Powoli zaczęła mi wracać świadomość. Skrzywiłem się z bólu.
Czułem się taki jakiś... niepełny.
- Hebi!... - Rakyo zauważył od razu, że się obudziłem.
Siedział na skraju łóżka, a gdy tylko otworzyłem oczy, pogładził mnie.
Spróbowałem wstać, ale nadaremnie. Smok podtrzymał mnie i przytulił mocno do
siebie. Chciał zrobić coś więcej, ale się bał tego skutków. Byłem mu za to
wdzięczny, bo odczuwałem w sobie dziwną pustkę i brak pewności. Ironicznie
nasunął mi się obraz księżniczki w wieży ze starych bajek.
- No nareszcie! - usłyszałem głos, jeszcze nie
zidentyfikowany przeze mnie. - Ile można... - nie dokończył, gdy mój uścisk na
koszuli Rakyo wzmocnił się. Instynktownie schowałem się, sam nie wiem przed
czym. - No tak - westchnął nieznajomy. - Teraz to może tak wyglądać przez
najbliższe kilka miesięcy. Dlatego mówiłem nie - dopiero teraz dotarło do mnie,
że to był Orobas.
Zdziwiłem się, że nigdzie nie ma Ogiona, Irezai, czy
kogokolwiek innego, ale w końcu doszedłem do wniosku, że pewnie Rakyo ich nie
dopuścił, a na demona nie miał jakiegokolwiek wpływu.
- Spokojnie, jestem przy tobie - usłyszałem Rakyo przy
uchu. Smok mówił niskim głosem o delikatnym, usypiającym wręcz tonie. - Nic ci
nie będzie, obiecuję.
- A ty co? Instynkt macierzyński? - prychnął ktoś z lekką
pogardą w głosie. Ten głos zidentyfikowałem od razu. Kane. Ale jakiś taki...
inny.
- Co... jak... - poczułem, jak mięśnie Rakyo napinają się,
a smok jest niepewny, co się dzieje. - Przecież ty umarłeś... - oczy mi się
rozszerzyły, gdy to usłyszałem.
- Umarłem i zmartwychwstałem, zadowolony - prychnął dajmon.
- Wstawaj, młody, bo to ponoć ja byłem w stanie krytycznym, a nie ty - nie
miałem pojęcia, co się dzieje.
- Odpuść, szczeniaku. To przez ciebie - syknął demon z
furią i pewnością siebie. Nie wiedziałem, czy powinienem się mieszać, wolałem
zachować ciszę.
- Szczeniaku?! Jak śmiesz... - Kane nie dokończył, gdy
Orobas zaczął się śmiać.
- Jak JA śmiem? Byłem już stary w momencie, gdy ktoś kiedyś
wpadł na pomysł, żeby skrzyżować człowieka z duchem, a ty mi tu chcesz wielką
wspaniałością wyjeżdżać? Nie zapominaj się, radzę. Dopiero od paru chwil jesteś
demonem - w jego głosie brzmiała autentyczna groźba.
- Demonem? - powtórzył jak echo Rakyo.
- Tak, czego się spodziewałeś? - Orobas był już zupełnie
spokojny, choć ciągle utrzymal lekko władczą nutkę. - W końcu umarł. Ja nie
wnikam, co zrobił za życia, żeby do tego doszło, ale zabicie muchy to to z
pewnością nie było. A teraz, jeśli pozwolicie - kiwnął głową i podszedł pod
drzwi. - Bo Wyrka się wścieknie i zaś dojdzie do Potopu czy innej plagi -
uśmiechnął się i wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz