.
- Zrobię co w mojej mocy, żeby oboje byli cali i zdrowi – w jego słowach była przysięga. Wiedziałam, że tak właśnie będzie. Ale sam Ogon nie wiedział pewnie co się stanie. – Nie martw się – dodał i uśmiechnął się, ale uśmiech nie sięgał oczu.
- Dobrze. No to chodźmy razem. Może uda mi się troszkę rozchmurzyć Hebiego no i może wkurzę Rakyo przy okazji. Jest taki słodziuchny kiedy jest zazdrosny – przypomniała mi się mina smoka i zachłanne gesty jakimi otaczał Hebiego gdy byłam blisko.
- „Słodziuchny”? Jak dla mnie wygląda po prostu, jakby chciał cię usmażyć.
- Bo chce – zaśmiałam się przybierając znów maskę spokoju i optymizmu. – Ale to nie zmienia faktu, że uroczo wygląda jak się tak gimnastykuje i chce za wszelką cenę pokazać, że Hebi należy do niego - Ogion tylko westchnął i pokręcił głową.
Ruszyliśmy w stronę kwater Hebiego. Nagle drogę zastąpił nam jakiś mężczyzna. Był niezwykle piękny, ale odruchowo cofnęłam się na jego widok. Poczułam lodowaty chłód na karku, później ból głowy. Zanim upadłam obcy mężczyzna mnie złapał.
- Ela? – zapytał. Jego głosy był jak znajoma muzyka.
- Zostaw ją! – warknął Ogion i wziął mnie w ramiona zasłaniając swoim ciałem. Ból nieco zelżał.
- Nic jej nie zrobię – powiedział obcy demon, bo tym właśnie był. Miałam co do tego pewność.
- Już dobrze, Ogionie. Nic mi nie jest... chyba – dodałam stając o własnych siłach. – Kim jesteś?
- Dziwne, że akurat ty mnie nie pamiętasz. To Adrian zawsze miał z tym większy problem – powiedział uśmiechając się. Nic z tego nie zrozumiałam. – Przekorna dusza, zawsze wybierałaś dziwne formy. Na imię mam Orobas. Może ci się kojarzy?
- Ja... – nie byłam pewna. Było w nim coś znajomego. Tylko ten ból głowy. Jęknęłam.
- Irezaja? Nic ci nie jest?  – zapytał Ogion z troską w głosie.
- To nic. Tylko migrena... – próbowałam przekonać nie tylko jego, ale i siebie.
- Położył na tobie swoje łapy, co? – Orobas spojrzał na mnie, a ja ujrzałam przed oczami twarz Kagatha. – Szkoda, że mam tak mało czasu – demon próbował mnie dotknąć, ale Ogion mu to uniemożliwił stając między nami. Orobas tylko westchnął.
- Powiedziałem, żebyś ją zostawił – głos nekromanty był pozornie spokojny, ale powietrze wokół niego drżało dziwnie.
- Jesteś silna, zawsze byłaś. Na dodatek los znowu was połączył. Może lepiej, że nie bardzo mogę się wtrącać. Uważaj na siebie – obcy odszedł, a mój ból głowy razem z nim.
- Wszystko dobrze? – zapytał elf spoglądając na mnie i przykładając mi chłodną dłoń do czoła.
- Tak. Wszystko w porządku. Tylko znowu jestem nie w temacie – uśmiechnęłam się lekko. Nekromanta odwzajemnił uśmiech.
- Może jednak powinnaś iść do siebie i się położyć?
- Nie. Nie zrezygnuję z wizyty u Hebiego.
- Jak sobie życzysz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz