czwartek, 15 sierpnia 2013

Od Kane'a

Do pełni świadomości przywrócił mnie strach. Nie mój. To uczucie było inne, było echem. To Hebi był w niebezpieczeństwie. Czułem jego niepokój.
Zerwałem się gwałtownie i skoczyłem na równe nogi. Omiotłem wzrokiem pomieszczenie i zebranych w nim ludzi. Najbliżej była Vicca, która klęczał obok łóżka, dalej stała reszta. Ogion, Normenel, Irezaja, Aeron, Eirinn i Remes. Wszyscy spoglądali na mnie. W ich oczach niedowierzanie mieszało się ze strachem i radością w różnych proporcjach.
Znowu niepokój Hebiego. Warknąłem, odpowiedział mi gniewny pomruk Shrika. Zareagowałem instynktownie. Zjednoczyłem się z bestią i pozwoliłem by owiała mnie ciemność. Gdy otworzyłem ponownie oczy stałem w pokoju Hebiego. Zobaczyłem chłopaka na łóżku, tulił się do Rakyo. Pospiesznie rozejrzałem się poszukując zagrożenia. Mój wzrok spoczął na Orobasie. On nie był niebezpieczny dla chłopaka. Nie czułem w nim chęci mordu.
- Spokojnie, jestem przy tobie – zapewniał smok. - Nic ci nie będzie, obiecuję.
- A ty co? Instynkt macierzyński? – zaśmiałem się. Młody gad spojrzał na mnie jeszcze bardziej zdziwiony i wystraszony niż reszta.
- Co... jak... – jąkał się. - Przecież ty umarłeś...
- Umarłem i zmartwychwstałem, zadowolony – prychnąłem. Mój umysł przyswoił szczątki wspomnień, które przekazała mi dusza Hebiego. Widziałem siebie, leżącego bez życia. Czułem rozterki chłopaka. Jego strach, niepewność, chęć pomocy, wszystko. - Wstawaj, młody, bo to ponoć ja byłem w stanie krytycznym, a nie ty – uśmiechnąłem się do chłopaka.
- Odpuść, szczeniaku. To przez ciebie - syknął na mnie demon. Jego aura zawirowała. Usłyszałem warknięcie Shrika.
- Szczeniaku?! Jak śmiesz... – Nazwać mnie szczeniakiem?! Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Jak JA śmiem? Byłem już stary w momencie, gdy ktoś kiedyś wpadł na pomysł, żeby skrzyżować człowieka z duchem, a ty mi tu chcesz wielką wspaniałością wyjeżdżać? Nie zapominaj się, radzę. Dopiero od paru chwil jesteś demonem – tak tym teraz byłem. Demonem, albo czymś co do demona było bardzo podobne.
- Demonem? – Rakyo zadrżał i przycisnął Hebiego mocniej do siebie.
- Tak, czego się spodziewałeś? W końcu umarł. Ja nie wnikam, co zrobił za życia, żeby do tego doszło, ale zabicie muchy to, to z pewnością nie było. A teraz, jeśli pozwolicie – skierował się do wyjścia. - Bo Wyrka się wścieknie i zaś dojdzie do Potopu czy innej plagi.
Kiedy drzwi za demonem się zamknęły poczułem jak moje własne moce uspokajają się.
- No to jak, młody? – zwróciłem się do Hebiego z uśmiechem. – Wstajesz, czy mam cię ściągnąć z tego wyrka? Nie dość się już wyleżałeś?
- Chyba dość... – zaczął chłopak niepewnie. Jego aura drżała, ale ustabilizowała się, gdy się zbliżyłem. Chłopak odzyskał też trochę kolorów, nie był już tak blady. W jego ruchach było więcej pewności.
- Hebi?! Kane jest! – usłyszałem, a drzwi otworzyły się z hukiem. Stanął w nich Ogion. Tuż za nim biegła zapewne reszta stada.
Nekromanta stanął gwałtownie, spoglądając to na mnie, to na Hebiego, który wstał właśnie i stanął obok mnie mimo tego, że smok wyraźnie nie chciał go puścić. Poczułem jak umysł elfa kieruje się w moją stronę, chcąc dowiedzieć się czym jestem. Przez pokój przebiegł wściekły ryk protestu kiedy Shrik, albo to czym był teraz, pojawił się u mego boku. Wyraźnie nie podobała mu się perspektywa goszczenia nekromanty w moim umyśle. Wszyscy zebrani odsunęli się gwałtownie. Nawet młody smok nie odważył się wyciągnąć ręki w stronę Hebiego. Syn cesarza zaś był całkowicie spokojny. Ani widok bestii, ani jej zachowanie nie przestraszyły go. Wiedział, że nic mu nie grozi.
Położyłem dłoń na łbie Shrika.
- Spokój – powiedziałem, a bestia wróciła do mnie bez protestów.
- Czy ktoś mi powie, co się dzieje? – zapytał Hebi.
Przeszliśmy do salonu. Wszyscy bardzo uważnie mi się przyglądali. Tylko Vicca, zdawała się nie dostrzegać całego tego strachu jaki wisiał w powietrzu i trzymała mi dłoń na plecach jakby bała się, że gdzieś jej ucieknę.
Kiedy usiedliśmy, zapadła niezręczna cisza.
- Rytuał... – zaczął Hebi. Smok odciągnął go ode mnie i chłopak znowu zaczął odczuwać brak części duszy, a ja znów czułem jego niepokój.
- Nie powiódł się – powiedział Ogion. – Udało mi się co prawda podzielić duszę Lymerytha i wtłoczyć ja w ciało Kane’a, ale nie zdążyłem jej w nim zapieczętować, bo twój stan się pogorszył i musiałem zadbać o twoje życie.
- Więc jak...? – zapytała Normenel.
- Nie jestem do końca pewien. Kane jest demonem, to jest pewne. Jego ciało jest nadal tak właściwie martwe. Imituje życie, to wszystko. Mimo to jest... inny... – zawahał się.
- Jak to, inny? – dopytywał się Remes.
- Demony to istoty powstałe, kiedy dusza przywiąże się do ciała, scali się z nim. Dzieje się to zawsze pod wpływem gwałtownych emocji. Mrocznych emocji, gniewu, bólu, nienawiści. Jedynie dusza, która posiadała w sobie wystarczająco dużo mroku jest w stanie to zrobić. Dusza zmienia się wtedy. Negatywne emocje doprowadzają do spaczenia. W Strażniku nie czuję więcej mroku niż było tam już wcześniej.
- Co to oznacza? – spytał Hebi.
- To, że musiało go obudzić i zmienić coś innego niż gniew i nienawiść... – nekromanta wstał i podszedł do mnie. – Pozwolisz?
Skinąłem przyzwalająco głową, a on przymknął oczy. Tym razem pozwoliłem mu rozejrzeć się po moim wnętrzu. Elf zadrżał gdy natrafił na obecność Shrika.
- I czego ciekawego się dowiedziałeś? – zapytałem i spojrzałem mu w oczy. Nekromanta pospiesznie odwrócił wzrok.
- To fragment twojej duszy, Hebi, obudził Kane’a – powiedział wracając na swoje miejsce.
- Co? Jak to się stało? – zapytał Rakyo.
- Nie jestem do końca pewien. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Gdyby rytuał się powiódł połowa duszy Lymerytha i fragment duszy Hebiego zostałyby zapieczętowane wewnątrz Kane’a tak jak demon był zapieczętowany we wnętrzu Hebiego. Tak się jednak nie stało. Po pierwsze. Ludzka część duszy Strażnika i fragment duszy Hebiego scaliły się. Takie połączenie może mieć kilka skutków ubocznych. Wasze dusze będą w pewnym stopniu połączone. Będziecie dzielić co silniejsze emocje. Działa to jednak jedynie na płaszczyźnie duchowej i umysłowej. Jeżeli któreś z was zostanie ranne, drugie nie odczuje tego fizycznie, poczuje raczej emocje towarzyszące zranieniu. W razie śmierci jednak bardzo prawdopodobna jest śmierć drugiego – zapadła chwila ciszy.
- A co z Lymerythem? – zapytał Hebi.
- Shrik wchłonął tę połowę duszy demona, którą oddzieliłem od ciebie i robi to nadal.
- Nadal...?
- Owszem. Za każdym razem gdy będziesz blisko Kane’a  Shrik będzie powoli wyciągać z ciebie duszę Lymeryta. Już udało mu się przełamać pieczęć.
- Ale, skoro Shrik wyciąga duszę demona to czy ludzka cześć duszy Kane’a nie robi tego samego Hebiemu? – zapytał Rakyo.
- Nie. Dzieje się tak za sprawą tego, że ich połączenie było dobrowolne. Ze Shrikiem i Lymerythem było inaczej. Dajmon po prostu pożarł demona, a że dusza Lymerytha, mimo to dąży do zjednoczenia z pochłoniętą przez tygrysa częścią, to będzie dalej wchłaniana. Do czasu gdy obie duszę całkowicie się scalą.
- To znaczy, że Shrik wchłonie Lymerytha, a ja będę wolny? – zapytał Hebi.
- Owszem. Być może jakiś ślad po nim zostanie, ale na tyle niewielki, że nie zagrozi już ani tobie, ani nikomu w twoim otoczeniu.
- Ale, czy to nie oznacza, że ten potężny demon będzie wtedy szalał we wnętrzu Kane’a? – zapytała anielica.
- Niestety to możliwe...
- Dam sobie z nim radę – powiedziałem. Słuchanie tego wszystkiego zaczęło mnie już męczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz