Czekanie zawsze jest najgorsze. Czułam niepokój to prawda,
ale jakimś dziwnym sposobem wiedziałam, że Hebi wróci cały. Rakyo nie był już
tego tak pewien. Chodził w tę i z powrotem.
- Uspokój się. On wróci – powiedziałam z pewnością w
głosie.
- Jak możesz, do cholery, mówić mi, że mam być
spokojny?! TY?! – warknął na mnie młody
smok. Nie wytrzymałam. Wstałam i wymierzyłam mu solidny policzek.
- Myślisz, że tylko tobie na nim zależy?! Nie tylko ty się
martwisz! Może i jesteście razem, ale to nie znaczy, że on jest twoją
własnością! – Rakyo zniżył wzrok.
- Przepraszam... – wybąkał.
- Wiem, że jesteś zdenerwowany, wszyscy jesteśmy.
Kiedy wreszcie Eirinn i smok nekromanty wylądowali wszyscy
wyszliśmy pełni nadziei. Pierwszy zszedł Orobos niosąc Hebiego. Rakyo od razu
pobiegł w ich stronę. Podeszłam do nich choć wiedziałam, że wszystko jest w
porządku, czułam jego życie. Był nieco inny, ale żywy, zdrowy.
Usłyszałam krzyk rozpaczy. Spojrzałam w stronę Drakolicza.
Na jednym z jego kręgów spoczywał Kane. Był martwy. Coś ścisnęło mnie za serce.
Uniosłam dłonie do twarzy próbując powstrzymać łzy. Na ziemi przed kościanym
smokiem klęczała Normanel. Tuż obok był Remes, który próbował ją podnieść. Coś
mignęło z ogłuszającym krzykiem. To była Vicca. Eirinn dalej jeszcze w smoczej
postaci pochwycił ją i zamknął w objęciach. Walkiria krzyczała i wyrywał się.
- Vi.. nie możesz... Słyszysz. Uspokój się, proszę... Nic
nie można zrobić – dudnił głęboki smoczy głos przypominający warczenie i pełen
rozpaczy.
Ogion wyglądał na jeszcze bledszego niż zwykle gdy zdejmował martwe ciało strażnika z
grzbietu smoka i polecił służącym zanieść je do jednego z pokoi posiadłości.
Nekromanta podszedł do nas.
- Rakyo weź proszę Hebiego do jednego z wolnych pokoi.
Jeszcze przez jakiś czas wolałbym, żeby był blisko, tak abym mógł wyczuwać jego
stan. Kiedy się obudzi może być wystraszony i zdezorientowany, dlatego musisz
być przy nim.
- Pójdę z tobą... – zwróciła się do młodego smoka.
- Nie... – powstrzymał mnie elf. – Hebi potrzebuje teraz
spokoju. Jego dusza musi się teraz ustabilizować. Czym mniej bodźców z zewnątrz
tym dla niego lepiej.
- Dobrze... – zgodziłam się. Rakyo wziął Hebiego w ramiona
i odszedł. Orobas zniknął zaraz za nimi.
Następna godzina była koszmarna. Remesowi i Eirinnowi
wreszcie udało się uspokoić Normenel i Viccę. Obie siedziały teraz tuląc jedna
drugą. Ich spojrzenia były puste. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić co mogły
teraz czuć. Zostałam z nimi, chciałam chociaż trochę pomóc, spróbować dodać im
otuchy. Próbowałam, choć wiedziałam, że to na nic. Aeron siedział przy mnie. On
też nie mógł uwierzyć, że Kane leży teraz martwy.
- Hebi... – usłyszałam. Aeron wstał i podszedł do ciała
Strażnika.
- On żyje... – wymamrotał. Z moich ust wyrwał się mimowolny
krzyk. Pierwsza zareagowała Vicca. Jak strzała podbiegła do dajmona. Położyła
mu dłoń na policzku. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Upadła na kolana i
przycisnęła do ust dłoń mężczyzny.
- Żyje... – wyszeptała. Normenel podeszłą niepewnie do nich
i cofnęła się mimowolnie.
- On... – wyglądała, jakby walczyła ze sobą. Remes i Eirinn
stali niepewni co zrobić. W drzwiach stanął Ogion, Szybkim krokiem podszedł do
nas i stanął jak wmurowany. Spojrzał w róg łóżka. Podążyłam za jego wzrokiem. Z
cienia obserwowała nas niebieskooka bestia. Potwór miał długie wężowe kły, które błyszczały
złowieszczo i tygrysie ciało pokryte gęstym biało czarnym futrem, wężowy ogon
wił się niespokojnie.Spojrzałam na Ogiona szukając wyjaśnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz