Remes został wezwany przez
cesarza. Wszedł do biura władcy zapowiedziany przez strażnika. Ukląkł i zniżył
wzrok jak nakazywała tego etykieta.
- Wstań – usłyszał Remes.
Posłusznie wykonał polecenie. – Kiedy Kane wraca?
- Wybacz, panie, ale sam Kane nie
jest w stanie odpowiedzieć jeszcze na to pytanie.
- Czyli sprawa z zamachem była
poważniejsza niż początkowo sądził? – zapytał cesarz. Taka była wersja
oficjalna. Zamach wymierzony przeciw Kane’owi.
- Wybacz, ale Kane przezornie nie
wtajemniczył nikogo w tą sprawę.
- Przekaż mu, że senatorowie
niemal jednogłośnie wybrali go na Pierwszego Strażnika. Jak tylko wróci ma się
bezzwłocznie u mnie pokazać.Będzie miał na głowie sporo obowiązków, w tym szkolenie nowego Strażnika.
- Oczywiści, panie.
- Możesz już iść.
Remes skłonił się i wyszedł.
Droga do kwater Kane’a była długa. O wiele dłuższa niż zazwyczaj. Odruchowo
chciał zapukać. Zastygł w bezruchu z uniesioną dłonią zdając sobie sprawę z
tego, że nikt mu przecież nie odpowie. Westchnął ciężko i wszedł do biura swego
dowódcy. Wszystkie zniszczenia, których dokonał Hebi, a raczej demon w nim, zostały
w mgnieniu oka naprawione. Remes robił to co zwykle. Uporządkował papiery, przejrzał
raporty. Kane zawsze nienawidził roboty papierkowej, często zostawiał ją na
głowie młodszego dajmona.
Czytał właśnie kolejny nudny
raport od obserwatorów, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedział, jedynie na
tyle głośno by go usłyszano. Do pokoju weszła Normenel. Jej widok do końca
złamał serce dajmona. Wiedział, że anielice kochała Kane’a podobnie jak Vicca. Obie
ogromni e teraz cierpiały. On nie mógł sobie wyobrazić co czułby, gdyby miał
stracić Orianę. Gdyby widział ją bezbronną, umierającą.
- Zabrali go... – wyszeptała słabo.
– Nawet nie pozwolili mi być przy nim.
Dziewczyna upadła i rozszlochała
się. Remes ukląkł obok do niej i przyciągnął ją do siebie.
- Kane jest twardy. Zawsze
walczył do samego końca. Tym razem, tez tak będzie. Zobaczysz – próbował ją pocieszać.
Kane się nie podda. Nigdy się nie poddawał.
Vicca skryta w cieniu spoglądało
przez okno na Remesa i Normenel. Widziała łzy anielicy. Ona nie mogła już nawet
płakać. Po prostu wypłakała już chyba wszystkie łzy. Targał nią spazmatyczny
szloch, ale jej oczy pozostawały suche. Nienawidziła w tej chwili całego świata,
za to, że chciał zabrać jej jedynego mężczyznę, którego kochała. Nienawidziła
Normanel i innych kobiet, które Kane kiedykolwiek dotknął, zazdrościła im tego,
że poświęcił im swoją uwagę. Nienawidziła Hebiego, za to, że Kane troszczył się
o niego, za to, że był gotowy bronić go za cenę swego życia. Samej siebie także
nienawidziła. Może gdyby była silniejsza, bardziej się starała Kane nie
naraziłby się na niebezpieczeństwo. Nic nie mogła teraz zrobić, musiała czekać.
Wszyscy musieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz